wtorek, 28 listopada 2017

Spotkania z historią

"Mamo, już się nie mogę doczekać, żeby w szkole w końcu się zacząć uczyć historii!", któregoś dnia z wypiekami na twarzy wyznał mi syn.
Pomimo wykonywanego zawodu za historią nigdy nie przepadałam (choć moja Pani Profesor z liceum, bój się faraona, była wyjątkowym pedagogiem), co wynika pewnie z totalnej nieumiejętności zapamiętywania nazwisk bez twarzy oraz z tendencji do przestawiania cyfr w datach. Jednakże, z racji wykonywanego zawodu, trzeba było się z ta historią zaprzyjaźnić i spróbować zaserwować ją słuchaczom trochę inaczej.
W ten sam sposób staram się zaciekawić nią dzieci ciągając ich na wszelakie gry miejskie, spacery detektywistyczne (tylko z Panią Fishką - Łucja, jeszcze raz dziękuję! https://www.facebook.com/FishkaKrakowTours/), czy też do muzeum tylko po to, żeby np. poszukać tygrysa, czy postrzelać do czołgu.


Jestem też zwolennikiem  nauki przez doświadczenie. Np. dla mnie niewykonalne jest nauczenie się nazwiska twórcy Dzwonu Zygmunta, ale gdy powiem dzieciakom, że autor "podpisał się" na dzwonie, to z ciekawością wspinają się na wieżę, żeby to zobaczyć. Nie wyobrażam sobie również uczyć się o arrasach tylko oglądając ich zdjęcia, zwłaszcza, gdy mamy je pod nosem.
Mam tylko nadzieję, że szkolna edukacja nie zabije pasji moich dzieci to tego przedmiotu...


poniedziałek, 13 listopada 2017

Śniadanie mistrzów

Rytuały, schematy, plany, grafiki to nasza codzienność. Tylko to pozwala ogarnąć cały ten bajzel i jako tako egzystować. Nie jest to metoda pozbawiona wad. Po pierwsze na barkach jednej osoby, czytaj: moich, spoczywa cały ciężar organizacji życia naszej Rodziny (przy drugiej osobie mamy już nieporozumienia i dialogi typu: "To przecież Ty to miałaś/-łeś zrobić!"). Po drugie każde odstępstwo od reguły jest związane z jakąś większą lub mniejszą katastrofą.
Posiłki również się w to wpisują. Kiedyś planowałam menu na cały tydzień, ale obecnie z racji utrudnionego dostępu do reni, robię zakupy "na weekend", "po weekendzie" i około środy.


Dzień rozpoczynamy od płatków z mlekiem. Zimnym mlekiem, choć chyba zdarzyło mi się ze dwa razy je podgrzać. Zazwyczaj sama robię granolę, ale chłopcy najbardziej lubią "reklamowe" płatki, z wyjątkiem kukurydzianych, które służą u nas w domu do panierki i jako dodatek do granoli.

Po płatkach jest śniadanie właściwe, czyli w weekendy "królewskie", a w ciągu tygodnia "szkolne". Raz w tygodniu jemy je w Lajkoniku (również według wypracowanego schematu).
Bardzo podobają mi się posty, w których pokazane są piękne, różnorakie śniadanka do szkoły: a to sałatki owocowe, a to płatki i jogurty, a to kasza jaglana z dodatkami, Super, pięknie, tylko... osoby to wymyślające nigdy chyba nie były w 3 klasie na śniadaniu. Ja mam to doświadczenie za sobą, bo już drugi rok z rzędu biorę udział w świetnej akcji "Śniadanie daje moc", podczas, której dzieciaki same przygotowują sobie posiłek w jednorazowych fartuchach ochronnych.  Po wszystkim klasa przypomina krajobraz po najeździe Hunów.



U nas najlepiej więc sprawdzają się kanapki i jakiś słodki/owocowy dodatek.
Chleb piekę sama, w zasadzie co drugi dzień. Masło robię sama ze śmietany powyżej 30%. Uprzedzając pytanie, być może wychodzi drożej niż zwykłe, ze sklepu, ale smakuje o niebo lepiej.

wtorek, 17 października 2017

"Aboracja"

Jestem absolutnym przeciwnikiem przemocy pod jakąkolwiek postacią. Zresztą chyba trudno sobie wyobrazić, żeby ktoś... nie chociaż, chyba aż tak nie jest trudno to sobie wyobrazić.
Ja w każdym razie mówię tu absolutne i zdecydowane NIE.
Ale... ale czasem to aż się ręce same w pięści zaciskają.


Jedziemy autobusem. Słodziaki siedzą, ja nad nimi stoję, bo tak nam wygodnie. Rozmawiamy.
Kaj pyta: Mamo, a co to jest aboracja?
Ja (zgodnie z prawdą odpowiadam): Nie wiem, nie mam pojęcia. A gdzie to widziałeś?

Myślę sobie, może to przeczytał - ostatnio dostali sporą partię nowych książek, m.in. rekordy Guinnessa - może tam coś było? Szukam w głowie wyrazów podobnie brzmiących: abolicja, apartheid? Cholera go wie.

Kaj: Na reklamie widziałem! "Aboracja zabija!"
Ja (z ulga, że wiem, o co mu chodzi): Aborcja!

K..wa, ja to powiedziałam na głos? W autobusie?! Wszystkie głowy +60 w moja stronę. Ja pi..lę i co teraz?

Oddech.

Ja: Aborcja jest wtedy, gdy usuwa się dziecko z brzucha matki.
Kacper: Ale jak?
Ja (k..wa, ja pi..lę): Przez operację.
Kaj: No, ale to zabija dziecko?
Ja: Tak.

Oddech. No i co dalej?

Kacper: A co to znaczy TS?
Ja: Towarzystwo Sportowe.

Ufff..
Powie mi ktoś po co te plakaty wiszą "na mieście"? Jaki do cholery ma to sens?

wtorek, 10 października 2017

Narwana baba

Jestem z tych reagujących. Jak w sklepie widzę dziecko bez opieki podchodzę, pytam, pomagam znaleźć Rodziców. Jak widzę gnoje, które próbują odkręcić siodełka od zaparkowanych przed szkołą rowerów - drę się wniebogłosy. Jak dzieciaki kurwują w szatni, czy też się przepychają - zwracam im uwagę. Tak już mam.
Reakcje są różne: od wdzięczności zrozpaczonej Mamy, do steku wyzwisk rzucanych przez nastoletnie gnoje. Jestem świadoma konsekwencji takiego postępowania.

Ostatnio jednak obserwuję bardzo wiele zachowań mężczyzn - jeszcze mi się nie udało zobaczyć w takiej akcji kobiety, którzy wyładowują swoje frustracje na dzieciach i to nie swoich. Nie wiem, z czego wynika to, że facet nie potrafi normalnie zwrócić uwagi. Od razu albo się drze, albo klnie. Do dziecka.

Jedziemy na mecz, wchodzimy na teren boiska i nagle wyskakuje "boiskowy cieć" wrzeszcząc do Kaja, że w lakach nie wejdzie na boisko, że ma się natychmiast zatrzymać itd.
Dziecko zamarło i ja na sekundę też. Zapytałam, o co chodzi, jakim prawem gość krzyczy na moje dziecko i co to do k..wy nędzy są "laki"?
Tu oczywiście zaczęła się dość nieprzyjemna pyskówka, podczas której Pan usiłował przeforsować swoje racje. Przyznałam się, że nie doczytaliśmy (w osobie M.) regulaminu obiektu, mamy nieodpowiednie obuwie, że zaraz je przebierzemy. Ale już tego, że uwagę należy zwrócić opiekunowi dziecka i przede wszystkim nie w takiej formie, Pan cieć nie mógł zrozumieć.

Gramy mecz. Tatusiowie chłopców z przeciwnej drużyny stoją przy siatce i komentują sytuację na boisku. "Nasz" zawodnik brzydko fauluje przeciwnika, sędzia, trenerzy nie reagują. I tu się zaczyna: "Co robisz gnoju?!". "Gnój" odpyskował. Tatusiowie w sile czterech kontynuują: "Ja ci pokażę szczylu!", "Gówniarzu jeden!". Sytuacja rozeszła się po kościach. Nikt nie zareagował. Wszyscy udawali, że nie słyszą.
Po meczu podeszłam do Panów mówiąc, że gratuluję im postawy i że mam nadzieję, że czują się dumni, że we czterech sklęli 8-latka.
"A co Pani myśli, że mi tu gówniarz będzie pyskował?!", "A widziała Pani, jak on faulował? A sędzia nic!"
No i właśnie o to mi chodzi! Nie potrafili zrozumieć, że wina chłopca jest bezsporna, a problem jest forma zwracania się do obcego dziecka. Szkoda, że nie byli tacy odważni do trenerów i sędziego.

wtorek, 19 września 2017

Droga do szkoły

Czasem są takie dni, gdy do szkoły idziemy spacerkiem oglądając świat dookoła nas, rozmawiając o różnych sprawach, ciesząc się swoim towarzystwem. Tylko po co? Ja się pytam, po co?

Kaj: Mamo, powinnaś zacząć chodzić na treningi karate!
Ja: (W głowie: Co temu dziecku strzeliło do głowy?! Jeszcze mnie na karate nie widzieli!) A dlaczego synku?
Kaj: No wiesz, jakby Cię ktoś napadł, to mogłabyś się bronić!
Ja: (W głowie: Ufff....., czyli, że nie muszę!) Kochanie, ale Wy trenujecie karate, więc jak mnie ktoś napadnie, to mnie obronicie.
Kaj: No, ale jak będziemy akurat w szkole?
Ja: No to jak mnie ktoś napadnie, to będę się darła z całych sił i może mi ktoś pomoże.
Kacper:  Po prostu jak Cię ktoś napadnie to zadzwoń po Ojca - tylko nie po Twojego Ojca, tylko po naszego!
Kaj: Wtedy przyjedzie i wtłucze temu komuś!
Kacper: Tylko, że za to pójdzie do wiezienia, bo Tata mi mówił, że za pobicie kogoś idzie się do więzienia na dwa do pięciu lat!
Kaj: Chyba żartujesz! Ktoś Cie napada, a Ty idziesz do więzienia?

Patrzy na mnie pytająco..

Ja: No tak naprawdę to ktoś napadłby na mnie, a Tata by go pobił, więc mógłby iść do więzienia..
Kacper: No, ale jakby wsadzili go do więzienia na 2 lata, to musiałabyś przejąć wszystkie jego obowiązki.
Kaj: I z kasą byłoby krucho!
Kacper: Musiałabyś jeździć na taksówce! Albo my byśmy jeździli!
Kaj: Przecież nie masz prawa jazdy i musisz chodzić do szkoły!
Kacper (z rozmarzeniem w głosie): I moglibyśmy mówić wszystkim, że Ojciec jest w więzieniu...

sobota, 16 września 2017

Zajęcia pozalekcyjne

Często słysząc pytanie, a co robisz (w sensie, że w życiu) lub czym się zajmujesz, odpowiadam, że prowadzę własną działalność, ale przede wszystkim obsługuję dzieci.

Szkoła jest wyzwaniem logistycznym. Nie wyobrażam nawet sobie dwójki Rodziców na etatach, albo pracujących w korpo. Wiem, jest świetlica, są dziadkowie i super. U nas ogarniamy temat sami. Ustalamy cały rozkład na podstawie planu lekcji i zajęć pozalekcyjnych.

- To chłopcy oprócz piłki, chodzą jeszcze na karate? To kiedy Wy macie czas na cokolwiek?
- A no mamy.

Nie chodzi o to, żeby dzieci ze szkoły pędziły na zajęcia "umysłowe". Chodzi o ruch. Siedząc parę godzin w szkole mają potrzebę ruchu i to ogólnorozwojowego. Nie zależy mi na tym, żeby byli zawodowymi piłkarzami, ani mistrzami sztuk walki. Chodzi mi tylko o to, żeby się ruszali.

- Ale przecież dzieci nie mają czasu dla siebie, ani na zabawę!
- Naprawdę? A jak spędzają ten czas w domu? Przed telewizorem, tabletem albo z telefonem. Będąc z rówieśnikami raczej dobrze się bawią, a dodatkowo uczą się pracować w grupie inaczej niż w środowisku klasy.

sobota, 26 sierpnia 2017

Runmagedon Kids Kraków 2017

Ale było pięknie! Mega impreza, super klimat i mimo, ze czasami lało, bawiliśmy się doskonale.
Impreza masowa. Podobno ponad 5,5 tyś. uczestników. Świetnie zorganizowane trasy (choć nie perfekcyjnie), widowiskowe przeszkody i dla dorosłych i dla dzieci.
Uśmiechnięci wolontariusze, dobra organizacja.
Wspaniałe, niezapomniane przeżycie dla Słodziaków. Duma z pokonania trasy, duch współpracy między dziećmi - zawodnikami.





Jakby trzeba się było do czegoś doczepić to fajnie byłoby jakby trasa dziecięca była tak poprowadzona, żeby rodzic - fotograf mógł na całej jej długości podążać za dzieckiem.
Widziałam też, że dla kilku uczestników zabrakło pni na starcie - to ewidentne niedopatrzenie organizacyjne.
Za rok na pewno wrócimy - tym razem może w rozszerzonym składzie :)



czwartek, 24 sierpnia 2017

Poznań, Gniezno, Biskupin, Krasiejów

No i stało się! Zakochałam się... w Poznaniu! Nagle, niespodziewanie, na całe życie. Spędziliśmy tam dwie doby. To niestety za krótko, za mało, ale to świetny powód, żeby wrócić i wracać za każdym razem.



W Poznaniu włóczyliśmy się przede wszystkim po Rynku, choć koziołków nie udało nam się zobaczyć na żywo. Urokliwe uliczki, zakamarki, pomniki.


Udało nam się również zwiedzić Ostrów Tumski trasą dla dzieci, z audioguidami, organizowaną przez Bramę Poznania ICHOT. Słodziaki dostały chlebaki z wyposażeniem odkrywcy: lornetką, kredkami, zeszytem z zadaniami, kompasem. Całość trasy zajęła nam 1,5 - 2 godziny i ani na chwilę nie spadło ich zainteresowanie, nawet, gdy w tzw. "między - czasie" zaciągnęłam ich do podziemi (groby pierwszych Piastów) i Złotej Kaplicy.
Formuła gry terenowej połączona ze zwiedzaniem, to strzał w dziesiątkę, a cena mnie "zabiła" - 10 PLN za całą naszą czwórkę!



W Poznaniu odwiedziliśmy także termy maltańskie, ale ich urok docenić można poza sezonem, gdy nie ma w nich połowy stolicy Wielkopolski i ich gości :)





Udało mi się również wejść do Interaktywnego Centrum Bezpieczeństwa Skody AutoLab. Dojechać nie było łatwo, gdyż GPS oszalał, ale w środku Słodziaki do bólu wykorzystały symulatory bezpiecznej jazdy, robiły, pod kierunkiem miłej pani z obsługi, sztuczne oddychanie fantomowi, usiłowały iść po linii "po wypiciu alkoholu". Natomiast M.dachował i brał udział w crash-teście. To oczywiście część marketingu Skody, ale naprawdę było warto.




czwartek, 10 sierpnia 2017

Jak zaskakiwać, to tylko miło

Są w Polsce takie miejsca, po których nie spodziewasz się czegokolwiek. Jedziesz tam, bo żywcem nie ma co robić, a nie leje i w zasadzie nie wiesz o nich nic. Przyjeżdżasz na miejsce i okazuje się, że kiedyś tu wrócisz, a na wspomnienie pobytu uśmiechasz się.
W zeszłym roku takim miejscem - perełką było GNIEWINO, a w tym - WEJHEROWO.


Kaszubskie Oko w Gniewinie. Wiedziałam tylko tyle. Musiałam tam pojechać ze względu na Panią Dyrektor Szkoły w Gniewinie, którą miałam przyjemność gościć zawodowo w Krakowie z całą szkołą. Żegnając się z nimi miałam łzy wzruszenia w oczach, moi chłopcy dostali chusty z kaszubskimi gryfami (chłonę teraz Płomienną koronę Elżbiety Cherezińskiej, więc jestem w temacie i klimacie), a ja obiecałam, że przyjadę i obietnicy dotrzymałam.
Gniewino jest przykładem na świetnie wykorzystane dotacje unijne, wyróżnia się na trasie przez Kaszuby. Nagle wjeżdżasz do miejscowości, gdzie jest chodnik i to z obu stron drogi, na latarniach wiszą kompozycje kwiatowe, jest mnóstwo tablic informacyjnych po polsku i kaszubsku, jest czysto i optymistycznie. Pojawiają się też monstrualne stolemy oraz ono - Kaszubskie Oko, czyli wieża widokowa.



piątek, 4 sierpnia 2017

Dlaczego nie pojedziemy już do Kołobrzegu?

Po spędzeniu dwóch tygodni w nadmorskim zadupiu pojechaliśmy na parę dni do Kołobrzegu. Nie zrealizowaliśmy planu w 100%, ale coś tam udało nam się zobaczyć, a przede wszystkim poczuliśmy atmosferę miasta i wiemy, że nie jest dla nas.
Ale od początku.


Jadąc zatrzymaliśmy się w Ogrodach Hortulus (http://www.hortulus.com.pl/). Chcieliśmy zwiedzić oba, ale skończyło się tylko na Spectabilis, czyli tych z Labiryntem. Do biletów dokupiłam mapy i karty dla dzieci i spędziliśmy trzy godziny na bieganiu w labiryncie i podbijaniu wizerunków germańskich i słowiańskich bogów.  To naprawdę super pomysł i angażuje zarówno dzieci jaki i dorosłych. Trzeba również przyznać, że gdyby nie M. i jego zmysł orientacji nie udałoby się nam wypełnić zadania, bo labirynty były naprawdę bardzo trudne. W końcu poczuliśmy klimat finału Czary Ognia!
Weszliśmy nawet na wieżę widokową, która znacząco się chwiała na wietrze. Ekstremalne przeżycie!
Żałuję, że nie weszliśmy do Ogrodów Tematycznych, ale nie można mieć wszystkiego! Jednym z powodów takiej decyzji, oprócz ceny, była odległość między ogrodami. To ok. 2 km, czyli średni spacer w upał, po żwirowej drodze, gdzie samochody mijają się "na lusterka". Można przejechać samochodem, ale miejsc parkingowych jest niewiele i mimo, iż zatrudnieni pracownicy pomagają w parkowaniu na ulicy i na poboczach jest to duży kłopot. A wystarczyłby bus kursujący non stop miedzy ogrodami.


Plusy:
- dobra organizacja parkingów, gastronomii, sanitariatów
- piękne rośliny, aranżacje
- labirynt, wieża widokowa i pomysł gry dla dzieci

Minusy:
- cena (!!!)
- odległość między ogrodami i brak "busa" miedzy nimi

niedziela, 23 lipca 2017

Dzień w Gdańsku - muzealnie

3 lata temu byliśmy na przedłużony weekend w Trójmieście, stąd zostało nam niewiele rzeczy do odwiedzenia. Wtedy jednak przyjechaliśmy pociągiem, więc nasze wędrowanie było trochę ograniczone przez poruszanie się transportem publicznym, czas dojazdów i możliwości 5-latków.  Kiedy tylko w tym roku pojawiła się możliwość jednodniowego wypadu do Gdańska skwapliwie z tego skorzystaliśmy.
Plan obejmował: Muzeum II Wojny Światowej, Europejskie Centrum Solidarności i Westerplatte.


1. Muzeum II Wojny Światowej






Dużo szumu medialnego wokół tego Muzeum spowodowało, że bilety kupowałam już w kwietniu, co się opłaciło, gdyż do kas ciągnęły się długie kolejki. Niestety, żeby wypożyczyć audio-guide, trzeba było stać w tej samej kolejce. Nie wzięliśmy przewodnika, ponieważ obawiałam się, że ekspozycja nie będzie odpowiednia dla 8-latków i miałam rację. Przeszliśmy całe Muzeum, to ja decydowałam, co chłopcy będą oglądać, a co nie, zwłaszcza w obszarze Terror i Opór.








niedziela, 9 lipca 2017

Wakacje z dziećmi

Ale Ci fajnie, 3 tygodnie wakacji!
Wiesz Ciociu, tak naprawdę, to Wujek, który został w domu i pracuje ma prawdziwe wakacje.

Czytałam już posty na paretingowych blogach o tym, czy wakacje z dziećmi to naprawdę wakacje, co zrobić, aby na wakacjach z dziećmi nie oszaleć, jak nie zepsuć wakacji dzieciom, jak spędzić z dzieckiem wakacje w mieście.
Ale słyszałam też uwagi znajomych: Wyjazd na 3 tygodnie? W dupach Wam się poprzewracało! 2 tygodnie w jednym miejscu?! Co Wy tam będziecie robić i to bez samochodu? Bo wysłałabyś ich na obóz i miałabyś święty spokój!


No to, jak to jest naprawę?
1. Słodziaki są już w takim wieku, że są się w stanie sobą zająć na jakiś czas. Mogą pograć same na komórkach (tak, pozwalam im na to codziennie, przez określony czas), pooglądać TV, poskakać na trampolinie, czy pobawić się na zamkniętym podwórku obok domu. W tym czasie mogę spokojnie poczytać, czy pobuszować w Internetach. Czyli - wakacje.


2. Pakowanie, cała atmosfera przygotowania do wyjazdu, jet-lag, podróż pociągiem, autobusem, zmiana miejsca pobytu. Przebywanie z innymi osobami na co dzień (Babcia, kuzynka) - wakacje.


3. Inny rytm dnia, późniejsze chodzenie spać, brak pośpiechu, brak planu, inny jadłospis, bez konieczności codziennego gotowania. Inne obowiązki (zmywanie naczyń, wyrzucanie śmieci, składanie namiotu plażowego) - wakacje.

czwartek, 29 czerwca 2017

Pakujemy się!

Przed nami wakacje. Jak się spakować, co zabrać? Nie jest to trudne, ale...
1. Miejsce
Ważne jest to, gdzie jedziemy i ile wiemy o tym miejscu. Internet, telefon do właścicieli obiektu, komentarze na googlarce, TripAdvisor i.... Coś już tam wiemy.
- czy jest pościel, czy są ręczniki, czy łazienka jest w pokoju, czy nie (szlafrok, klapki pod prysznic)
- gotujemy sami (jak wyposażona jest kuchnia), czy mamy posiłki wliczone (strój do jadalni)
- możliwość prania


2. Atrakcje w okolicy
Zróbmy rekonesans, co jest w okolicy, żeby się nie okazało np., że za płotem będzie ścianka wspinaczkowa, a my mamy tylko klapki. Albo, że do plaży trzeba iść 2 km, a mamy tylko sandałki na obcasach :) Że w okolicy jest super orlik, a nasza piłka leży spokojnie w domu, a do najbliższego sklepu mamy 10 km,



3. Plan pobytu
Wiadomo: chcemy iść w góry - zabieramy buty, sprzęt, plecak, będziemy zwiedzać - wygodne obuwie, czapeczki, chusty na ramiona (strój do świątyń), aqua park - stroje kąpielowe na zmianę, ręczniki, klapki.

4. Pogoda
Prognozy pogody na więcej niż 3 dni do przodu to podobno wróżenie z fusów, ale warto się przygotować i zabrać odpowiednie ubranie. Jak ma być lato dekady to pół walizki długich spodni i swetrów nie ma sensu.

5. Podróż
Czym jedziemy? Co spakować do "bagażu podręcznego"? Kanapki? Picie? Czym zająć dzieci w podróży?

6. Gadżety
Książki, ładowarki, baterie, parawany, ulubiona maskotka, aparat, kamera.


7. Kosmetyki i lekarstwa
Tubki zajmują mniej miejsca niż butelki. Może nie trzeba będzie się malować? Grzebień lub szczotka do włosów. Krem przeciwsłoneczny, krem łagodzący, żel na ukąszenia. Leki codzienne, ew. recepty, termometr, plastry, woda utleniona.


8. W co się spakować?
Obojętne, czy lubimy walizki, czy plecaki. Ważne jest to, czy będziemy to musieli nieść i jak daleko? Dobrze też zamiast torby/torebki mieć mniejszy plecak - obie ręce mamy wolne.


No to w drogę!

piątek, 16 czerwca 2017

Masterszefy

Korzystając z tego, iż nasza reprezentacji U21 rozgrywa właśnie mecz ze Słowacją, który mimo aktualnego remisu chyba przegramy, mam okazję napisać o trwającej już kilka miesięcy fascynacji Słodziaków. Chodzi o gotowanie, czego nie trudno się domyślić po tytule.
Zaczęło się od oglądania MasterChef Junior. Potem pomagali mi w kuchni, ale zawsze w domu jest coś pilniejszego do zrobienia. Poza tym wizja Armagedonu w kuchni, który zostaje po ich popisach skutecznie studzi mój zapał. Chociaż Kaj potrafi samodzielnie zrobić rosół, a Kacper prostą chinę.


Zaczęłam więc szukać warsztatów kulinarnych w naszym mieście. Na przełomie maja i czerwca byliśmy na trzech. Pierwsze dwa organizowane były w lokalu o wdzięcznej nazwie Bal (https://www.facebook.com/balnazablociu/), a sprawcą zamieszania były nasze ulubione Dzieciaki w formie (http://dzieciakiwformie.pl/warsztaty-kulinarne/).Najpierw zrobili pizzę, a potem przekąski owocowe i warzywne wrapy. Grupa mała, kameralna, prowadząca rewelacyjna z pokładami cierpliwości.



Ostatnie zaś warsztaty były prawdziwym mistrzostwem świata i na pewno je powtórzymy po wakacjach. Organizowane przez Kampus Wielicki, z fantastycznym zapleczem gastronomicznym, technicznym. Tematem były potrawy mączne. Robili babeczki owocowe i knedle z truskawkami z polewą borówkową. Wszystko sami, pod opieką aż trójki pedagogów, którzy instruowali, nie wyręczali, czuwali nad wykonaniem, tłumaczyli, odpowiadali na wszelkie pytania, ale nie dali sobie wejść na głowę i trzymali dyscyplinę oraz pilnowali czasu. Wielkie gratulacje!










wtorek, 13 czerwca 2017

Dzień Dziecka

W tym roku świętowanie Dnia Dziecka trwało w zasadzie prawie tydzień. Ale w końcu Słodziaki odliczały dni i spekulowały co do prezentów. W końcu wygrały Fidget Spinnery, co nie ukrywam, nie nadszarpnęło naszej kieszeni, ale po kolei.



środa, 24 maja 2017

Dzień Matki

Pobudka 6.15. Jest spoko, spała aż 5 godzin. Dzięki kieliszkowi wina "na dobranoc" prawie bez przerwy. Nie budziła się co chwilę. Dzieci płakały w nocy, ale ona jeszcze wtedy nie spała. Mogła pobiec na górę, utulić, ukoić.
Nie spała, bo szykowała obiad "na jutro". Barszcz czerwony, pierożki do zupy. Ziemniaki obrała, posoliła, kotlety uformowała, położyła na patelni, przykryła folią, włożyła do lodówki. Nie zrobiła surówki... Może on da radę sam zrobić? Na pewno da! Przecież ze wszystkim radzi sobie znakomicie! Odbierze ze szkoły, przygotuje obiad, zrobi lekcje, przyszykuje na jutro, pójdzie z dziećmi na karate.


Ona w końcu wróci z tej pracy, która jest po prostu śmieszna, sezonowa. I jeszcze przynosi gówniane dochody, bo przecież to on utrzymuje całą rodzinę, przez cały rok i dba o wszystko. Wróci po 10 godzinach stania na nogach i użerania się z kwiatem młodzieży polskiej, zrobi kolację, posprząta kuchnię, znów się przyczepi, że naczynia nie w zmywarce, a pudło na środku garderoby. Sprawdzi plecaki, dopakuje, co trzeba, napisze w dzienniczku zaległe usprawiedliwienie, pomyje gary, zrobi prowiant na następny dzień i .... siądzie do pracy przed komputerem...
To nic, że znów nie miała czasu zapisać się na cytologię. Do dermatologa też przecież zdąży się umówić, a to znamię na plecach ma już tyle lat, że na pewno to nic złego. Musi też odwołać termin szczepienia dzieci, bo w całym mieście nie ma szczepionki. Nie będzie przez to spała przez tydzień kalkulując konsekwencje swojej decyzji, ale po co komu sen?
Że nie odebrała jego spodni od krawca, że kupiła mu bokserki jak namioty?  Cholera, znów się nie spisała. Jutro wszystkiego dopilnuje. W końcu nie ma o co płakać. Trzeba być miłym, spokojnym, uśmiechniętym. Przecież inni tak umieją, są mili, zabawni, jest z nimi o czym rozmawiać.


A Mama? Ciągle się czepia, że zle napisane, że nie posprzątane, że gra się w piłkę w domu. A na obiad znów mielone, których nikt nie lubi, a książki mi nie kupiła, na lego też nie chce dać. Z Tatą natomiast tak fajnie, bo w piłkę można pograć. Wprawdzie on non stop z nosem w telefonie, ale i do tego idzie przywyknąć.


Potem idzie do sypialni dzieci i pyta czemu jeszcze nie śpią? W odpowiedzi słyszy: "Czekałem na Ciebie. Nie mogłem przecież zasnąć bez powiedzenia Ci, że Cię kocham". I nagle ma swój pieprzony Dzień Matki. Lepszy niż jakikolwiek inny dzień w całym swoim życiu!

niedziela, 21 maja 2017

Dyskusje

Ja: Proszę, żebyście posprzątali Wasz pokój.
Kacper: Sama powiedziałaś, że to jest nasz pokój, więc możemy mieć w nim jak chcemy!
Kaj: Ale dlaczego mamy sprzątać TERAZ?!

Trener: Kajtek, do przodu!
Kaj: Ale jak pobiegnę do przodu, to nie zdążę wrócić!

M: Zabierz plecak!
Kaj: Wiem, co mam robić!

I tak pięćset razy dziennie. Nie dyskutuj, wykonaj polecenie.Tylko i aż tyle.

Ja: Zastrugaj kredki.
Kacper: Ale ja lubię takimi właśnie pisać!
Ja: OK. Ale nie podoba mi się Twoja decyzja.

Po szkole..
Kacper: Dostałem "c", bo zrobiłem 2 błędy i napisałem niestarannie.
Ja: Dlaczego pisałeś niestarannie?
Kacper: Bo miałem niezastrugane kredki....


Umowa: Chłopcy, podejmujecie samodzielnie decyzje, ale będziecie musieli przekonać się o ich konsekwencjach. Jeżeli my Was o coś prosimy, a Wy postąpicie inaczej i wyniknie z tego coś niefajnego, będziecie musieli....

No właśnie, co będą musieli??? Kara? Po co? Jaka? Przecież groźby i tak niczego nie zmienią Zakaz grania na konsoli? Po pewnym czasie nie ma to aż takiego znaczenia. Poza tym to kara dla mnie, a nie dla nich, bo wtedy nie ma już nawet godziny spokoju.
Ostatnio błędne lub niestarannie napisane ćwiczenia trzeba było przepisać. Na razie działa, ale nie wiem, jak długo?


M: Daj zawiążę Ci buty!
Kacper: Przecież mamy być podobno samodzielni!
M: OK.

Przez cały trening co 5 minut zawiązywał rozwiązujące się buty..


W teorii człowiek uczy się na błędach. Dziecko to jednak super człowiek. Może i się uczy. Jednak na pewno nie za pierwszym, ani za dwudziestym razem.

CIERPLIWOŚCI!!!!