wtorek, 23 września 2014

Zajęcia dodatkowe

Do tej pory nie było problemu, gdyż wszystkie zajęcia przedszkolne odbywały się w ramach czesnego. Wycieczki też. Wiem, że nie było to typowe (nie znam placówki, w której wprowadzono takie rozwiązania), ale wielce wygodne i bezkonfliktowe.
Między innymi dlatego, mocno zaangażowałam się w organizowanie przedszkolakom wycieczek wynajdując bezpłatne wejścia, gdzie tylko mogłam.
Odwiedziliśmy parę fajnych miejsc w Krakowie:

http://go2cracow.blogspot.com/2014/05/mury-obronne-i-koscio-mariacki-z.html
http://go2cracow.blogspot.com/2013_09_01_archive.html
http://go2cracow.blogspot.com/2013_05_01_archive.html


No ale w tym roku promocja się skończyła. Faktem jest, że chłopcy w przedszkolu mają dużo zajęć dodatkowych, w dalszym ciągu opłacanych w ramach czesnego: codzienny angielski, hiszpański raz w tygodniu, cotygodniowe: balet, zumba i taniec, raz w miesiącu: warsztaty przyrodnicze, fizyczne, robotykę, spotkania podróżnicze, ceramikę, origami. Nie jestem przekonana, czy wymieniłam wszystko.


Robotyka stała się hitem, więc zaproponowano organizację dodatkowych, płatnych zajęć. Wychodzą one dużo taniej, niż gdybyśmy mieli ich zapisać oddzielnie, więc z ochotą na to przystałam, ale.. Na 18 dzieci w zerówce, tylko 10 się zapisało.

Tak samo z zajęciami dodatkowymi z taekwon-do w ramach Małych Smoków. Te są super, uczęszczaliśmy na nie w zeszłym roku, ale kolidują nam z judo i są od niego 2 x droższe.
Jedyną nadzieją jest to, że ich najlepsi koledzy też nie są zapisani, więc może jakoś uda się przetłumaczyć naszym chłopcom, że nie będą na nie chodzić.

Tak samo jest z wycieczkami. Od tego roku te po Krakowie odbywają dalej w ramach czesnego, a te, które wymagają wynajęcia autokaru - płatne.
Wszystko jest zrozumiałe, uczciwie postawione, rozliczone.

Jak tylko wytłumaczyć dziecku, że czegoś nie będzie robić, w czymś uczestniczyć, bo rodziców na to nie stać. Niby samo życie. Zawsze znajdzie się, coś co będzie przekraczało nasze możliwości finansowe. Gdzie w tym wszystkim beztroskie dzieciństwo? Można tłumaczyć to też nauką oszczędzania, nie ulegania we wszystkich zachciankach itd. Nie wiem. Jakoś mi z tym dziwnie...


poniedziałek, 22 września 2014

Maja

Kajtek i Kacper nie lubili oglądać bajek o Pszczółce Mai, ponieważ uważali je za kontynuację serialu Disney Junior "Ul", za którym nie przepadali, bo był dla dzidziuchów.
Jednak pewnego dnia zakupiłam im audiobooka pt. Alarm niedźwiedziowy. No i to był hit.


Gdy tylko ukazały się zwiastuny filmu pełnometrażowego o przygodach małej pszczółki, chłopcy od razu chcieli go zobaczyć. Bajka była piękna, nowocześnie zrobiona animacja i dubbing, który znamy z dzieciństwa.
Historia opowiadająca o tolerancji i to kierowaniu się w życiu stereotypami. Pszczoły nie lubią szerszeni, szerszenie nienawidzą "miodorobów", nikt nie rozmawia z żuczkiem gnojownikiem, konikowi polnemu Filipowi nie pozwolono wejść do ula, bo nie jest pszczołą, a do tego zła ministra, która chce pozbawić królową tronu! Jedyne czego zbrakło w tej bajce, to piosnka pana Wodeckiego.

Zdjęcia pochodzą z www.cinema-city.pl


http://1.fwcdn.pl/po/98/30/709830/7632262.3.jpg

niedziela, 21 września 2014

Bombiki

Mamy nową serię książek do czytania. Chodzi o przygody żyjącego na afrykańskiej sawannie słonika, jego rodziny i przyjaciół.
Jest więc słonik Bombik, jest siostra Bomila, papuga Żako Żalla, hipopotam Popo itd.

źródło: https://bonito.pl

Seria napisana jest przez księdza Bogusława Zemana, ale nie ma w niej oczywistych nawiązań do religii chrześcijańskiej. Opowiada o chorobach, rywalizacji, przemocy. Wszystko w miły, przyjemny i zrozumiały dla dzieci sposób. Przedstawia zwierzęta, ich zwyczaje, sposób odżywiania. Opowieść co jakiś czas ubarwiona jest wierszykiem, do którego napisana jest melodia (na końcu do każdego z ich podane są nuty).
Wydanych zostało 5 książeczek, co zapewniło nam rozrywkę na cały miesiąc.




czwartek, 18 września 2014

Popołudniowa kawa

Nic tak nie pobudza Cie do życia jak pyskówka z tatusiem dziecka, które robi krzywdę Twojemu dziecku. Nie trzeba nawet popołudniowej kawy.
15.57. Za 3 minuty zaczynają się zajęcia judo. Na sale nie wolno wchodzić bez trenera, więc Kacper i Kajtek siedzą w drzwiach na schodkach. Dwóch chłopców, mimo zakazu weszło na salę, ja stoję oparta o futrynę, żeby w razie czego zainterweniować i zawrócić chłopców, gdyby też chcieli wejść. Za Kajtkiem stoi chłopczyk i kopie go w plecy. Najprawdopodobniej chce przejść. Wszyscy rodzice stoją w korytarzu.
Po trzecim kopnięciu pytam chłopca "Dlaczego go kopiesz?", na co malec w płacz i do ojca, który na pytanie "co się stało", usłyszał od syna odpowiedź: "bo on jest głupi".
Stoję spokojnie czekając na reprymendę, której tata powinien udzielić synowi. A słyszę: "Nie przejmuj się synku ta mamusia widzi, tylko to co chce widzieć".
Dialog potoczył się potem mniej więcej tak:
Ja: "Słucham?"
Tatuś: "Bo nie widziała Pani, jak Pani syn ciągnął mojego wcześniej za rękę!"
Ja: "No nie widziałam, stąd moje pytanie. Poza tym powinien Pan jakoś zareagować!"
Tatuś: "No bo Pani syn zaczął, poza tym, po co się Pani do nich wtrąca? Niech sobie to sami załatwią między sobą."
Ja: "Będę się wtrącać, gdy ktoś kopie moje dziecko!"

czwartek, 4 września 2014

Hartuj się, bo kto się hartuje...

Początek września to jeszcze lato. Nie ma słońca, pogoda raczej jesienna, ale +17 stopni rano to naprawdę nie jest powód, żeby ubierać dzieci jak na Syberię!
Idą smyki do przedszkoli w kurtkach, apaszkach, czapkach (!), butach z futerkiem (!) w środku, a dziś widziałam hit: rajtki pod spodniami! Ludzie, opamiętajcie się! Co im ubierzecie zimą??!!
Napisano wszystko, co można o tym, że dzieci trzeba hartować, żeby nie chorowały. A co to tak naprawdę znaczy? Hartowanie to częste zmiany temperatury: z ciepłego na zimne i zimnego na ciepłe. A co my robimy? Z ciepłego mieszkania/domu wypuszczamy nasze "maleństwa" na ulicę zawinięte w kokonach, które powodują, że dziecku jest jeszcze cieplej, bo nie wyobrażam sobie, że którekolwiek z naszych pociech przeżyło ubieranie w te stosy ubrań w pomieszczeniu bez spocenia się. Maszerują dzielnie do przedszkoli i szkół, ruszając się, czyli znów się pocąc. Taki eksperyment - włóżmy na siebie tyle warstw ubrań, na ile skazaliśmy dziecko i podbiegnijmy do autobusu. Przyjemnie?
Dzieci nie chodzą, one biegają. Nawet jeżeli masz idealne dziecko, które idzie z Tobą za rękę na ulicy, to na spacerze przedszkolnym będzie biegało - wszystkie dzieci tak robią. Panie Przedszkolanki w 90% przypadków włożą dziecku na kark wszystko to, w czym go przyprowadziłaś rano - upoci się, przegrzeje. Z tego biorą się choroby.


wtorek, 2 września 2014

Szlak Orlich Gniazd

Ostatni weekend wakacji spędziliśmy na targach i wycieczce do Ogrodzieńca. Targi: Śniadaniowy i Pietruszkowy chłopcy znają już od zeszłego roku, a my staramy się je odwiedzać regularnie, co weekend. Mają swoje ulubione stoiska, szukają "swoich" dostawców oraz "swoich" produktów typu: słodka pizza, makaroniki (z różą i jagodami), naleśniki, chlebek z ziarenkami, oliwki dla Taty i rybki dla Mamy :)
Wycieczka Szlakiem Orlich Gniazd była troszkę podróżą sentymentalną dla nas, gdyż mieliśmy okazję zwiedzić je wszystkie parę lat temu, czyli w czasach jak byliśmy piękni, młodzi, może nie bogaci, ale bez dzieci :)
Nie chodziło oczywiście o pokazanie chłopcom ruin wszystkich zamków, choć i na to przyjdzie czas za parę lat, bo jak mawia R.: "Zamki, jak zamki. No są ruiny, ale poza tym - nuda". Nasz wybór padł więc na Ogrodzieniec, który oprócz ruin i niedzielnych pokazów walk rycerskich oferuje: Park Rozrywki, Park Doświadczeń Fizycznych, Park Miniatur, Dom Strachów i rynnę-zjeżdżalnię.
Sam zamek jest dość duży, nieustannie remontowany. Atrakcją jest niewątpliwie wspinanie się po krętych schodach, wychodzenie na punkty widokowe. Oczywiście nie obyło się bez zgrzytów, gdyż moje uczucia macierzyńskie i kwoczenie nad dziećmi krzyczą: nie wchodź tam! A jak już musisz, to tylko ze mną za rękę, a samodzielne pięciolatki są już duże i chcą wszędzie chodzić same! Na dziedzińcu zamku stoiska z badziewiem rycerskim - tym razem udało nam się zakończyć sprawę drewnianymi "pukawkami".




No i mamy gendera!

Parę dni temu chłopcy z zachwytem opowiadali mi o nowych zajęciach w przedszkolu - o balecie! Myślę sobie, no ok, niech i będzie balet, chociaż było mi dziwnie. Zastanowiłam się, o co tak naprawdę chodzi i stwierdziłam, że nie możemy dać się wtłamsić w ograniczenia płci: że to dla chłopców, to dla dziewczynek, bo i w imię czego? Dlaczego coś, co im się ewidentnie podoba ma być tylko dla dziewczynek??  Pokazywali "baletowe" ruchy nogami, omawiali zasady, że na salę trzeba wchodzić z wyprostowanymi plecami itd.
Zaczął się rok szkolny i w wykazie zajęć dodatkowych czytam: "Balet dla dziewczynek"... No i co teraz? Jak wytłumaczyć dociekliwym 5- i pół latkom, że to TYLKO DLA DZIEWCZYNEK? Dlaczego tylko dla dziewczynek?Zwłaszcza, że Kacperek już się widzi podrzucającego Olę. Dyrekcja zobowiązała się,
że w czasie zajęć baletowych zorganizuje coś specjalnego dla chłopców. I znów, co będzie TYLKO DLA CHŁOPCÓW i dlaczego?

Jak dziś pamiętam o całym szumie medialnym dotyczącym ideologii, której nie ma, czyli gender. W żaden sposób nie myślałam, że dotknie mnie to osobiście.
Zastanawiałam się, czy po prostu nie dać im możliwości wyboru: jak chcą, to niech chodzą, a jak nie to nie. Ale chodzić nie będą, bo alternatywą będzie zabawa z chłopcami (albo jakieś inne zajęcia z ziomkami). Nie mam pomysłu..

A tak z innej beczki, jako, że 1. września już za nami. Wyczytałam na blogu Doroty Zawadzkiej, w artykule pt. "Nie trzeba wpychać dziecka do strumyka..", raport opublikowany w 2011 roku, który wieńczył badania niemieckich naukowców i zawiera wszystko to, co dziecko idące do szkoły "powinno".
http://dorotazawadzka.blogspot.com/2014/08/nie-trzeba-wpychac-dziecka-do-strumyka.html?m=1
Lista jest długa, czasem bywa dość zaskakująca. Wydrukowałam ją sobie, powiesiłam nad biurkiem i będę miała na uwadze. Część rzeczy już odkreśliłam, o części w ogóle bym nie pomyślała, inną część mam  planach. Zamierzam wdrożyć plan w życie. W końcu mam jeszcze 18 miesięcy, gdyż raport dotyczył siedmiolatków :)