środa, 24 maja 2017

Dzień Matki

Pobudka 6.15. Jest spoko, spała aż 5 godzin. Dzięki kieliszkowi wina "na dobranoc" prawie bez przerwy. Nie budziła się co chwilę. Dzieci płakały w nocy, ale ona jeszcze wtedy nie spała. Mogła pobiec na górę, utulić, ukoić.
Nie spała, bo szykowała obiad "na jutro". Barszcz czerwony, pierożki do zupy. Ziemniaki obrała, posoliła, kotlety uformowała, położyła na patelni, przykryła folią, włożyła do lodówki. Nie zrobiła surówki... Może on da radę sam zrobić? Na pewno da! Przecież ze wszystkim radzi sobie znakomicie! Odbierze ze szkoły, przygotuje obiad, zrobi lekcje, przyszykuje na jutro, pójdzie z dziećmi na karate.


Ona w końcu wróci z tej pracy, która jest po prostu śmieszna, sezonowa. I jeszcze przynosi gówniane dochody, bo przecież to on utrzymuje całą rodzinę, przez cały rok i dba o wszystko. Wróci po 10 godzinach stania na nogach i użerania się z kwiatem młodzieży polskiej, zrobi kolację, posprząta kuchnię, znów się przyczepi, że naczynia nie w zmywarce, a pudło na środku garderoby. Sprawdzi plecaki, dopakuje, co trzeba, napisze w dzienniczku zaległe usprawiedliwienie, pomyje gary, zrobi prowiant na następny dzień i .... siądzie do pracy przed komputerem...
To nic, że znów nie miała czasu zapisać się na cytologię. Do dermatologa też przecież zdąży się umówić, a to znamię na plecach ma już tyle lat, że na pewno to nic złego. Musi też odwołać termin szczepienia dzieci, bo w całym mieście nie ma szczepionki. Nie będzie przez to spała przez tydzień kalkulując konsekwencje swojej decyzji, ale po co komu sen?
Że nie odebrała jego spodni od krawca, że kupiła mu bokserki jak namioty?  Cholera, znów się nie spisała. Jutro wszystkiego dopilnuje. W końcu nie ma o co płakać. Trzeba być miłym, spokojnym, uśmiechniętym. Przecież inni tak umieją, są mili, zabawni, jest z nimi o czym rozmawiać.


A Mama? Ciągle się czepia, że zle napisane, że nie posprzątane, że gra się w piłkę w domu. A na obiad znów mielone, których nikt nie lubi, a książki mi nie kupiła, na lego też nie chce dać. Z Tatą natomiast tak fajnie, bo w piłkę można pograć. Wprawdzie on non stop z nosem w telefonie, ale i do tego idzie przywyknąć.


Potem idzie do sypialni dzieci i pyta czemu jeszcze nie śpią? W odpowiedzi słyszy: "Czekałem na Ciebie. Nie mogłem przecież zasnąć bez powiedzenia Ci, że Cię kocham". I nagle ma swój pieprzony Dzień Matki. Lepszy niż jakikolwiek inny dzień w całym swoim życiu!

niedziela, 21 maja 2017

Dyskusje

Ja: Proszę, żebyście posprzątali Wasz pokój.
Kacper: Sama powiedziałaś, że to jest nasz pokój, więc możemy mieć w nim jak chcemy!
Kaj: Ale dlaczego mamy sprzątać TERAZ?!

Trener: Kajtek, do przodu!
Kaj: Ale jak pobiegnę do przodu, to nie zdążę wrócić!

M: Zabierz plecak!
Kaj: Wiem, co mam robić!

I tak pięćset razy dziennie. Nie dyskutuj, wykonaj polecenie.Tylko i aż tyle.

Ja: Zastrugaj kredki.
Kacper: Ale ja lubię takimi właśnie pisać!
Ja: OK. Ale nie podoba mi się Twoja decyzja.

Po szkole..
Kacper: Dostałem "c", bo zrobiłem 2 błędy i napisałem niestarannie.
Ja: Dlaczego pisałeś niestarannie?
Kacper: Bo miałem niezastrugane kredki....


Umowa: Chłopcy, podejmujecie samodzielnie decyzje, ale będziecie musieli przekonać się o ich konsekwencjach. Jeżeli my Was o coś prosimy, a Wy postąpicie inaczej i wyniknie z tego coś niefajnego, będziecie musieli....

No właśnie, co będą musieli??? Kara? Po co? Jaka? Przecież groźby i tak niczego nie zmienią Zakaz grania na konsoli? Po pewnym czasie nie ma to aż takiego znaczenia. Poza tym to kara dla mnie, a nie dla nich, bo wtedy nie ma już nawet godziny spokoju.
Ostatnio błędne lub niestarannie napisane ćwiczenia trzeba było przepisać. Na razie działa, ale nie wiem, jak długo?


M: Daj zawiążę Ci buty!
Kacper: Przecież mamy być podobno samodzielni!
M: OK.

Przez cały trening co 5 minut zawiązywał rozwiązujące się buty..


W teorii człowiek uczy się na błędach. Dziecko to jednak super człowiek. Może i się uczy. Jednak na pewno nie za pierwszym, ani za dwudziestym razem.

CIERPLIWOŚCI!!!!

czwartek, 4 maja 2017

Majówkowe kopalnie

Zupełnie nieoczekiwanie majówka upłynęła nam pod znakiem kopalń. Udało nam się zwiedzić trzy: soli, węgla i złota.




1. Kopalnia Soli w Wieliczce - Solilandia
Zwiedzanie Kopalni Soli w Wieliczce w sezonie to wyzwanie dla logistyki (dużo wcześniejsza rezerwacja biletów, transportu) i cierpliwości (tłumy ludzi).
Była to wycieczka klasowa, bladym świtem. Zdecydowaliśmy się na dojazd do Kopalni wynajętym busem (45 min), a powrót pociągiem (21 min). Obie opcje są akceptowalne, gdyż Wieliczka jest przygotowana na dojazd turystów własnym transportem (duża ilość parkingów), a i stacja kolejowa znajduje się w odległości 6 minut spacerku od wyjścia z Kopalni.
Zdecydowaliśmy się na droższą trasę dedykowaną specjalnie dla dzieci klas 1-3. Było to dobrym pomysłem, gdyż 2-godzinne zwiedzanie minęło niepostrzeżenie, ciekawie, z zaangażowaniem dzieci.

 


https://www.kopalnia.pl/zwiedzanie/kopalnia-dla-szkol/przedszkole-i-klasa-1-3/odkrywamy-solilandie



Był też czas na posiłek, zakup pamiątek. Zarówno przewodnik, jak i spotkany Soliludek okazali się być przyjazni dzieciom, świetnie radzili sobie z grupą. Mam jedynie mieszane uczucia co do Skarbnika, który był groźny, pokrzykiwał i nie wszystkim dzieciom było do śmiechu.

2. Kopalnia węgla kamiennego w Nowej Rudzie
W zasadzie prawie nie reklamowana atrakcja regionu. Dowiedzieliśmy się o niej przez przypadek dogłębnie analizując ulotkę o 13 atrakcjach Dolnego Śląska.
Zwiedzanie trwa ok 70 minut, ale obfituje w atrakcje: spotkanie ducha Kopalni, opowieści o zwierzętach, przejazd kolejką, pokaz różnych etapów pracy górnika.
Przewodnik miły, młody, dowcipny, z pasją. I może drobnostka, ale jaka miła - w barze kopalnianym można było zjeść rosół z węglowym makaronem, który był naprawdę czarny!

http://kopalnia-muzeum.pl/index.php/pl


3. Kopalnia złota w Złotym Stoku
I znów świetne miejsce. Nie długa trasa, przejście dwoma szybami, spacer z jednego do drugiego na powierzchni, podziemny wodospad i wyjazd górniczą kolejką. Na trasie można było sprawdzić, ile waży złoto, zobaczyć jak mogłaby wyglądać złota komnata, odwiedzić alchemika, poczęstować się arszenikiem.
Miła, kompetentna kadra sprawiła, że wycieczka była prawdziwą perełką. Na koniec zakupiliśmy "złote" monety i "złote" sztabki.

http://www.kopalniazlota.pl/pl/


wtorek, 2 maja 2017

Zimny weekend w Zakopanem

Najzimniejszy weekend kwietnia: temperatura około zera, śnieg, deszcz a my gdzie? Do Zakopca! Było mi zimno na samą myśl, ale wyjazd okazał się strzałem w dziesiątkę. I to ciepłym strzałem.


Po pierwsze termy, po drugie termy, po trzecie - Dolina Chochołowska, bo na chwilę wyszło słońce!
Najpierw Szaflary i "Gorący Potok". Obiekt jest nowy, więc walczy o gości. Można załapać się na groupony i promocje.
Szatnie są dość małe, cztery przebieralnie (może sześć) to stanowczo za mało. Na nasze szczęście, ze względu na pogodę w termach było pusto, oprócz nas jeszcze jedna rodzina i dwie pary. Posezonowa pustka dotyczyła jednak również obsługi. Miało się wrażenie, że nikogo nie ma, nawet do udzielenia informacji. Było też chłodno, zarówno w szatni, jak i pod prysznicami.
Przebraliśmy się i weszliśmy do strefy basenowej. I tu chciałam się odwrócić na pięcie i uciekać, gdzie pieprz rośnie. Baseny w "Gorącym Potoku" są tylko zewnętrzne! Było mi lodowato, telepaliśmy się z zimna wszyscy do momentu...... aż weszłam nogą do basenu. Cudownego, ciepłego, wielkiego, miejscami gorącego! Już mi było wszystko jedno, nie ważny był deszcz, śnieg - ja byłam w niebie! Dzieciaki też! Cztery ciepłe i gorące baseny, jedna zimniejsza "rzeka". Strefa rozrywki była zamknięta, ale i tak spędziliśmy fajne i super ciepłe 2,5 godziny. Dużym plusem jest obsada ratowników. Ma się wrażenie, że jest ich aż za dużo. Minusem, oprócz tych wymienionych powyżej, jest to, że w niektórych miejscach basenów oraz w brodzikach woda jest parząca. Wejście w takie miejsce było dla mnie niemiłym doświadczeniem, a dla dziecka, aż bolesne.
Ze względu też na obecność dzieci nie byliśmy w strefie saun.
Poza basenami bar szybkiej obsługi i restauracja. Szału nie ma, ale ciepłą zupę zjedliśmy :) Super pomysł, że wszystkie dodatkowe koszty (napoje, jedzenie) nabijane są na "zegarek" i płatne przy wyjściu.


"Termy Chochołów" to też zeszłoroczna "nówka", ale obiekt zupełnie innego rodzaju i budowany z większym rozmachem. Ogromny parking z osobami, które wskazują odpowiednie miejsce do ustawienia samochodu. Wielki hol i recepcja, strefa przebieralni bez zarzutu. Wszędzie obecna obsługa, która pomaga, odpowiada na głupie pytania, a co najważniejsze jest miła!
Jest też ciepło, choć może to tylko wrażenie potęgowane dość dużą frekwencją.
W środku strefa dla bobasów, strefa dla starszych dzieci, ciepłe baseny zewnętrzne, wewnętrzne, jakuzzi, solanki, pontonowe zjeżdżalnie. Dużym plusem jest strefa gastronomiczna z barem i kilkoma ciepłymi daniami do wyboru (tu również "płatność zegarkiem").
Znów, ze względu na obecność dzieci, nie byliśmy w strefie ciszy oraz saunach. Spędziliśmy tam pięć godzin, z wrażenia nie zrobiłam ani jednego zdjęcia...

A ostatni dzień to 20 km w Dolinie Chochołowskiej. Mimo błota, śniegu po kostki, ogromnych kolejek w schronisku po zupę (nasza rodzinna tradycja), zasypanych krokusów - mamy pierwszą w tym roku pieczątkę w książeczce PTTK. Było przepięknie, magicznie i jakby trochę łatwiej niż rok temu. Czyżby lepsza kondycja?