Najlepszym wynalazkiem wszech czasów jest "katarek", czyli urządzenie, które podłącza się do odkurzacza (wiem, jak to brzmi), a następnie "pakuje się" końcówkę do noska i katar zostaje wessany do technologicznego cuda. Bezsprzecznie skraca to czas infekcji, gdyż tą operację można stosować dowolną ilość razy w ciągu dnia i nos jest całkowicie opróżniony.
Wady: odkurzacz mieszka z Wami w salonie, na widoku. Niestety katar dostaje się do rur odkurzacza, filtrów etc. i śmierdzi. Dzieci absolutnie nie są w stanie "wysiąkać" nosa samodzielnie, co jest sporym wyzwaniem w nocy i przy braku prądu. Czasem pociechy boją się hałasu odkurzacza.
Rozwiązaniem może być "frida", czyli podobne ustrojstwo, którego jednak nigdzie nie podłączamy, tylko działa na "siłę ciągu naszych ust".
Obie rzeczy są stosunkowo tanie - 25-50 zł. Mogą wystąpić jednak problemy ideologiczne z samą konsystencją kataru i tym, że i katarek i fridę trzeba umyć. Sam pomysł podłączania dziecka do odkurzacza jest również dyskusyjny.