Najlepszym wynalazkiem wszech czasów jest "katarek", czyli urządzenie, które podłącza się do odkurzacza (wiem, jak to brzmi), a następnie "pakuje się" końcówkę do noska i katar zostaje wessany do technologicznego cuda. Bezsprzecznie skraca to czas infekcji, gdyż tą operację można stosować dowolną ilość razy w ciągu dnia i nos jest całkowicie opróżniony.
Wady: odkurzacz mieszka z Wami w salonie, na widoku. Niestety katar dostaje się do rur odkurzacza, filtrów etc. i śmierdzi. Dzieci absolutnie nie są w stanie "wysiąkać" nosa samodzielnie, co jest sporym wyzwaniem w nocy i przy braku prądu. Czasem pociechy boją się hałasu odkurzacza.
Rozwiązaniem może być "frida", czyli podobne ustrojstwo, którego jednak nigdzie nie podłączamy, tylko działa na "siłę ciągu naszych ust".
Obie rzeczy są stosunkowo tanie - 25-50 zł. Mogą wystąpić jednak problemy ideologiczne z samą konsystencją kataru i tym, że i katarek i fridę trzeba umyć. Sam pomysł podłączania dziecka do odkurzacza jest również dyskusyjny.
Wcześniej, czy później i tak trzeba ich nauczyć opróżniać nos samodzielnie. U nas sprawdziła się metoda "na chusteczki". Kawalątki chusteczek rozsypywałam na stole (paczka potarganych chusteczek higienicznych naprawdę robi wrażenie i zachęca do prób) i dzieci na zmianę, albo na "kto więcej" zdmuchiwały je noskiem na podłogę. Trzy dni zajęła nam ta zabawa, aż się nauczyli.
Pomocne w walce z katarem są: woda morska w spray-u, maść rozgrzewająca na noc, plastry do inhalacji, a w stanach ciężkich nebulizator. U nas w sezonie grzewczym całą noc "chodzi" nawilżacz powietrza i syialnia chłopców jest codziennie wietrzona.
Zdrowia życzę!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz