środa, 30 marca 2016

Wiosenne przesilenie

Niby powinno być super. Od paru dni jest ciepło, świeci słońce, mało pada, tylko trochę wieje. Lodówka jeszcze pełna po Świętach w stylu: "zjedz, bo szkoda wyrzucić". Rytm tygodniowy szkolno - pracowniczy znów wrócił do normy, a tu.. kicha. Dół na maxa, ryki, wrzaski, dziwny, nerwowy ból żołądka, niby śpiąco, a spać nie można...
Diagnoza prosta - przesilenie, ale z dziećmi nic proste nie jest.

 Przecież po najgorszej zimie przyjdzie wiosna. Nowe kwitną bzy...

Ja: Skarby moje piękne, wstajemy, czas do szkoły (w dni wolne już od dawna są na nogach, teraz śpią jak zabici)... Ubrania Wam przyszykowałam..
K: Nie będę wstawał! Spać mi się chce! Nienawidzę szkoły!

I zaczyna się: pośpieszcie się, poprawcie koszulki, kołnierze, skarpetki, jedzcie wreszcie, umyjcie zęby, nie na raz do łazienki, spakujcie drugie śniadanie, nie - nie ma dziś w nim słodyczy, ubieraj mundurek, popraw kurtkę, zawiąż buty, nie - sam musisz je zawiązać, spóźnimy się na tramwaj, uważaj i patrz pod nogi, bo znów się potkniesz, nie dłub w nosie, nie liż szyby....

Minęło 55 minut od wstania...

Dziś jak zobaczyłam, że Kaj znów zle zapiął kurtkę i rozszedł mu się zamek zaczęłam kląć, ostro...do dziecka. Opamiętanie przyszło po 2 sekundach, przeprosiłam..

Gdy wszystko, co chce niebo dać zamieniam w ogień..

Zaczęli się kłócić. Reagować? Udawać, że się nie słyszy? A może to olać po prostu. Najwyżej wyrżnie, rozwali spodnie, może i głowę. Niech wrzeszczą na siebie, co mnie to obchodzi?
Niestety obchodzi...

Nie może rozwalić spodni, bo ma tylko 2 pary, nie mam kiedy, ani za co kupować następnych. Rozwali sobie łeb trzeba będzie jechać na Prokocim. Cały dzień w plecy. Bez sensu, lepiej złapać za rękę. Kłócą się? Może to i dobrze, nie można tłumić emocji. Potem im strzelę gatkę o braterskiej miłości. Dziś wjadę na wyrzuty sumienia i uzmysłowię, że fajnie zobaczyć wokół siebie uśmiechnięte, szczęśliwe twarze, a nie wieczne fochy i postawa na NIE.

W szkole nie ma jeszcze dużo ludzi. Udało nam się wstrzelić w moment, gdy "świetlicowe dzieci" są już na świetlicy, a inne jeszcze nie przyszły. Siadam przed szatnią. Słodziki przebierają się bez nadzoru. 5 minut, 10 minut. Zerkam - kurtki już zdjęli. Dalej wysiaduję, czuję jak mi łzy płyną po twarzy.. Dzwonią mi w głowie słowa A.: "Czego ryczysz głupia, przecież wszystko jest w porządku!"

Nie rozstrzaskałam skroni o podłogę. Póki co...

poniedziałek, 28 marca 2016

Świecka, tradycyjna Wielkanoc

Kolejne Święta już prawie za nami. W końcu wiosenna pogoda, ciepło, słonecznie. Nareszcie, chce się żyć!


W szkole ferie wielkanocne i trzeba od czwartku jakoś czas zorganizować, do wtorku włącznie. Jak zwykle zebraliśmy rodzinne dzieci (choć już niedługo, ptaszki ćwierkają, że będzie nas więcej) i... no i właśnie, co tu robić, gdy zimno, deszczowo. Skorzystaliśmy z okazji chwilowego przebicia się słońca i wybraliśmy się na targ wielkanocny na Rynku, zaliczając gofry i owoce w czekoladzie po drodze. Przy okazji dopełniliśmy naszej rodzinnej tradycji kupna po jednej, drewnianej pisance. Za parę lat na Święcenie pojedziemy z koszykiem o półmetrowej średnicy. Udało nam się pojeździć tramwajami i pokazać co poniektórym Krakowiaka.
W piątek trochę sprzątania i malowanie pisanek, zajączków, krótki spacer, bo pogoda była fatalna. Maraton filmowy, gry "do bólu".

piątek, 11 marca 2016

Sex i szalone imprezy

K: Mamo, czy sex jest przyjemny?
Ja: (O ku...a! To już?! Teraz? Tak po prostu?!?) Tak, kochanie, sex może być bardzo przyjemny.
K: A jakie to uczucie?
Ja: (No ja pi..le!!! Ale o co mu chodzi? Co ja mam powiedzieć?)
K: Taka jakby ulga, Mamo?
Ja: No można to tak określić.. (Można?)

Jeszcze chwilę rozmowa toczyła się wokół tego kto z kim może mieć dzieci i legalizacji homoseksualnych małżeństw w Brazylii (skąd oni wzięli tą Brazylię, też nie mam pojęcia) i na tym się zakończyła. Przynajmniej dla chłopców, bo ja jeszcze długo się zastanawiałam nad tym, co im powiedzieć, jak to zrobić, gdy zapytają, bo że zapytają jestem pewna. I dobrze.

Naprawdę się cieszę, że bazowe informacje na ten temat zdobywają ode mnie, w sposób jaki ja chcę im to przekazać. Zasadę mam jedną - nie kłamię, nie opowiadam bzdur o kwiatkach, kapuście, czy bocianie, tylko prosto z mostu, dokładnie, że penis w pochwę itd. Według mnie tylko to daje gwarancję, że dziecko wróci do Ciebie z pytaniami dotyczącymi sfery intymnej. I naprawdę nie chodzi mi o zgorszenie rozmową o sexie (zupełnie tego nie odczuwam), nie chcę być też uważana za mega nowoczesną i postępową. Napewno nie chcę też być "kumplem" swoich dzieci.

Jedyne co chcę przez to osiągnąć to jest ich bezpieczeństwo. Na razie przy okazji wypłynięcia takich tematów mówię im o intymności, o poszanowaniu swojego ciała, o tym, że absolutnie nikt nie może Cię dotykać bez Twojej zgody. Zwracam też uwagę, że szkolna zabawa w całowanie nie koniecznie musi być fajna dla wszystkich, że jak ktoś nie chce nie można go całować. Anonsuję, że sex uprawia się przede wszystkim dla przyjemności, a dopiero później po to by mieć dzieci (jeżeli wogóle ktoś ma taki pomysł). Myślę, że to będzie punktem wyjścia do tematu bezpiecznego sexu..
Trudne to wszystko, bo mam świadomość tego, że już niedługo (albo już od jakiegoś czasu) wszystko co im powiem będzie konfrontowane z "wiedzą" grupy rówieśniczej, falą medialną i innymi rzeczami. Mam nadzieję, że mój głos będzie dominujący.