piątek, 31 października 2014

Dyskusja

Bawi mnie w większości przypadków, w niektórych zaś przeraża, ogólno-kościelna i narodowa dyskusja nad Halloween. Obchodzić, nie obchodzić, po nam to, co nam to daje, nie nasza tradycja, bezczeszczenie śmierci i tak dalej i w koło.
Każdy ma prawo mieć swoje zdanie. Każdemu może się to podobać lub nie, ale dlaczego od razu wtrącać się w to, co robią inni? Co to nas do cholery obchodzi?!

1. Pochód wszystkich świętych, czyli świętowanie po bożemu

http://m.wyborcza.pl/wyborcza/1,105402,16880327,_Holy_Wins__kontra_Halloween__czyli_wszyscy_swieci.html

Kościół musi działać i przeciwdziałać satanistycznym praktykom robiąc praktycznie to samo, co w tradycyjne Halloween - wymieniając tylko postaci dramatu. Zamiast duchów, wampirów, czarownic pojawią się święci, którzy w masowej większości zginęli męczeńska śmiercią, której opisy na pewno uchronią naszą pociechę przed drastycznym oswajaniem się z wszystkimi aspektami śmierci.
Co z dziećmi nie nie chodzącymi na religię? Co z poszanowaniem praw innych wyznań i religii? Co ze świeckim państwem?



2. Co zrobić, gdy przebrane na Halloween dziecko zapuka do Twoich drzwi?

http://wiadomosci.onet.pl/religia/w-halloween-zapuka-do-ciebie-dziecko-katolicki-dwumiesiecznik-apeluje-aby-nie/5zk1b

To jest już hit, moim skromnym zdaniem i powiem szczerze, że dla mnie jest to powód, dla którego w zabawie w "słodycze albo psikus" bezwzględnie powinni uczestniczyć rodzice, żeby móc w porę zareagować, bo jak ktoś to przeczytał i zamierza zastosować, to trauma dla dziecka do końca życia. Swoją drogą gratuluję autorowi artykułu!

środa, 22 października 2014

Przeszczep

Uważam, że z dziećmi należy rozmawiać o wszystkim. Żaden temat nie powinien być za trudny w rozmowach z maluchami. Jeżeli jest za trudny to tylko dla nas, bo dla nich wszystko jest pierwsze, tak samo ważne i bardzo często jeszcze nie skalane emocjami, zwłaszcza tymi złymi.

Dlatego mamy już za sobą rozmowę o śmierci (niezaplanowaną, rozwalającą mnie emocjonalnie), o rozmnażaniu (zaplanowaną, fajną, powracającą co jakiś czas), o homoseksualizmie (ta była najłatwiejsza, bo "z marszu" i przy okazji), o operacjach (wydawało mi się, że przeszło bezboleśnie, ale okazało się, że dzieci swoim złym zachowaniem "odchorowały" mój pobyt w szpitalu) i wszach (aż mnie teraz swędzi).
Uważam, że tylko wtedy, gdy to my zaczniemy rozmowę mamy szansę pokazać dzieciom nasz punkt widzenia, do którego będą mogły się odnieść, gdy temat wypłynie w grupie rówieśniczej. Im wcześniej tym lepiej, według zasady, że jak już dziecko przychodzi do nas z pytaniem, to znaczy, że coś je zaniepokoiło i tak naprawę nie mamy zbyt dużego wpływu na pierwsze wrażenie związane z danym tematem.
Dlatego też cieszyło mnie pytanie synów o film Bogowie, który widzieli na plakacie, gdy wracaliśmy z treningu piłki nożnej.


Opowiedziałam im o profesorze Relidze, który jako pierwszy dokonał przeszczepu serca w naszym kraju. Natychmiast padło pytanie, co to znaczy przeszczepić komuś serce? Z wyobrażeniem sobie samego serca nie było problemu, ponieważ chłopcy na zajęciach przedszkolnych z edukacji przyrodniczej samodzielnie pompowali krew przez model ludzkiego serca. W ostatni weekend byliśmy również na wystawie poświęconej narządom ludzkim, na którym wchodzili do wielkiego modelu serca.

piątek, 17 października 2014

Karol i Mikołaj

Po erze pięknych, poprawnych i grzecznych Franklinów oraz Baśki przyszła kolej na Koszmarnego Karolka i Mikołajka.

Jak się domyślacie obaj chłopcy nie grzeszą grzecznością, w tekstach pojawiają się słowa typu pupa, śmierdziel, durny itd. Są szkolne bijatyki na korytarzach, wszy i całe spektrum przeróżnych charakterów i postaw.


Mikołajek ma swoich francuskich kolegów ze szkoły, natomiast w opowiadaniach o Karolu pojawia się dla przeciwwagi Doskonały Damianek i Wredna Wandzia.
To już duży krok w kierunku Harrego Pottera :)


Przede wszystkim zaś czytając te książki dzieciom można się pośmiać. Serie są długaśne, powstały filmy i bajki na ich podstawie. Zdecydowanie wkraczamy w nowy rozdział czytelniczy!



Zdjęcia pochodzą z www.empik.pl

wtorek, 14 października 2014

Szykujemy halloweena

W sobotę znów szykujemy się na Targ Pietruszkowy (https://www.facebook.com/targpietruszkowy?fref=ts),
tym razem celem polowania będą dynie! A jak dynie to zupa dyniowa (http://www.olgasmile.com/zupa-dyniowa-krem.html), paszteciki dyniowe (http://www.frommovietothekitchen.pl/2014/10/harry-potter-paszteciki-dyniowe-wersja.html), dynie do mrożenia na zimę i HALLLOWEEN!!


Oczywiście rozumiem wszystkie głosy podnoszące, że to nie nasza tradycja itd, ale szczerze mówiąc, nic mnie to nie obchodzi. My świętujemy i to jak! W tym roku robimy sobie imprezkę halloweenową.
Dla mnie osobiście jesień i dyniowe święta kojarzą się tylko i wyłącznie z Harrym Potterem. Nie mogę się już doczekać, aż chłopcy podrosną i razem wyruszymy do Hogwartu. Wtedy imprezka halloweenowa będzie maratonem filmów HP, a na razie.....


Po pierwsze: DYNIE!!! W zeszłym roku korzystając z szablonów upolowanych w internecie były Angry Birds. W tym roku chyba mi przyjdzie wycinać Lorda Vadera.
Może uda mi się zrobić też sok dyniowy, ale to na razie plany.


środa, 8 października 2014

Samotność



W domu opanowanym przez facetów większość najważniejszych filozoficznych dyskusji odbywa się podczas szeroko pojętych czynności fizjologicznych, najczęściej na tzw. „kupie”. Nie inaczej było i dziś, gdy z samego rana Kacper w łazience siedząc na tronie zapytał:
Kacper: Mamo, czy zanim my się urodziliśmy i poznałaś Tatę, to byłaś samotna?
Ja: Nie synku, najpierw mieszkałam ze swoimi Rodzicami i Bratem, a potem mieszkałam z dwiema koleżankami.
Kacper: Jak to?
Ja: Mieszkałam razem z panią Anią, mamą Olgierda i Laury i taką jeszcze jedną koleżanką – panią Kasią, ale Ty jej nie znasz, nigdy jej nie widziałeś.
Kajtek myjący zęby: A ja ją widziałem?
Ja: Nie, Ty też jej nigdy nie spotkałeś.
Kacper: A co się z nią stało?
Ja: Wyjechała do Anglii, poznała swojego męża i ma teraz ślicznego synka i córeczkę.
Kacper: A pojedziemy kiedyś do niej?
Ja: Tak Kacperku, jak nas zaprosi, to pojedziemy.


Uśmiechając się do siebie samej zastanowiłam się, kiedy ostatnio byłam sama i nie jestem w stanie sobie tego przypomnieć. Nie znaczy to, że nie celebruję tych spokojnych samotnych wieczorów, gdy chłopcy już śpią, a ja z książeczką… zasypiam na kanapie :)
Swoją drogą, to zauważyliście, że cokolwiek się dzieje, czy to ból brzucha, wymioty, gorączka, zawsze się zaczynają, jak jesteś sama z dziećmi?

4.00 rano, M. w pracy. Kajtek tupta do mnie do sypialni, ale zamiast się uwalić, jak zwykle, do łóżka delikatnie dotyka mojej ręki. Już wiem, że coś jest nie tak. „Mamo, brzuszek mnie boli!” Zrywam się i lecę z nim do łazienki. Oczywiście nie zdążył zarzygał pościel, piżamę, pół przedpokoju, dywanik w łazience.. OK. Pytam: Chce Ci się jeszcze wymiotować? On na granicy płaczu kręci głową, że nie i leci fontanna. Dobrze, że uskoczyłam z pola rażenia.
Przebrałam dziecko, posadziłam na toalecie na dalsze sensacje, które nadeszły, jak tylko wstał i się ubrał.
5.00 rano. Pościel przebrana, w niej śpi goły jak go Pan Bóg stworzył Kajtek. Łazienka wyczyszczona, dywanik, pościel, piżama w praniu. Idę na kawę, bo mój dzień się już rozpoczął.

Wieczór później. Chłopcy śpią. Idę do nich do sypialni sprawdzić, czy wszystko w porządku. Głowy chłodne, poprzykrywałam ich, wciągając uprzednio na materace, bo uwielbiają wisieć różnymi częściami ciała na podłodze. Jeszcze tylko posmaruję Kajtkowi zajada maścią aloesową. Idę pocichutku do łazienki, nie zapalam światła, żeby nie pobudzić dzieci i ja nie wyrżnę na mokrej podłodze! Pieprzony dywanik się suszy, a już dokładnie wiem, gdzie mam kość ogonową. Czy się obudzili, wstali pomóc starej matce zebrać się z podłogi, a skąd!

Czy cieszę się na pierwszy od 6 lat samotny weekend? Dalej nie wiem….

piątek, 3 października 2014

Pierdółki zakupowe

Nie wiem, czy Wy też tak macie, ale jadąc na zakupy (duże raz w tygodniu) lubię kupić jakąś "pierdołkę" moim chłopcom.
Czasem są to wypasione żelki, zakręcona pianka Scooby Doo, czasem książeczki z naklejkami i zadaniami do samodzielnego wykonania, czasem nowa książka do czytania na dobranoc, skarpetki z Mistrzem Yodą, chusteczki Angry Birds i takie tam.
Kajtek i Kacper są wyjątkowo wdzięczni do kupowania prezentów, bo cieszy ich wszystko, co okazują bardzo wylewnie.
Z jednej strony nie chcę ich przyzwyczajać do tego, że z każdego wyjścia na zakupy coś dostają, bo potem od progu wita mnie pytanie: "A co mi kupiłaś?". Poza tym codzienne prezenty zatracają radość z tych wyczekiwanych - urodzinowych, mikołajowych.
Z drugiej strony z rozrzewnieniem wspominam swoje dziecięce czasy, gdy pierwsza "wyrywałam się" do rozpakowywania siatek przytarganych przez Mamę do domu, żeby zobaczyć, co dla mnie dziś ma - zazwyczaj były to "ciepłe lody", których dzisiaj nie cierpię :)
Staram się uczyć chłopców tego, że należy pomagać w zakupach. Nie zabieramy ich raczej do supermarketów, gdyż w hałasie i tłumie ludzi Kajtek czuje się nieswojo. Od czasu do czasu udajemy się na rajd po Smyku, gdzie ustalamy, że mogą oglądać, ale nie będziemy nic kupować i nie ma z tym większego problemu (niestety "smykowe" ceny przerastają nasze możliwości, zwłaszcza, że wszystko trzeba liczyć podwójnie).
Wracając do domu dzwonię po chłopaków, którzy już na mnie czekają pod domem i pomagają wtargać wszystko na górę, przy okazji zaglądając do siat i usiłując dostrzec, co też takiego jest dla nich. Zawsze przypomina mi się w tym miejscu moja sąsiadka, matka trzech dorosłych synów, którzy z nimi mieszkają, którą spotkałam kiedyś w windzie uginającą się od stosu pudeł z zakupami na rękach. Pytam jej, czy oszalała, że mając czterech facetów w domu sama taszczy to wszystko?! Ona mi na to z rozbrajającą szczerością odpowiada, że już się tak przyzwyczaiła.

środa, 1 października 2014

Próchnica

Szlak mnie trafia, jak czytam, że 90% uczniów w klasach 1-3 (szkoła podstawowa) ma próchnicę. Powołując się na badania przeprowadzone przez fundację Wiewiórki Julii wśród przedszkolaków, okazuje się, że co trzecie dziecko nie ma własnej szczoteczki do zębów, 30% dzieci nie myje zębów regularnie, a 10% dzieci nie robi tego wcale. No ludzie!!!
Przede wszystkim chodzi tu o zdrowie dzieci! Nie leczona próchnica potrafi zatruć cały organizm, a przede wszystkim boli! Kto z rodziców chciałby świadomie sprawiać ból własnemu dziecku?!?
To czy nasze dziecko jest zdrowe i czy ma zdrowe zęby zależy tylko od nas, rodziców!!!
Nawyki trzeba kształtować od momentu, gdy zauważymy pierwszy ząbek, często tak wyczekiwany. I nie chodzi o to, żeby od razu ładować szczoteczkę z pastą do zębów o buźki dziecka, ale żeby, nawet samą szczoteczką zacząć tego ząbeczka omiatać.
Przedszkolak jest już bardzo samodzielny i bardzo chce samemu myć ząbki i nawet w większości przypadków umie to robić. Nie zwalnia nas to jednak z obowiązku, tak z OBOWIĄZKU, umycia tych ząbków, albo co najmniej nadzorowania tego mycia.
Warto zainwestować w dobrą pastę do zębów, przeznaczoną do odpowiedniego wieku. Można się szarpnąć na bajerancką szczoteczkę do zębów. Moim zdaniem najlepiej sprawdza się elektryczna, a poza tym jest pomocna również w terapii sensorycznej. Są różne gadżety, jak maleńkie klepsydry, płyny do płukania ust itd. To naprawdę może być fajna przygoda dla dziecka.
Oczywiście pod warunkiem, że dajemy dobry przykład. Żadne dziecko nie będzie dbało o zęby, gdy dorośli tego nie robią. Zaglądnijmy do buzi dziecka, zobaczmy, czy nic się tam nie dzieje i wtedy zaprowadźmy je do dentysty.