wtorek, 20 stycznia 2015

Ksiądz po kolędzie

Któregoś dnia zastaliśmy w drzwiach informację, że w poniedziałek między 18.00, a 20.00 odwiedzić nas pragnie ksiądz z naszej "rejonowej" parafii z wizytą duszpasterską.
Zdecydowaliśmy się przyjąć księdza, żeby chłopcy, już świadomie, poznawali zwyczaje, z którymi przyjdzie im się zmierzyć w szkole podstawowej.
Ponieważ godziny trochę kolidowały z treningiem piłki nożnej, poprosiłam sąsiadkę, żeby dała znać księdzu, że będziemy i chcemy, ale po 19.00.
Wracając po treningu, na klatce schodowej spotkaliśmy ministrantów, zasygnalizowaliśmy naszą obecność i nie upłynęły 2 minuty, jak zaczęli śpiewać kolędy przed naszymi drzwiami.

Oczywiście wcześniej przygotowaliśmy nasz dziedziczny krzyżyk, wodę święconą i świece (zapachowe, bo innych nie było). Niestety białego obrusu nie posiadam, ale były okolicznościowe podkładki na stole.
Kacper trochę się zestresował, bo bał się, że ksiądz, jak Święty Mikołaj, będzie się go pytał, czy był grzeczny - a nie był. Wpadł więc na pomysł, że może nie będziemy otwierać księdzu drzwi.
Wytłumaczyłam latorośli, że jak przychodzą do nas goście, zwłaszcza zapowiedziani, to powinniśmy ich przyjąć, jak najlepiej umiemy i sprawić, żeby dobrze poczuli się w naszym domu. Kajtek bardzo wziął to sobie do serca i chciał koniecznie zaprosić księdza do ich pokoju, skoro "mama już go tak ładnie wysprzątała".


Śpiewana przez ministrantów kolęda okazała się ulubioną Kajtka, więc wyśpiewywał ją pełną piersią w przedpokoju. Dowodzi to tylko słuszności podjętej przeze mnie niedzielnej decyzji, żeby nie zabierać Słodziaków na wieczorny koncert kolęd chóru z Nowodworka, bo mogliby zagłuszyć te 20-30 młodych ludzi :) Przynajmniej w tych kolędach, które znają.
Kolędy ćwiczą non stop, gdyż niedługo odbędą się przedszkolne jasełka. W tym roku Kacper kategorycznie odmówił bycia Józefem, bo był w zeszłym roku. Kajtek (zeszłoroczny narrator i król w zastępstwie) z bratem jednogłośnie wybrali najatrakcyjniejsze jasełkowe przebrania, czyli pastuszków. Atrakcja polega na posiadaniu ciupagi, po którą należy się udać do Cioci Rosi. Ciupaga jest wprawdzie jedna, ale nie stanowi to od wczoraj problemu, gdyż Kajetan zakomunikował, że on będzie pasterzem z osłem, więc mamy mu skombinować osiołka. Nie wiem, jak Babcia Bożenka to zrobi, ale nie moja w tym głowa.
Wracając jednak do księdza po kolędzie.

sobota, 17 stycznia 2015

Nela

Z przedszkola chłopcy "przynieśli" modę na nową bohaterkę książkową. Jest nią Nela podróżniczka, reporterka. Ośmioletnia dziewczynka zafascynowana Stevenem Irvingiem przemierza świat i opisuje swoje przygody, takie jak np. wizytę w świątyni małp, spotkanie z waranem, czy wejście do jaskini pełnej nietoperzy.


http://film.interia.pl/telewizja/news/nela-ma-8-lat-i-swoj-program-w-telewizji,2003483,3604

Wydała już dwie książki i ma swój program w telewizji TVP ABC.
Książki są dość pokaźne, każda z nich liczy około 300 stron. Jeden rozdział czyta się około 20 minut, więc akurat w sam raz na jeden wieczór.


Napisane zostały dziecięcym językiem skierowanym bezośrednio do małego czytelnika. Zmusza do myślenia, analizowania, pobudza pasje podróżnicze, skłania do zadawania pytań geograficznych i podróży palcem po mapie. Druga książka odwołuje się do pierwszej. Uzupełnieniem ich jest program telewizyjny.
Wydane zostały przez National Geografic, w pięknej szacie graficznej  z doskonałymi zdjęciami oraz rysunkami.
To idealny prezent dla 6-9 latków, tym bardziej, że podobno Nela weszła do propozycji nowych lektur szkolnych.

Zdjęcia pochodzą z www.empik.pl

Foch

Cokolwiek czasem zrobisz, niezależnie od tego jak się postarasz, będzie źle - Twoje dziecko i tak "zarzuci focha".
Pól biedy, jak zdarzy się to raz, ale po ciągłym i nieustannym niezadowoleniu można dostać szału!
Prawie dwa tygodnie wolnego około świątecznego, więc co rano Kacperek budził się z pytaniem "kiedy idziemy do przedszkola?" Na odpowiedź, że nie dziś, obrażał się na cały świat i trzeba się było nagimnastykować, żeby zobaczyć uśmiech na jego twarzy. Łatwiej było, jak mieliśmy zaplanowaną jakąś atrakcję typu kręgle, lodowisko, czy EnergyLandię. Ale jak to był zwykły, normalny dzień łatwo nie było. Płatki na śniadanie były nie te, co on lubi, brat był najgorszy na świecie i najlepiej jakby w ogóle nie miał brata, ubierać się nie będzie, bawić się nie będzie itd. Jak tylko zaczął się normalny, regularny czas roku i co rano trzeba wstawać do przedszkola, to on oczywiście nie chce tam chodzić, bo albo jest śpiący, albo jest nudno, albo chce się bawić w domu. I bądź tu mądry!

Można ze stoickim spokojem tłumaczyć, przekonywać. Alternatywą jest również nawrzeszczeć i postraszyć zastrzykami na wściekliznę. Po tym niestety zostaje kac moralny. Najlepiej sprawdza się poprawna technika "bezstresowego wychowania", czyli odwracanie uwagi. Trzeba skierować myślenie dziecka na coś innego, dać mu zadanie, które go zaabsorbuje, wyjść na pole, iść po bułki, pozwolić zapakować zmywarkę, samodzielnie wybrać składniki na śniadanie, poczytać książkę, na chwilę odejść od schematu dnia. Nie zadziała na zawsze, ale na jakiś czas powinno pomóc. Repertuar zachowań trzeba mieć szeroki, wykazać się pomysłowością i kreatywnością, no ale czego się nie robi dla dzieci.

Z kreatywnością czasem może być ciężko, tym bardziej, że tradycyjne wychowanie ją zabija. Mamy być grzeczni, nie wychylać się, dopasowywać się do schematów. No to jakim cudem potem oderwiemy się od tradycyjnego myślenia, jak wymyślimy zabawę na tyle fascynującą dla dziecka, że zapomni o fochu i roześmieje się?

Podobno takie zachowania są typowe dla sześciolatków. Oznacza to tylko jedno, że jak Kacper skończy z FOCHEM, to zacznie go mieć Kajtek :)


środa, 7 stycznia 2015

EnergyLandia

Jak Ci ktoś pisze, że: Energylandia jest wyjątkowym miejscem, w którym każdy znajdzie coś dla siebie. Jest to potężny kompleks, w którym na ogromnej przestrzeni 26 hektarów znajduje się ponad 30 różnego rodzaju nowoczesnych i zaawansowanych urządzeń i atrakcji, poczynając od ekstremalnych, poprzez rodzinne, a kończąc na tych dla najmłodszych. Wszystkie one prezentowane są w tematycznych, stylizowanych dekoracjach i aranżacjach, zawartych w kompletnej audio-wizualnej scenografii przygotowanej specjalnie dla danego urządzenia (źródło: www.energylandia.pl), to, przynajmniej ja, spodziewam się wielkiego WOW w amerykańskim stylu.
Z tym WOW nie wyszło, ale od początku.

Po pierwsze w końcu dobrze działa strona www. Zawiera wszystkie informacje, łącznie z tym, która karuzela jest dostępna, dla jakich dzieci i w jakim terminie. Duży plus!
Wielkim minusem są absurdalnie wysokie ceny, ale i to da się obejść posiłkując się różnego rodzaju promocjami, w tym grouponem.
Ogromnym, pozytywnym zaskoczeniem jest przebudowa Parku na okres zimowy we Frozen Kingdom, zrobiona kompletnie, nie polegająca tylko na dołożeniu lampek na karuzele i wylaniu lodowiska.
Wybraliśmy się do Zatoru w święto Trzech Króli z piękną, słoneczną, choć mroźną pogodą.
Na ogromnym parkingu odśnieżone były pierwsze 3-4 rzędy, w związku z tym zaraz okazało się, że miejsce na którym zaparkowaliśmy należy do pana dyrektora i osób niepełnoprawnych. Informacji nie było, pan z ochrony był miły, grzecznie poprosiło przestawienie samochodu. Niby nic, a wk..wia, zwłaszcza, że po drodze Kajtek prawie wymiotował, a Kacper zrobił to zaraz na parkingu :)



Ludzi nie było dużo, chociaż mało - też nie, a przyjechaliśmy 15 minut po otwarciu. W kasie wymiana grouponów na bilety odbyła się bezproblemowo, chociaż na widok zmarzniętych Pań w kasach trzepało mnie z zimna.
Przed wejściem ogromne choinki z prezentami, maskotka Parku smok Energuś w zimowej odsłonie.
Po przejściu przez bramki weszliśmy do środka. I tu chciałabym wspomnieć o obsłudze Parku, która jest bardzo pomocna, miła, chętna do współpracy zarówno z dziećmi, jak i z dorosłymi. Z wyjątkiem jednej Pani, która była w pracy ewidentnie za karę i Pani w pizzerii, która akurat prowadziła pogawędkę z koleżanką, a potem szkolenie z remanentu - bez zarzutów, a nawet bardziej niż dobrze.

poniedziałek, 5 stycznia 2015

Noworoczny kac

Nie chodzi tu wcale o sylwestrowe nadużycie procentów, choć i to było w tym roku (a w zasadzie zeszłym) moim udziałem, ale o to długie wolne.
Ja naprawdę lubię swoje dzieci, przynajmniej przez większość czasu, ale 5 dni wolnego na Święta, 3 dni robocze i 6 dni kolejnych wakacji powoli przekracza moja wytrzymałość - przede wszystkim psychiczną.
W sytuacji idealnej zebralibyśmy się w góry na tydzień i byłoby pięknie. Ale sytuacja idealna jest ściśle zależna od finansowej, a ta została mocno uszczuplona po Świętach.
W związku z tym, zdecydowaliśmy się na zapewnienie atrakcji z doskoku. Nawet planowaliśmy narty, ale akurat wtedy była odwilż i lało.



Spacery, z sankami i bez, zaliczyliśmy przy każdej pogodzie: wiejącym halnym, padającym deszczu, śnieżycy z wiatrem, śnieżycy bez wiatru, mroźnym, słonecznym dniu i mroźnym dniu bez słońca. Górki okoliczne zostały oznaczone, zadeptane. Strat w ludziach nie ma, materialnie pozbawiliśmy się pontonu przez wydarcie dziury. Poprawiliśmy za to znacznie celność rzutów śnieżkami i możemy rodzinnie wystartować w zawodach.
Zaliczyliśmy też 3 z 5-6 krakowskich lodowisk i na razie wygrywają chyba Błonia, choć Arena też jest super, ale dzikie tłumy trochę odstraszają. Polfa za to, najbardziej podobała się chłopcom ze względu na zorganizowane zajęcia prowadzone przez ekipę Dzieciaków w formie (szczególnie polecam!). Niestety tam otoczenie działa na mnie depresyjnie (nie mogę uwierzyć, że nikt z kasą nie dostrzega potencjału tego, niestety niszczejącego, miejsca), a wypożyczalnia łyżew jest bardzo ograniczona, a szkoda!