środa, 22 lipca 2015

Miejsca przyjazne dzieciom: Port Lotniczy Kraków Balice, Opactwo Benedyktynów w Tyńcu

Ostatnim rzutem na taśmę pojechaliśmy z przedszkolem na lotnisko Balice i na warsztaty do Tyńca.

Program wizyty na lotnisku przewidywał teatrzyk o tym jak Jaś leciał z mamą na wakacje do ciepłych krajów oraz oprowadzanie i pobyt na tarasie widokowym. Na uwagę i szczególne podkreślenie zasługuje fakt perfekcyjnej organizacji ze strony obsługi lotniska (3 panie przydzielone do naszej grupy), szczególna dbałość o bezpieczeństwo dzieci oraz o nie zakłócanie ruchu pasażerskiego, a przede wszystkim program dostosowany do wieku uczestników.

W Tyńcu powitała nas pani prowadząca oraz Miś - Mnich. Po zwiedzeniu wirydaża, kościoła oraz podziemnej wystawy dzieci szukały kamiennych stworów ukrytych w romańskich pozostałościach budowli benedyktyńskich. Potem tworzyły i nazywały własne potwory, aby na koniec wykonać grupowe prace plastyczne.




Polecam z całego serca!

Zakończenie roku

Koniec czerwca to okazja to różnorakich podsumowań i zakończeń roku przedszkolnego, zajęć poza lekcyjnych: judo i piłki nożnej.
W przedszkolu chłopcy przygotowali wielojęzyczny występ opowiadający o podróżach po całym świecie. Kaj był kapitanem statku, a Kacper - piratem :)
Zajęcia piłki nożnej zakończone zostały turniejem ich rocznika i zwycięstwem każdego z uczestników.
Na koniec judo miały być pokazowe zajęcia, które skończyły się wspólnym treningiem z Rodzicami i zdobyciem białych pasów - przez dzieci :) Ja miałam tylko wybity łokieć..


Spotkanie z Nelą

W końcu Nela mała reporterka zawitała do Krakowa. Spotkanie zostało zorganizowane przez Empik.
Nela opowiadała o pamiątkach przywiezionych z podróży. Były konkursy z nagrodami, niestety nagłośnienie było fatalne.


Spotkanie dla dzieci udane, nawet dla tych, które rodzice zmusili do przebywania na nim. W kolejce po autografy było więcej rodziców niż ich pociech.
Nela była bardzo cierpliwa. Słodziaki również :)




poniedziałek, 20 lipca 2015

20 km dziennie, czyli tydzień w Zakopanem

No i stało się! Pojechałam z dziećmi w góry. Chociaż w zasadzie do Zakopanego, bo góry były, ale z daleka. Po pierwsze dlatego, że dla mnie wybór morze, czy góry, to żaden wybór. Jadę nad morze, to oczywiste. Po drugie dlatego, że ze względu na remont pokoju chłopców (tak, przygotowania do pójścia do szkoły), wylądowałam sama z dziećmi na tydzień i to jeszcze bez samochodu.
Do Zakopanego Polskim Busem. Było cudnie, choć ja miałam chorobę lokomocyjną jeszcze zanim wyjechaliśmy, opóźnieni z Krakowa. Ale bilety kupiłam przez internet (chociaż zdziwił mnie fakt, że dzieci nie mają zniżki), autokar był klimatyzowany, z przyciemnianymi szybami (co wzbudziło nie małą sensację u dzieci), a co najważniejsze w takiej podróży - z toaletą! Poza tym podróż odbywała się bez przystanków.
Miejscówka w Zakopanem siłą rzeczy musiała być niedaleko od wszystkiego i to nam się również udało. Polecam Willę Bór. Piękne pokoje (my byliśmy zakwaterowani w apartamencie rodzinnym: 2 pokoje) z łazienkami i ze śniadaniem w formie szwedzkiego stołu. Dzieci pochłaniały niesamowite ilości wszystkiego z samego rana, a ja mogłam w spokoju pić kawę.
Nasz 6-dniowy, zrealizowany plan wyglądał następująco:

Dzień 1 (przyjazd):
Zaliczyliśmy Krupówki oraz Gubałówkę. Kolejka w górę, ale zejście na piechotę. Był oczywiście foch w związku z wszech otaczającą chińszczyzną. Kacper zwłaszcza, koniecznie chciał coś kupić. Umówiliśmy się tak, że pod koniec pobytu dostaniemy z pensjonatu zwrot kaucji, którą będą mogli wydać na co zechcą, a przez tydzień powinni się zastanowić, jaką pamiątkę chcą sobie kupić.
Zakupiłam również każdemu dziecku książeczki GOT PTTK, w których dokumentowaliśmy nasze "górskie" wyprawy, przez opis poszczególnych tras oraz zbieranie pieczątek w schroniskach i innych miejscach.