wtorek, 19 lutego 2013

Nie chcę, nie będę, wyprowadzam się!

No to po buncie dwu-, trzylatków mamy w pełnej krasie, w wersji double (czyt. twix), bunt czterolatków!
Każdy rodzic przez to przechodził, każdy sobie jakoś z tym poradził, nasi rodzice też i o co tyle krzyku?! Podobno do czwartego roku życia dzieci czują, a nie myślą, w związku z tym jakikolwiek proces wychowawczy nie ma sensu, z czym osobiście się nie zgadzam. Próbuję wytyczyć granice, wtłoczyć zasady wyzbywając się jakiejkolwiek siły (prawie się udaje) i wrzasków (z tym idzie gorzej). Czasem mam wrażenie, że tylko krzyk przynosi rezultaty, ale ta metoda ma swoją ciemną stronę - dzieci też zaczynają krzyczeć na siebie i na nas. A tu już ciężko wytłumaczyć, że nam wolno, a dzieciom - nie!
Dziś wysłuchałam rozmowy mojej ulubionej pary dziennikarzy: Welman/Prokop z psycholog dziecięcą na ten temat i w zasadzie teoria mi się podoba.
1. Ustalić, które zasady są dla nas najważniejsze i skupić się na początek tylko na nich. Nie da się zrobić tak, żeby dzieci słuchały nas we wszystkim, od rana do wieczora. Poza tym nic innego nie będziemy robić tylko powtarzać: nie rób, nie wolno, zostaw.