niedziela, 30 marca 2014

Edukacja po filmie

Po oglądnięciu najnowszej bajki "Pan Peabody i Sherman", w której bohaterowie udają się do starożytnego Egiptu i Grecji wymyśliłam wyprawę do Muzeum Archeologicznego na wystawę Bogowie Starożytnego Egiptu oraz do Muzeum Czartoryskich na wystawę dotyczącą starożytności.
Znów hitem okazała się mumia, którą można oglądnąć w otwartym sarkofagu. Ponad to, wykorzystując fascynację chłopców mitologią grecką, zaprezentowaliśmy im ŚWIATOWIDA - słowiańskiego boga słońca i wojny (to ostatnie wzbudziło zachwyt Kacpra:).



Potem przeszliśmy cały Rynek zahaczając o sklep Kacpra Ryxa (kolejne części sagi zakupione dla M.) i w Muzeum Czartoryskich oglądaliśmy starożytne rzeźby greckie i rzymskie oraz wazy z namalowanymi opowieściami o herosach.



Dodamy tylko, że na wizytę wybraliśmy dzień darmowy, bo nie chodzi o to, żeby zanudzać dzieci wszystkimi możliwymi ekspozycjami (bo przecież zapłaciliśmy za bilet:), tylko wejść, oglądnąć to o co przyszliśmy i wyjść. W ten sposób muzeum nie będzie kojarzyło się z nudą, tylko stanie się fascynującą przygodą.

Pan Peabody i Sherman


W zeszłą deszczową niedzielę byliśmy w kinie na "Pan Peabody i Sherman". To historia o genialnym psie, który mówi, dokonuje wielu ważnych dla ludzkości odkryć, który decyzją sądu adoptuje chłopca.
Pan Peabody jest genialnym ojcem, który bardzo przykłada się do edukacji swojego syna - żeby ten nauczył się historii, konstruuje wehikuł czasu.
Wszystko byłoby pewnie pięknie, gdyby nie potrzeba socjalizacji, czyli pierwszy dzień w szkole. Wśród swoich rówieśników Sherman spotyka łobuza nad łobuzami, który dodatkowo uwziął się na niego - dziewczynkę Penny.
Gdy Pan Peabody próbuje rozwiązać konflikt między dziećmi zaczynają się kłopoty. Bohaterowie na swojej drodze, dzięki wspomnianemu już wehikułowi czasu, spotkają Leonardo da Vinci, przeniosą się do starożytnego Egiptu i wpadną w sam środek Wojny Trojańskiej.
Polecam serdecznie, bo ta bajka okazała się dla chłopców niesamowitą przygodą, a dla nas pretekstem do zabrania ich do Muzeum Starożytności.








Zdjęcia pochodzą z www.cinema-city.pl

środa, 26 marca 2014

Zamek Lipowiec

Kolejna wyprawa, tym razem na zamek w Lipowcu.
Do zamku trzeba podejść ścieżką przez las, pod górkę, ale bez przesady.


Zamek ma dziedziniec zewnętrzny, na który w sezonie jest punkt (bo moja definicja sklepiku jest zgoła bardziej rozległa) spożywczy, a nawet może i gastronomiczny. Byliśmy przed sezonem, więc ciężko powiedziedzieć, co będzie tam można kupić, ale ławy i stoły są!
Następnie przchodzi się przez punkt kontrolno - kasowy i docieramy do wewnętrznego dziedzińca, a z niego do komnat na dwóch piętrach. Schody są wspólczesne, jednakże podłogi w samym zamku dość zdradliwe, więc dzieciaki nn stop za ręce. Nie do końca bezpieczne są też punkty widokowe, napewno jeżeli chodzi o dzieci - stara zasada: oczy dookoła głowy.
Można się też wspiąć na wieżę, ale po heroicznej próbie M. się bał, że się zaklinuje :)
Przeżycie wielkie, zwłaszcza dla dzieci. W drodze zaś w dół spotkaliśmy koguta, który nas pogonił i zapiał :)


wtorek, 25 marca 2014

Muzeum Nadwiślański Park Etnograficzny

Korzystając z pięknej wiosennej pogody (+18 stopni) pojechaliśmy w wersji patologicznej, czyli ja, M., Kajtek, Kacper i Milena na wycieczkę do skansenu.

Oczywiście zabraliśmy ze sobą naszą największą przyjaciółkę i towarzyszkę wypraw - lodówkę turystyczną.
Po przyjeździe mogliśmy zrobić sobie tradycyjny piknik w samochodzie, bo na siedzenie na trawie było jeszcze za zimno.
Przejechaliśmy 46 km, obyło się się bez rzygania, ale wyjechaliśmy rano, po płatkach na mleku, piciu i odpoczynku.

Każde dziecko zostało zaopatrzone w mapkę, na której zaznaczone były poszczególne obiekty, które odnajdywali najpierw na mapie, a potem na żywca.


piątek, 21 marca 2014

Łóżka

Na wieść, że jestem w ciąży bliźniaczej ogarnął mnie szał poszukiwawczo-zakupowy, gdyż przypuszczałam, że po sklepach trzeba "polatać" szybko, bo ciąża bliźniacza nigdy nie jest pewna, jeżeli chodzi o dyspozycyjność ruchową.


Niestety zanim się zebrałam do tych rajdów po sklepach, już byłam "ułożona", więc zakupy robiłam głównie przez internet lub korzystając z tego, że dzieci mieliśmy najpóźniej ze wszystkich znajomych (zaleta, która do dziś doceniamy) i rozpuściłam wici, że trzeba nam łóżeczek.
Nie wierzyłam, że kupowanie rzeczy dla dzieci przed porodem przynosi pecha. To po prostu była konieczność. Tak, jak przygotowaliśmy dużo wcześniej pokój dla chłopców, tak przygotowaliśmy im miejsca do spania.
Dostaliśmy trzy łóżeczka. Nie, nie poprzewracało nam się w głowach.
W jednym dużym, drewnianym, chłopcy spali w ciągu dnia - razem. W dwóch turystycznych spędzali noce. Zaletą łóżeczek turystycznych było niewątpliwie to, że się składały, były lekkie i można je było zabrać ze sobą wszędzie. Będąc u moich Rodziców na noc, czy na wakacjach chłopcy zawsze spali w znajomym otoczeniu. Jedynie M. zamontował deski (takie cieńkie) jako dna łóżek i dokupiliśmy gryczane materace. Stabilne, szytwne dno było również niezbędnym wymogiem do zamontowania monitorów oddechu (jeden kupiony, drugi pożyczony).
Na początku dna łóżeczek były podwyższone, gdy spali w naszej sypialni, po 3 miesiącach spali już u siebie, a dna opuściliśmy na sam dół.

wtorek, 18 marca 2014

Krwawe mięso Shitów

Mamy nową fascynację - Gwiezdne Wojny!!! Nie mogę nawet wypowiedzieć tego, jak bardzo jestem szczęśliwa! W końcu coś fajnego, co i ja uwielbiam - chociaż na piłkę nożną nie narzekam.
Oczywiście nadal fajni są rycerze, żołnierze, Angry Birds, smoki i dinozaury, ale Star Warsy zdecydowanie wygrywają ze wszystkim.
"Dawno, dawno temu w odległej galaktyce.." były Angry Birds Star Wars, potem Lego Star Wars. Ta fascynacja boli zwłaszcza portfele. Teraz oglądamy film Georga Lukasa "Mroczne Widmo". O fascynacji świadczy fakt, że film trwa 2,5 h, a oni oglądają, zadają pytania, reagują, porównują z Ilustrowanym Słownikiem Lego Star Wars. Jest cudnie!
Muszę tylko wyedukować M., bo jego jakoś ta fascynacja w dzieciństwie ominęła i teraz jego niewiedza podkopuje swój autorytet :)


W poniedziałek rano, znów parę minut przed 6.00, okazało się, że kaszel Kajtka jest co najmniej niepokojący, w związku z czym, chłopcy nie poszli do przedszkola. Hura! Niestety z bliźniakami jest tak, że jak nie ma drugiej osoby aktualnie w domostwie, albo pod ręką, to nie ma jak odprowadzić zdrowego potomka do przedszkola, czy wyjść zarejestrować się do przychodni. Jestem szczęściarzem, bo już po 2 godzinach udało mi się dodzwonić i zarejestrować chłopców na ten sam dzień!
Po osłuchaniu Pani Doktor stwierdziła, że kaszel owszem, jest upierdliwy, ale zupełnie niegroźny, więc witaj przedszkole :)

czwartek, 13 marca 2014

Wiosenne porządki

No to się zaczęło, choć w tym roku i tak nieco później ze względu na to, że od Środy Popielcowej (moje urodziny) trochę nam się zachorzało. Najpierw grypa żołądkowa, potem przeziębienia, kaszle, smarkania itd.
Pogoda za oknem rozpieszcza, więc zakupiłam piankę do szyb w Biedronce i zamierzam umyć okna - za jakieś 2 tygodnie.

Moi znajomi śmieją się, że porządki Wielkanocne zaczynają się u nas na feriach zimowych, ale wbrew pozorom nie jest to aż takie śmieszne. Po pierwsze wiosna jakoś motywuje do zmian: a to koloru włosów, a to koloru ścian (sorry M.), a to do porządków na facebooku (polecam artykuł: http://www.homemadelemonade.pl/posprzataj-swoj-facebook/), przeglądnięcia zabawek, poukładania klocków w statki i pojazdy oraz ludziki/roboty, no i tych najważniejszych - porządków w ciuchach :)
Po drugie czasu nie ma za wiele, bo praca w firmie wre, ale jak codziennie zrobię małą rzecz, to codziennie zbliżam się do upragnionego celu, a nie odczuwam zwyczajowego "padnięcia na ryj" ze zmęczenia.
M. ma dziś pewnie na ten temat inne zdanie, bo właśnie wyprał wykładzinę w sypialni, materace i kanapę i padł :)

piątek, 7 marca 2014

Tydzień w domu

Po dwóch latach chodzenia do przedszkola, nadchodzi czas, gdy docenia się go bardziej niż kiedykolwiek -gdy dzieci są chore. U nas bardzo rzadko jest tak, żeby Kacper był chory w tym samym czasie, co Kajtek. Tym razem trafiła nam się propomcja.
Choroba żadna - katar, kaszel, wymioty, czyli siedzimy w domu, który od ciągłego wycierania powierzchni obrzyganych lśni czystością.
Od 7.00 rano, do 20.00, 7 dni daje nam 91 godzin, które jakoś trzeba zagospodarować. No dobra, 2 godziny dziennie można odjąć na ablucję i karmienie oraz faszerowanie syropami.

Kusi, z dnia na dzień coraz bardziej kusi, posadzenie dzieci przed telewizorem, czy tabletem. 77 godzin się jednak nie da :)
Mamy cały arsenał możliwości:
- książeczki
- malowanki
- wycinanki
- wyklejanki
- tatuaże naklejane
- tatuaże malowane
- gotowanie
- angażowanie dzieci w prace domowe.