środa, 20 kwietnia 2016

Dzień jak codzień

Weekend był super. W końcu rozpoczął się wyczekiwany przez chłopców turniej piłkarski Deichmanna. Pierwszy mecz wygrali, drugiego nie było, bo uciekaliśmy przed burzą.
Fajny pomysł, możliwość sprawdzenia się w konfrontacji z innymi szkółkami piłkarskimi z regionu. Spore zaangażowanie rodziców: flagi, przebrania, nawet bęben. Super zabawa, tym bardziej, że w najmłodszej grupie nie podawane są wyniki meczów do oficjalnych statystyk, nie ma rankingów strzelców itd. To jeszcze w dalszym ciągu jest zabawa w piłkę nożną.
W niedzielę testowaliśmy zjeżdżalnię pontonową w Aqua Parku. Jest odlot! Nawet dla mnie :)

Ale weekend się skończył i zaczęła się szkoła, którą Kaj uwielbia, a Kacper nienawidzi. Problem ze wstaniem jest oczywiście tylko od poniedziałku do środy. Potem budzą się sami o nieprzyzwoicie wczesnych porach. Według Kacpra szkoła jest nudna, zadania są beznadziejne, nie lubi się uczyć i
chce zostać w domu. Kaj natomiast lubi, jemu się podoba i już.
Problem jest w tym, że wszystko, co robią trwa godzinami. Dziś przeszli już samych siebie z czasem ubierania się, a Kaj na moją prośbę, żeby się w końcu pospieszyli zacytował staropolskie powiedzenie: Jak się człowiek spieszy, to się diabeł cieszy. No i fajnie. Wtedy jeszcze było wesoło.
W tramwaju ustąpiliśmy miejsca starszej pani, która natychmiast zagadnęła chłopców, więc opowiedzieli jej życiorys od momentu urodzenia (kto od kogo ile starszy, że piłka, że szkoła itd).
Niestety musieliśmy się przesiąść i tu już zaczęły się schody. Tłok w tramwaju, chłopcy stoją koło siebie popychając się wzajemnie wykorzystując do tego ruch i szarpanie pojazdu. Moje próby interwencji skończyły się na fochu Kaja i wykrzykiwanymi zdaniami, że on nie chce stać koło mnie, że sobie poradzi i tym podobne. Kacper zaczął do niego zygać, dokuczać mu, co skończyło się tym, że kazałam im natychmiast zamilknąć i zrypałam ich po wyjściu z tramwaju. Wydawało się, że sytuacja jest opanowana.

niedziela, 10 kwietnia 2016

Zwierzogród

Nie wiem, jak to jest, ale co raz częściej wydaje mi się, że te bajki dla dzieci są.. takie sobie. Niby ok, fajnie się ogląda, ale żeby tak potem kupić DVD, oglądnąć ponownie? Chyba ostatnią taką produkcją była "Kraina Lodu" i "Wielka szóstka". Dziś w Polsacie powtarzali "Auta" i z przyjemnością zasiedliśmy rodzinnie do oglądania.

źródło: www.filmpl.pl

Ponieważ na filmy dla dorosłych (zwykle filmy,bez skojarzeń) nie chodzimy do kina, oglądam tylko bajki i produkcje dla dzieci. Ostatnią częścią "Gwiezdnych Wojen", byliśmy zachwyceni, jak zresztą każdą, bo to miłość do grobowej deski, którą udało mi się zaszczepić zarówno w M., jak i w Słodziakach.

 źródło: www.filmpl.pl

Oglądaliśmy też "Zwierzogród". Fabuła jest fajnie pomyślana, podobał mi się pomysł wykreowania świata, który jest dokładną kalką ludzkich układów, jednakże zamiast ludzi mamy zwierzęta. Dzięki swojemu rozwojowi drapieżnicy żyją pokojowo z roślinożercami, tworząc metropolię kilku powiązanych ze sobą światów (kraina lodu, lasów deszczowych, pustynia, ale i "Manhattan"). Ta krucha równowaga zostaje zachwiana w momencie, gdy do policji zostaje przyjęty pierwszy.. królik Judy Hops.
Ciekawa bajka, choć momentami dość przerażająca. Myślę, że w kategorii 7+. To co mnie drażni, to teksty z filmów dla dorosłych, aluzje łatwe do odczytania dla rodziców, ale kompletnie niezrozumiałe dla dzieci. Jedyny film, w którym udało się to mistrzowsko połączyć to był "Shrek". Tam z jednego tekstu śmiali się i duzi i mali, każdy z czego innego, ale w tym samym momencie.
Podsumowując "Zwierzogród": fajny, ale bez szału, raczej DVD niż kino.

czwartek, 7 kwietnia 2016

Snu naszego powszedniego

Kiedyś dawno, dawno temu sypiałam do późna. To było w tych czasach, kiedy sama o sobie mogłam decydować. Nikt przy zdrowych zmysłach nie dzwonił do mnie przed południem, a umawiałam się najwcześniej na 16.00. Ale to było kiedyś... Może te czasy jeszcze powrócą?
Podobno jedną z metod torturowania ludzi jest nie pozwalanie im spać.. Noworodki, nawet bliźniaki na początku śpią. Niestety też jedzą, co trzy, cztery godziny, ale śpią. Potem im przechodzi.
Są dzieci , które nie śpią do późna, ale za to śpią do bólu rano. Słodziaki miały zawsze ustalony tryb dobowy, w ciągu dnia drzemkę o tej samej porze, trwała najpierw 2 godziny, potem stopniowo godzinę. Zawsze też o tej samej porze kładli się spać wieczorem.
Z zasypianiem bywało różnie, bo i były kolki do północy, i płacze, i potrzeba przebywania z nimi dopóki nie zasnęli. Wraz z dorastaniem zasypiali już sami (bardzo w tym pomogły audiobooki), wprawdzie wędrowali do nas do łóżka w środku nocy, ale i to się skończyło. Czasem jeszcze jakiś koszmar zakłóca ich spokojny sen, ale  to zazwyczaj jeszcze przed północą, więc bez problemu jest do opanowania.

Obecnie chłopcy zasypiają w okolicy 21.00, co pozwala na spokojne spędzenie 3-4 godzin w błogiej ciszy. Czasem przed telewizorem, zazwyczaj przy książce, rzadko - jeszcze nad pracą. To nie jest czas na sprzątanie, gotowanie, pranie, prasowanie. To "święty" czas na higienę psychiczną, na to żeby się wyciszyć, pobyć samemu ze sobą, zastanowić się nad mijającym dniem i poukładać wszystko na jutro. To rytuał, który czasem bywa wypełniony obecnością drugiej osoby, czy to osobistą (a jakże, zdarza się!), czy częściej wirtualną. Wtedy znowu, przez chwilę, wracam do czasu z okresu "dawno, dawno temu":)