wtorek, 17 października 2017

"Aboracja"

Jestem absolutnym przeciwnikiem przemocy pod jakąkolwiek postacią. Zresztą chyba trudno sobie wyobrazić, żeby ktoś... nie chociaż, chyba aż tak nie jest trudno to sobie wyobrazić.
Ja w każdym razie mówię tu absolutne i zdecydowane NIE.
Ale... ale czasem to aż się ręce same w pięści zaciskają.


Jedziemy autobusem. Słodziaki siedzą, ja nad nimi stoję, bo tak nam wygodnie. Rozmawiamy.
Kaj pyta: Mamo, a co to jest aboracja?
Ja (zgodnie z prawdą odpowiadam): Nie wiem, nie mam pojęcia. A gdzie to widziałeś?

Myślę sobie, może to przeczytał - ostatnio dostali sporą partię nowych książek, m.in. rekordy Guinnessa - może tam coś było? Szukam w głowie wyrazów podobnie brzmiących: abolicja, apartheid? Cholera go wie.

Kaj: Na reklamie widziałem! "Aboracja zabija!"
Ja (z ulga, że wiem, o co mu chodzi): Aborcja!

K..wa, ja to powiedziałam na głos? W autobusie?! Wszystkie głowy +60 w moja stronę. Ja pi..lę i co teraz?

Oddech.

Ja: Aborcja jest wtedy, gdy usuwa się dziecko z brzucha matki.
Kacper: Ale jak?
Ja (k..wa, ja pi..lę): Przez operację.
Kaj: No, ale to zabija dziecko?
Ja: Tak.

Oddech. No i co dalej?

Kacper: A co to znaczy TS?
Ja: Towarzystwo Sportowe.

Ufff..
Powie mi ktoś po co te plakaty wiszą "na mieście"? Jaki do cholery ma to sens?

wtorek, 10 października 2017

Narwana baba

Jestem z tych reagujących. Jak w sklepie widzę dziecko bez opieki podchodzę, pytam, pomagam znaleźć Rodziców. Jak widzę gnoje, które próbują odkręcić siodełka od zaparkowanych przed szkołą rowerów - drę się wniebogłosy. Jak dzieciaki kurwują w szatni, czy też się przepychają - zwracam im uwagę. Tak już mam.
Reakcje są różne: od wdzięczności zrozpaczonej Mamy, do steku wyzwisk rzucanych przez nastoletnie gnoje. Jestem świadoma konsekwencji takiego postępowania.

Ostatnio jednak obserwuję bardzo wiele zachowań mężczyzn - jeszcze mi się nie udało zobaczyć w takiej akcji kobiety, którzy wyładowują swoje frustracje na dzieciach i to nie swoich. Nie wiem, z czego wynika to, że facet nie potrafi normalnie zwrócić uwagi. Od razu albo się drze, albo klnie. Do dziecka.

Jedziemy na mecz, wchodzimy na teren boiska i nagle wyskakuje "boiskowy cieć" wrzeszcząc do Kaja, że w lakach nie wejdzie na boisko, że ma się natychmiast zatrzymać itd.
Dziecko zamarło i ja na sekundę też. Zapytałam, o co chodzi, jakim prawem gość krzyczy na moje dziecko i co to do k..wy nędzy są "laki"?
Tu oczywiście zaczęła się dość nieprzyjemna pyskówka, podczas której Pan usiłował przeforsować swoje racje. Przyznałam się, że nie doczytaliśmy (w osobie M.) regulaminu obiektu, mamy nieodpowiednie obuwie, że zaraz je przebierzemy. Ale już tego, że uwagę należy zwrócić opiekunowi dziecka i przede wszystkim nie w takiej formie, Pan cieć nie mógł zrozumieć.

Gramy mecz. Tatusiowie chłopców z przeciwnej drużyny stoją przy siatce i komentują sytuację na boisku. "Nasz" zawodnik brzydko fauluje przeciwnika, sędzia, trenerzy nie reagują. I tu się zaczyna: "Co robisz gnoju?!". "Gnój" odpyskował. Tatusiowie w sile czterech kontynuują: "Ja ci pokażę szczylu!", "Gówniarzu jeden!". Sytuacja rozeszła się po kościach. Nikt nie zareagował. Wszyscy udawali, że nie słyszą.
Po meczu podeszłam do Panów mówiąc, że gratuluję im postawy i że mam nadzieję, że czują się dumni, że we czterech sklęli 8-latka.
"A co Pani myśli, że mi tu gówniarz będzie pyskował?!", "A widziała Pani, jak on faulował? A sędzia nic!"
No i właśnie o to mi chodzi! Nie potrafili zrozumieć, że wina chłopca jest bezsporna, a problem jest forma zwracania się do obcego dziecka. Szkoda, że nie byli tacy odważni do trenerów i sędziego.