środa, 23 lipca 2014

Co zrobić z dzieckiem w wakacje?

Należymy do tych szczęściarzy, których dzieci uczęszczają do całorocznego przedszkola. W poprzednim jednak w jednym miesiącu można było zapisać dziecko do dyżurnej filii (oczywiście w ramach wolnych miejsc), a w drugim przedszkole było zamknięte.
Większy problem mają rodzice dzieci szkolnych, których dokoła nas jest większość, bo my, jak już nie raz wspominałam, mieliśmy dzieci jako ostatni.
Nie ukrywam, że temat "wyszedł" po przeczytaniu ostatniego numeru Polityki, a konkretnie artykułu reklamowanego na, moim zdaniem, dość fajnej okładce, pt. Przetrwać wakacje. Autorzy tego tekstu wyliczyli, że rodzic ma średnio 26 dni urlopu rocznie, a dziecko w szkole 90. No i co tu zrobić i jak zagospodarować czas wolny?
Po lekturze wnioski są następujące:
- jest ciężko i organizacyjnie i, a może zwłaszcza, finansowo
- kiedyś było inaczej, bo puszczało się dzieci samopas i nic im się nie działo
- babcie pracują i nie chcą zajmować się wnukami
- kolonie są, z fajnymi programami, ale albo są za krótkie (10 dni), albo za drogie
- pół kolonie są za drogie (zwłaszcza te opierające się na 5-dniowym budowaniu z klocków LEGO)
- dzieci nie chcą jeździć na kolonie, bo nie mają tam dostępu do sieci, a bogaty program atrakcji kojarzy im się z rygorem szkolnym
- dzieci nie chcą wychodzić z domu, bo nie chcą oddalać się od komputera
- prawnie usankcjonowano opiekę rodzicielską nad dzieckiem do 15. roku życia, więc jak się będzie bawić samo, to Cię zamkną
- dzieci najbardziej lubią same siedzieć w domu, a przygotowanie sobie śniadania nauczy ich samodzielności i przełamie codzienną rutynę
- jak już weźmiesz na raz cały urlop, to na pewno Cię zwolnią
- to lobby nauczycielskie sprawia, że wakacje trwają aż 2 miesiące
- w większych miastach jest coś organizowane, ale w mniejszych i na wsiach, to już nie ma nic
- samorządy powinny coś zrobić, żeby było coś dla dzieci w wakacje i to tanio.
Szczerze mówiąc podnieśli mi ciśnienie na noc i to bez kawy. Aż dziw bierze, że nikt jeszcze nie wpadł na pomysł jakiś wakacyjnych kibuców dla całych szkół, bo jak Ci biedni rodzice sobie radzą?!


Moim zdaniem jedyną rzetelną informacją w tym artykule było wyliczenie dni wolnych w ciągu roku (jeżeli rzeczywiście jest rzetelne). Że jest ciężko i nie ma pieniędzy to wie każdy. Nic w tym odkrywczego. Że trzeba się postarać, poszukać, żeby zorganizować dzieciom czas nie tylko w wakacje, ale i ferie zimowe, i świąteczne, to nie zostało podkreślone, ale uwierzcie mi, że się da. Przy odrobinie dobrych chęci!

środa, 16 lipca 2014

A może nad morze?

Nigdy jeszcze moje dzieci nie były nad morzem. Powodów było kilka: kasa, niepewna pogoda, zimne morze, daleka podróż.
Ostatecznie jednak zdecydowaliśmy się pojechać w tym roku na parę dni nad Bałtyk. Wycieczka była niespodzianką dla chłopców. Dowiedzieli się o niej pół godziny przed przyjazdem taksówki, któa zawiozła nas na dworzec.
Od razu, mimo fochów M., zdecydowałam się na podróż pociągiem. Ja nie lubię jeździć samochodem nocą, a Kacper i Kajtek albo cierpią na chorobę lokomocyjną, albo się kłócą ze sobą. 10-11 godzin byłoby to nie do wytrzymania, tym bardziej, że planowaliśmy tylko 4-dniowy wyjazd, a chłopcy nie sypiają podczas jazdy.
No to gdzie? Zależało mi na tym, żeby podróż była możliwie jak najkrótsza, bez przesiadek. Chodziło też o miejsce, w którym będzie można zagospodarować czas w przypadku złej pogody. Mój wybór padł więc na Trójmiasto.
Z Krakowa do Gdańska jedzie się 8,5 h, czyli pół dnia. Dla moich synów, dla których był to również pierwszy raz w pociągu, sama podróż była atrakcją (przez pierwsze 45 minut).
Do wyboru były: Tanie Linie Kolejowe i Inter City. Tak się złożyło, że nad morze jechaliśmy TLK, a wracaliśmy IC. Cena biletów nas nie zabiła, ale tylko dlatego, że korzystałam z promocji Weekendowa Biletomania. Zdecydowałam się również na wagony z przedziałami, gdyż jest w nich więcej miejsca zarówno dla podróżnych, jak i na bagaż, a poza tym przedział stanowi namiastkę intymnej przestrzeni, którą chciałam zapewnić zarówno sobie, dzieciom, jak i wciąż sceptycznie nastawionemu M.

sobota, 12 lipca 2014

Plażowy nadzór

Po 4 dobach spędzonych nad morzem, głownie na doglądaniu własnych dzieci i obserwowaniu okolicznych skupisk rodzinnych, wyłoniło mi się kilka typów osobowości obecnych na trójmiejskich plażach (a zaliczyliśmy i te w Gdańsku, i w Sopocie, a nawet w Gdyni).


1. O Boże, piasek!
Młoda mama, młody tata, na oko 28-30 lat i troszkę ponad roczny Karol. Przybyli wózkiem na plażę. Zaparkowali nad samiutkim morzem. Wózek, w jego cieniu wielki czerwony koc, na kocu biały, dziecięcy kocyk z mikrofibry w brązowe ptaszki. Karol rozebrany do pieluchy, niestety na kocu siedzieć nie chce, pokracznie idzie w stronę wody. Tata - bohater już w kąpielówkach, asekuruje podejście potomka do śladu wody na piasku. Mama z cierpiętniczą miną, patrząc wymownie na tatę, wyciąga z torby rzeczy pod wózek: maliny w plastikowym pojemniku, wodę mineralną, obrane i pokrojone jabłko w woreczku, kubek niekapek i wreszcie krem do opalania - w zasadzie dwa kremy: dla dzieci i dla dorosłych. Biegnie, usiłując złapać wyrywającego się do wody Karola i w końcu udaje się jej nasmarować malca kremem. Niestety okazuje się, że to był krem dla dorosłych.. Cały jad wylewa na tatę, bo jej nie powiedział, wyciąga mokre chusteczki, ściera krem z ciała synka i ponownie smaruje - tym razem już tym właściwym.
W między czasie Karol wyrywa się rodzicom i wbiega do morza do wysokości dużego palca u nogi i... ochlapuje się wodą!!!! Mama porywa latorośl na ręce, biegną z tatą do wózka, przekopują torby i wyciągają chusteczkę, tym razem suchą i wycierają chłopcu oczy. Sadzają go na kocu, mogą w końcu odetchnąć, mama rozbiera się do plażowego bikini. Następuje gorączkowe poszukiwanie kapelusika. Karol sięga ręką i nabiera garść piasku. Następuje okrzyk: "O Boże, piasek!"

czwartek, 3 lipca 2014

Dobczyce

Mieliśmy do dyspozycji pół dnia, pogoda była piękna, więc wybraliśmy się na wycieczkę do Dobczyc.
Zaparkowaliśmy w centrum i ruszyliśmy na 15 minutową wspinaczkę do zamku.


Bilety kosztowały nas w sumie 15 złotych i oprócz zamku obowiązywały również na skansen znajdujący się nieopodal.
Zamek stary, kazimierzowski, ciasny. Największą jego zaletą była niewątpliwie katownia (to dla chłopców) oraz piękny widok na zalew i zaporę (dla nas).



Skansen malutki, ale już pierwsze dom budzi grozę, gdyż zainscenizowano w nim zwyczaje pogrzebowe oraz zaprezentowano karawan i trumny.
Z zamku dość stromą ścieżką zeszliśmy w okolice zapory, która jednak była niedostępna dla zwiedzających. Teraz podobno otwarto trasę spacerową na zaporze przy zbiorniku wody pitnej dla Krakowa. Niestety poniżej zapory woda była mętna i wyjątkowo "ogloniona".




Cały spacer trwał 1,5 h, podróż po 40 minut w każdą stronę. Bez achów i ochów, ale miło i przyjemnie.

Jak wytresować smoka 2

W tym filmie jest wszystko, co tygrysy lubią najbardziej.


Są smoki, niepozorny chłopiec, który zostaje bohaterem, Wikingowie, smoki, grupa przyjaciół, którzy trzymają się razem, żeby - nie - wiem - co, smoki, konflikty pokoleń, bitwy, smoki, miecze, tarcze, wyścigi, no i... smoki!




Zarówno pierwsza część, jak i druga są doskonałe. Na dodatek na Polsacie i Cartoonetwork są dwa sezony serialu ("Jeźdźcy smoków" i "Obrońcy Berk"), które czasowo wypełniają pięcioletnią lukę w życiu bohaterów między pierwszą, a drugą częścią filmu.

Zdjęcia pochodzą z www.cinema-city.pl

RIO 2

Bajka o nielatającej arze modrej Blu i jej opiekunce oraz ich perypetiach związanych z podtrzymaniem wymierającego gatunku, bardzo przypadła nam do gustu. Chłopcy oglądali ją ze dwadzieścia razy, śpiewali, tańczyli na pokazanym w niej karnawale w Rio.


Gdy więc do kin weszła druga część wiadomo było, że napewno się na nią wybierzemy.
Tym razem okazało się, że Blu z żoną i trójką dzieci nie są ostatnimi arami modrymi na ziemi, gdyż istnieje całe stado takich papug w Amazonii. Jednak grozi mu poważne niebezpieczeństwo, któremu zapobiec ma Blu z rodziną oraz ich opiekunowie.
I tak jak w poprzedniej części największym zagrożeniem byli kłusownicy i przemytnicy ptaków, tak tu są nim nielegalni karczownicy amazońskiej puszczy.


Bajka zachwyca nasyceniem kolorów, pięknem pokazanych krajobrazów, egzotycznej przyrody. Dowcipne dialogi, dużo południowo - amerykańskiej muzyki i wielka bitwa zwierząt z ludźmi na koniec, to powody, dla których napewno zakupimy DVD z "Rio 2", jak tylko się pojawi.

Zdjęcia pochodzą z www.cinema-city.pl

Wróżka zębuszka

Z instytucją zębowej wróżki moi synowie zetknęli się pierwszy raz oglądając "Strażników marzeń". Ponieważ jednak była tam cała masa innych bohaterów, m.in. zając wielkanocny, który umiał się bić, przeszło to bez większego echa.
Jakiś czas później jednak ich kuzynce wypadł ząb, wszyscy oglądali dziurę po zębie, a przede wszystkim DOSTAŁA PREZENT OD WRÓŻKI. No to już nie były żarty!
Po przeczytaniu paru książek, które traktują o zębach, po oglądnięciu odcinka "Było sobie życie" o zębach, po wizycie u dentysty, która okazała się być fantastyczną przygodą, w końcu Kajtkowi zaczął ruszać się ząb!
Oczywiście nie byłam na to przygotowana, wydawało mi się, że to jeszcze za wcześnie, ale przecież to właśnie mniej więcej w tym wieku wszystkie szkolniki są szczerbate! Najbardziej bałam się, że przez przypadek połknie tego zęba i gdyby nie był to weekend pewnie pojechalibyśmy do dentysty, a tak musiałam wziąć sprawy w swoje ręce i to dosłownie!


środa, 2 lipca 2014

Martyna Wojciechowska i książki dla dzieci

Widziałam w księgarniach książki Martyny Wojciechowskiej, ale jakoś mi się nie składało. Nie to, że mam coś do niej, ale ostrożnie podchodzę do wszechobecnego trendu, że każdy pisze książki dla dzieci (Agnieszka Chylińska wciąż przede mną, choć wczesnoszkolne dzieci są zachwycone).



Chłopcy dostali cztery książeczki napisane przez Martynę Wojciechowską o dzieciach świata i zwierzętach.
Przede wszystkim są super wydane! Kieszonkowe, pełne zdjęć, fajnych rysunków, nietypowych układów tekstu i ilustracji na stronie. Każda z nich opowiada o tytułowym bohaterze, ale ma również mnóstwo informacji na temat regionu , skąd dany bohater pochodzi.
Wszystko napisane jest pięknym, zrozumiałym dla dzieci językiem. Książeczki opracowywane były przy udziel psychologa dziecięcego, co widać i jest jeszcze jednym powodem, dla którego warto sięgnąć po tą serię!



Dziś właśnie zanieśliśmy je wszystkie do przedszkola, bo chłopcy bardzo chcieli pokazać je wszystkim kolegom.

Zdjęcia pochodzą z www.empik.pl

Skąd się biorą dzieci?

Uważam, że im wcześniej opowie się dzieciom o prokreacji, dokładnie, nie owijając w bawełnę, tym bardziej odbędzie się to bezboleśnie, bezszokowo dla obu stron.
Stąd chłopcy już od dawno wiedzą, jak się robi dzieci, więc bez obaw i cenzury sięgnęłam po książkę Grzegorza Kasdepke "Horror, czyli skąd się biorą dzieci".
Autor jak zwykle mnie nie zawiódł! Z humorem sobie właściwym opowiedział historię trójki dzieci ze starszaków, których pani połknęła dzidziusia i co z tego wynikło. Książka liczy 60 stron, opis prokreacji, 2 (słownie: dwa) zdania. Po lekturze chłopcy zapytali: "Mamo, a dlaczego Ci panowie byli ubrani na czarno, a nie na niebiesko, jak reszta policjantów?"
Taki mieliśmy horror prokreacyjny :)

Zdjęcia pochodzą z www.empik.pl