Większy problem mają rodzice dzieci szkolnych, których dokoła nas jest większość, bo my, jak już nie raz wspominałam, mieliśmy dzieci jako ostatni.
Nie ukrywam, że temat "wyszedł" po przeczytaniu ostatniego numeru Polityki, a konkretnie artykułu reklamowanego na, moim zdaniem, dość fajnej okładce, pt. Przetrwać wakacje. Autorzy tego tekstu wyliczyli, że rodzic ma średnio 26 dni urlopu rocznie, a dziecko w szkole 90. No i co tu zrobić i jak zagospodarować czas wolny?
Po lekturze wnioski są następujące:
- jest ciężko i organizacyjnie i, a może zwłaszcza, finansowo
- kiedyś było inaczej, bo puszczało się dzieci samopas i nic im się nie działo
- babcie pracują i nie chcą zajmować się wnukami
- kolonie są, z fajnymi programami, ale albo są za krótkie (10 dni), albo za drogie
- pół kolonie są za drogie (zwłaszcza te opierające się na 5-dniowym budowaniu z klocków LEGO)
- dzieci nie chcą jeździć na kolonie, bo nie mają tam dostępu do sieci, a bogaty program atrakcji kojarzy im się z rygorem szkolnym
- dzieci nie chcą wychodzić z domu, bo nie chcą oddalać się od komputera
- prawnie usankcjonowano opiekę rodzicielską nad dzieckiem do 15. roku życia, więc jak się będzie bawić samo, to Cię zamkną
- dzieci najbardziej lubią same siedzieć w domu, a przygotowanie sobie śniadania nauczy ich samodzielności i przełamie codzienną rutynę
- jak już weźmiesz na raz cały urlop, to na pewno Cię zwolnią
- to lobby nauczycielskie sprawia, że wakacje trwają aż 2 miesiące
- w większych miastach jest coś organizowane, ale w mniejszych i na wsiach, to już nie ma nic
- samorządy powinny coś zrobić, żeby było coś dla dzieci w wakacje i to tanio.
Szczerze mówiąc podnieśli mi ciśnienie na noc i to bez kawy. Aż dziw bierze, że nikt jeszcze nie wpadł na pomysł jakiś wakacyjnych kibuców dla całych szkół, bo jak Ci biedni rodzice sobie radzą?!