wtorek, 29 października 2013

Spanie z rodzicami

Jestem przeciwna temu, żeby dzieci spały z rodzicami w jednym łóżku. Nie przyjmuję żadnych argumentów popierających ten zwyczaj. Z bliźniakami jest o tyle łatwiej, że spanie z dwójką dzieci wymaga ogromnego (!) łóżka. U nas skończyło się to tym, że M. spał na podłodze.

Ale jak przeciwna i M. na podłodze?! Zacznę od początku.
Leżąc całą ciąże przeczytałam wszystko co mogłam na temat ciąży i niemowlaków. Przemówiły do mnie argumenty o tym, że można dzieci przydusić w trakcie snu, że pierze w poduszkach może być "alergogenne" oraz wszystko to co wiemy na temat śmierci łóżeczkowej. Nie ma dla mnie z tym dyskusji. Od początku bałam się, że chłopcy mogą się zachłysnąć oraz starałam się słuchać ich oddychania - stąd monitory oddechu zainstalowane w łóżeczkach dzieci przez pierwszy rok ich życia. Spali w swoich łóżeczkach, bez poduszek oraz kołderek (mieli śpiworki).

Ani argumenty o bliskości, tworzeniu więzi ani możliwość karmienia "na pół śpiąco" nie przemawiają do mnie. Żeby stworzyć więź trzeba się postarać, o bliskość również, a karmić dzieci należy ŚWIADOMIE, a nie przez sen.

Od początku nie byli do tego przyzwyczajeni więc nie było problemu. Do czasu.. Kiedy chłopcy mieli ospę zaczęli po niej dość często chorować - przeziębienia z gorączką. Wtedy nie chciało mi się do nich co chwilę wstawać, żeby sprawdzać główki, więc zabrałam ich do naszego łóżka.

Tygrys Pietrek

Ostatnio byliśmy w Teatrze Groteka na przedstawieniu pt. Tygrys Pietrek.



Tytułowy tygrys jest tchórzem i za to duże, dorosłe tygrysy zabierają mu paski. On ich szuka, m.in. wstępując do wojska, czy chcąc kupić je na krakowskim straganie. Po drodze spotyka Indian i krokodyla, śmieszne małpki.
Bajka idealna dla dzieci w wieku 4-5 lat. Dużo piosenek, nietypowych rekwizytów. Wadą przedstawienia jest pierwsze pięć minut. Na scenę wychodzą dorośli w przebraniach tygrysów (duże głowy tygrysów), które mają niezadowolone i groźne miny. Dodatkowo pojawiają się bardzo głośne małpki, a tygrysek Pietrek trzęsie się ze strachu, który udziela się dzieciom.
Po tym niefortunnym początku bajka jest spełnieniem marzeń każdego chłopca (wojsko, Indianie, kowboje, wielki krokodyl).
Polecam.

Zdjęcie pochodzi z www.teatrgroteska.pl

Franklin

Znów w Krakowie odbyły się Targi Książki i znów nie mogłam się oprzeć... Siaty wypchane Albertem i Franklinem :)
O Albercie już było. Pora na Franklina. To żółwik, który mieszka z mamą i tatą (pojawi się również siostrzyczka), chodzi do szkoły, ma wielu przyjaciół. W codziennym życiu spotyka go wiele problemów. Jest np. zazdrosny, chce mieć nową zabawkę, na którą nie ma pieniędzy, nie udaje mu się nauczyć jeździć na rowerze itd.


Książki są poprawne do granic możliwości, są ciepłe, zabawne i "nieoczywiste". Pomagają w rozwiązywaniu codziennych problemów wychowawczych.
Dużym plusem serii jest cena (6-7,00 PLN/książka) oraz to, że zrobiono animację na jej podstawie, którą teraz można oglądać np. na Mini Mini.
Polecam.


poniedziałek, 21 października 2013

1 listopada

Trudno przeżyć to święto radośnie. Trudno obyć się bez kłopotliwych pytań o śmierć. Dorosłym cmentarz kojarzy się z bólem po stracie najbliższych, dzieciom nie musi - jeszcze zdążą.. Dlatego staram się "oswajać" cmentarze.
Chodzimy na spacery, buszujemy w liściach szukając kasztanów i żołędzi, zapalmy znicze (mamy nawet specjalne zapalniczki z długą końcówką, żeby chłopcy mogli to robić samodzielnie), sprzątamy groby i opowiadamy historie o tych, których już nie ma.
Nie lubię tłumów na Wszystkich Świętych, drażni mnie to, że nikt nikomu nie ustąpi miejsca w tramwaju, że wszyscy się pchają (jakby to był wyścig) i że robi się generalnie napięta atmosfera.
Uwielbiam ten zapach i widok cmentarza po zmroku. Przypominają mi się wyjazdy "na groby" do Ziębic, Głuchołaz w dzieciństwie (tego, że rzygałam całą drogę już nie pamiętam:). Liczyliśmy wiadukty i bawiliśmy się w gry językowe..
Lubię wracać do domu na ciepły obiad.

Chciałabym ,żeby moi synowie też tak wspominali kiedyś 1. listopada, mimo, że nie wolno biegać po cmentarzu, głośno śpiewać, moczyć rąk w wodzie z hydrantów, a tym bardziej bawić się w berka.
Dla tego wszystkiego celebrujemy amerykańską tradycję Halloween. Jedziemy prawie 30 km po najlepsze dynie, wycinamy wzory (może Angry Birds nie jest za bardzo halloweenowe, ale chłopcy chcieli:), przebieramy się oraz organizujemy zabawę z duchami.
Poza tym dynia ma dużo witamin i minerałów, a jak dzieci same wygrzebią miąższ, to potem taka zupa smakuje najlepiej.
Polecam "naginanie" tradycji.


piątek, 4 października 2013

Zły dotyk

Na kanwie ostatnich medialnych doniesień o pedofilii wśród wielu grup społecznych, zaczęłam znów rozmawiać z chłopcami na temat "złego dotyku". Mówić o tym, że nikt oprócz Rodziców i lekarza nie może ich dotykać w miejscach intymnych. Oczywiście nie obyło się bez zgrzytów, gdyż Panie w przedszkolu czasem pomagają dzieciom w codziennej toalecie, ale wspomogłam się paroma przykładami i chyba jakoś poszło.
Dodatkowo pojawił się wątek obcego dającego nam cukierki, chcącego zaprowadzić do Mamy.
Ze zdumieniem stwierdziłam, że o ile Kacper i Kajtek doskonale wiedzą, że żadnych cukierków nie można brać od obcych, tak oboje poszliby z kimś, kto chce ich zaprowadzić do Mamy..
No i co? Czytałam kiedyś na blogu Doroty Zawadzkiej doskonałe rozwiązanie takiej sytuacji - hasło!!! Trzeba mieć z dzieckiem tajne hasło, którym posłuży się nieznajomy, jeżeli rzeczywiście zostanie przysłany przez Rodziców. Takie proste.
Polecam serię książek Mądra Mysz, a w niej - "Zuzia nie korzysta z pomocy nieznajomego".

Podstawowym problemem w powyższych sytuacjach jest to, że dziecko musi być asertywne, nie bać się powiedzieć swojego zdania. Musi głośno, dobitnie powiedzieć NIE - a nie jak mi się wcześniej wydawało "krzyczeć i lecieć do Pani".
Ale dziecko, które ma swoje zdanie, jest asertywne i dąży do celu jest dzieckiem "upartym, niegrzecznym, pyskatym". A już codzienność z taką dwójką przyprawia o zawrót głowy. Przez wychowanie, ciągłe upominanie, karcenie zduszamy w dziecku te cechy, które są niezbędne do samoobrony w nierównym starciu z dorosłym.
Ale to słynne "bezstresowe wychowanie", które zresztą oglądam co tydzień w szatani na zajęciach, też jest dla mnie nie do przyjęcia. Pewnie jak zwykle znalezienie złotego środka będzie receptą, choć napewno nie bezbolesną. Może jednak warto?