Ale jak przeciwna i M. na podłodze?! Zacznę od początku.
Leżąc całą ciąże przeczytałam wszystko co mogłam na temat ciąży i niemowlaków. Przemówiły do mnie argumenty o tym, że można dzieci przydusić w trakcie snu, że pierze w poduszkach może być "alergogenne" oraz wszystko to co wiemy na temat śmierci łóżeczkowej. Nie ma dla mnie z tym dyskusji. Od początku bałam się, że chłopcy mogą się zachłysnąć oraz starałam się słuchać ich oddychania - stąd monitory oddechu zainstalowane w łóżeczkach dzieci przez pierwszy rok ich życia. Spali w swoich łóżeczkach, bez poduszek oraz kołderek (mieli śpiworki).
Ani argumenty o bliskości, tworzeniu więzi ani możliwość karmienia "na pół śpiąco" nie przemawiają do mnie. Żeby stworzyć więź trzeba się postarać, o bliskość również, a karmić dzieci należy ŚWIADOMIE, a nie przez sen.
Od początku nie byli do tego przyzwyczajeni więc nie było problemu. Do czasu.. Kiedy chłopcy mieli ospę zaczęli po niej dość często chorować - przeziębienia z gorączką. Wtedy nie chciało mi się do nich co chwilę wstawać, żeby sprawdzać główki, więc zabrałam ich do naszego łóżka.
Oczywiście w czwórkę nie było szans na wyspanie się, więc M. wylądował na podłodze. Po półtorej roku (sic!) mój Tata zwrócił uwagę na absurdalność tej sytuacji.
Zaparłam się, chociaż nie było łatwo i po 3-4 nieprzespanych nocach przeprowadziłam Kacpra i Kajtka do ich własnych nowych, dorosłych łóżek.
Teraz czasem zdarza im się przyjść do nas w nocy, ale konsekwentnie odprowadzamy ich do ich pokoju. Nie znaczy to, że rano nie ma "tulaków" ani wyścigów, kto pierwszy do łóżka rodziców :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz