piątek, 28 lutego 2014

Dzień rosołu

Zazwyczaj dwa razy w miesiącu gotuję gar rosołu, potem go odcedzam, porcjuję i zamrażam. Mam w ten sposób "bazę" na weekendowe zupy. Od poniedziałku do piątku chłopcy "obiadują" w przedszkolu, więc w domu jedzą tylko płatki z mlekiem rano i kolację wieczorem. Pełny obiad jest w sobotę i niedzielę, choć przeważnie jeden z tych dni spędzamy u Dziadków w Hucie, między innymi na obiedzie. Poza tym najlepszą pomidorówkę robi Babcia Bożenka :)
Posiadanie "zupnej bazy" ma tą zaletę, że nie trzeba całe przedpołudnie kwitnąć w kuchni i doglądać pykającego rosołu. W 15 minut mam rozmrożoną zupę, dogotowuję makaron, czasem przerobię na ogórkową, krupnik, pomidorową (do której przemycam dynię) i już!
Nawet umawiając się na obiad "na mieście" daję dzieciom zupę przed wyjściem, bo wtedy nie są "wściekle głodni" w restauracji i oszczędzone nam zostaje jedzenie zup w miejscu publicznym, co prawie zawsze wiąże się z wymianą garderoby.


wtorek, 25 lutego 2014

5 lat minęło

Jutro moje dziecka kończą 5 lat! Nie mogę w to uwierzyć!
Że nie wiadomo, kiedy to minęło. Że nie pamiętam, jak było, kiedy ich nie było. Że padam na ryj uśmiechając się na samą myśl o nich. Że dalej nie specjalnie lubię dzieci, a one są moim całym światem. Że nie śpię cały weekend, bo Kajtek popluł Panią w przedszkolu, a Kacper był smutny, bo nie wolno dotykać pisklaków. Że od dwóch dni mam nie pomalowane paznokcie i wisi mi to. Że sprzątając szafkę z butami okazało się, że mam 2 pary butów na obcasie, a reszta to adidasy, trampki, crocsy i tenisówki!!!!
Ale się porobiło.
Macierzyństwo to orka na ugorze. Zdarzają się momenty fajne, nawet cudowne. Jest ich jednak bardzo niewiele, natomiast, gdy się pojawią przesłaniają wszystko. Można o nich godzinami opowiadać, rozpamiętywać, fotografować, niezależnie, czy dzieci są maleńkie, czy już trochę większe.
Myślę też, że gdyby nie ludzie dokoła mnie, nie byłoby nawet i tego. To dzięki nim mogę spokojnie robić to, co robię, z pełnym przeświadczeniem, że to dla dobra chłopców.

Mama i Tata zawsze byli obok. Pozwalali na własne decyzje wspierając, nawet, gdy do końca się z nimi nie zgadzali. Od początku, od 6.30 rano 26 lutego 2009 roku, gdy Kacperek zdecydował, że już czas (mimo, że to był dopiero 35 tydzień ciąży), są DZIADKAMI. A w zasadzie gówno prawda, są nimi już dużo wcześniej, bo przecież cała "leżana" ciąża też przebiegła tak sprawnie tylko dzięki nim.
Udało się to dzięki mądremu lekarzowi, który ze spokojem podejmował kolejne, niełatwe decyzje i sprawił, że wierzyłam, mimo wszystko, że będzie ok.

czwartek, 20 lutego 2014

Dać przykład..

Ile razy można powtarzać to samo? Kiedy w końcu dzieci zrobią to, co się do nich mówi??
Pewnie nigdy..
Rozmawiać trzeba, tłumaczyć, słuchać, pytać. Do tego niestety potrzeba świętej cierpliwości. Ja cierpliwa jestem, ale w końcu wybucham! Zazwyczaj wrzeszczę. Wrzeszczę, żeby przestali wrzeszczeć!
Błędne koło.


Oglądnęłam dziś to: http://kafeteria.tv/Jaki-przyklad-dajesz-dziecku-Ta-kampania-zmieni-Ci-rAlCrTMurbT
Kiedyś bardzo poruszyła mnie inna, pt. "Słowa ranią całe życie": http://blokreklamowy.blogspot.com/2012/06/spij-ty-gnoju-spij-debilu.html
Wniosek - gadać można i trzeba, ale dzieci uczą się najwięcej przez naśladowanie dorosłych, najbliższych.

Ale powtarzają nie tylko te złe rzeczy. Te dobre również.
Chłopcy jedzą przy stole, razem z nami. Uwielbiają książki. Mówią "kocham Cię". Lubią muzea. Garną się do piłki nożnej. Chcą uczyć się obcych języków. Mają "jobla" na punkcie gier elektronicznych. Przy każdej okazji śpiewają. Organizują "piżamowe dni". Ich pasją jest pływanie. Od przyszłego roku może narty też będą.
Mam nadzieję, że to dzięki naśladownictwu.
A to co złe zmieni się, jak tylko uda nam się popracować nad sobą.
http://www.kampaniespoleczne.pl/kampanie,3108,dzieci_nasladuja_doroslych_we_wszystkim

wtorek, 18 lutego 2014

Czasem tak mam...

Od czasu do czasu, zwłaszcza jak za długo siedzę w domu, a do Świąt jeszcze daleko i rozpoczęcie "świątecznych porządków" jest kwitowane popukaniem się w głowy przez osoby słuchające, zabieram się do dezynfekcji łazienki.


Nie do codziennego przetarcia, co tygodniowego gruntownego sprzątania tylko do TOTALNEJ DEZYNFEKCJI, której nie powstydziłaby się nawet PPD (czyt. perfekcyjna pani domu). Wyciągam wtedy myjkę parową, znoszę z góry środki na odgrzybianie, wybielanie, chlorowanie, wkładam gumowe rękawiczki, naciągam T-shirta na nos i "jadę".


Dziś był właśnie ten dzień, gdyż wczoraj wieczorem, mimo codziennego ogarnięcia okazało się, że do szczęścia jest jeszcze daleko - w wolnym tłumaczeniu coś śmierdzi.
Śmierdzi za sprawą moich ukochanych potomków, którzy do toalety chodzą:
1. gdy już naprawdę muszą, czyli w ostatniej chwili
2. zazwyczaj parami, bo jak się chce jednemu, to drugiemu natychmiast też
3. gdy się kąpię (nie wiem, co to za fenomen, ale zawsze się pytam, czy komuś się chce, odpowiedź zawsze jest "nie", a następnie, po 5 minutach, słyszę dobijanie się do łazienki, bo oni MUSZĄ - nadmienię, że mamy dwie łazienki w domu)

niedziela, 16 lutego 2014

Śpij kochanie, śpij...

Po nocy takiej jak dziś i po dniu niskiego ciśnienia, oczy mi się same zamykają. Nie mam nawet siły czytać, a to moja codzienna, 2-3 godzinna dawka przyjemności tylko dla siebie. Chłopcy śpią (dziś kolej M.),a ja tak myślę, że od 6 lat chodzę niewyspana :)
Najpierw ciąża ze wszystkimi pięknymi objawami, bliźniacze brzuszysko i parcie na pęcherz. No, a potem już "tylko" dzieciaki.
Od początku zdecydowana byłam na to, że chłopcy będą spać w swoich własnych łóżeczkach - osobnych po to, żeby od urodzenia podkreślać ich odmienność i różnoraką osobowość. Łóżeczka ustawione były w naszej sypialni, tak żeby nocne karmienia były łatwiejsze, a i ja mając ich non stop przy sobie byłam spokojniejsza.
Jestem zdecydowanym przeciwnikiem spania z dziećmi w jednym łóżku (śmierć łóżeczkowa, ryzyko przyduszenia, itd), więc rytuał był do znudzenia podobny: karmienie butelką, odbicie, przewinięcie i do łóżeczka.


Myślę, że dzięki butelce (widać, ile kto zjadł), dość szybko bliźniaki wpadły w 4-godzinny rytm pór karmienia. Przez pierwsze 2 miesiące potrafili spać po 3 godziny między posiłkami, zwłaszcza w wózku na spacerze. Potem wakacje się skończyły i już tak różowo nie było :)
Pomalutku zato przesypiali noce, z pobudkami na karmienie. Któregoś dnia obudziłam się po 6 ciągiem przespanych godzinach i o mało zawału nie dostałam, jak się okazało, że chłopcy przegapili porę posiłku!

sobota, 15 lutego 2014

Bogowie

Zaczęliśmy zgłębiać temat od Biblii, bo z jej bohaterami dzieci mogą spotkać się na każdym kroku, tym bardziej, że wszechobecne krzyże skłaniają do zadawania pytań.
"Biblia małego dziecka" jest pozycją, na której się nie zawiodłam. Nadaje się dla dzieci 3-4 letnich. Opowieści ze Starego i Nowego Testamentu przekazane są łagodnie, w sposób rzeczywiście nadający się dla dzieci. Zacytuje tu fragment dotyczący Ukrzyżowania: "Nie wszyscy ludzie lubili Jezusa".
Przeczytanie całej książki zajmuje ok. 30 minut. Chłopcy maja swoje ulubione fragmenty, jak ten o Dawidzie i Goliacie, Jonaszu, czy narodzeniu Jezusa.

źródło: https://www.jednosc.com.pl

Ostatnim zaś hitem moich 5-latków jest Mitologia Greków i Rzymian. Znalazłam super pozycję "Moja pierwsza mitologia". Podzielona jest na dwie części: mity o bogach i te o herosach. Każdy rozdział dotyczy innego boga, czy innego czynu herosa, ale często pojawiają się przypomnienia poprzednich postaci. Bogowie przedstawiani są z perspektywy ulubionych przez nich zwierząt, następnie omawiane jest wyrażenie powiązane, które używane jest do dnia dzisiejszego (np. olimpijski spokój, puszka Pandory) oraz przykład użycia współcześnie.
Jedną opowieść czytam 20 minut, do końca pozostały nam 2 rozdziały i był już płacz, że książka się kończy :)


Piłkarzyki rozrabiają

W końcu fajna bajka dla chłopców!




Tymoteusz jako mały, dość wątły chłopiec był mistrzem w grze piłkarzyki. Pokonał chłopca, który po latach stał się gwiazdą "żywego" futbolu i powrócił do miasteczka, żeby wyrównać rachunki. Początkowo zakochany w sobie Dariusz "Kosmos" Kosmala osiąga to, co sobie zamierzył, ale wkrótce okazuje się, że jego zwycięstwo jest tylko pozorne, bo ma godnego przeciwnika, z którym musi się zmierzyć na boisku.
Piłkarzyki nagle ożywają i pomagają głównemu bohaterowi rozegrać mecz życia.
Nareszcie bajka da małych fanów piłki nożnej, nareszcie "nie-przegadana tekstami", które rozumieją tylko dorośli. Nieoczywiste zakończenie, chociaż jak to w bajkach zawsze bywa, dobro w końcu zwycięża.
Mecz piłki nożnej, komentowany przez Dariusz Szpakowskiego, wzbudza takie emocje, że cała sala dzieci stała i na głos dopingowała "swoich".
Naprawdę polecam!

Zdjęcia pochodzą z www.cinema-city.pl

wtorek, 11 lutego 2014

Walentyny

Niedługo zacznie się cała szopka związana z Walentynkami. Przeginać będą zarówno zwolennicy tego "święta", jak i jego zdecydowani przeciwnicy (zawsze przypomina mi to na myśl zamieszanie z helołinem).
O co tyle krzyku?

Cytując za wikipedią: "Walenty z wykształcenia był lekarzem, z powołania duchownym. Żył w III wieku w Cesarstwie rzymskim za panowania Klaudiusza II Gockiego. Cesarz ten za namową swoich doradców zabronił młodym mężczyznom wchodzić w związki małżeńskie w wieku od 18 do 37 lat. Uważał on, że najlepszymi żołnierzami są legioniści niemający rodzin. Zakaz ten złamał biskup Walenty i błogosławił śluby młodych legionistów. Został za to wtrącony do więzienia, gdzie zakochał się w niewidomej córce swojego strażnika. Legenda mówi, że jego narzeczona pod wpływem tej miłości odzyskała wzrok. Gdy o tym dowiedział się cesarz, kazał zabić Walentego. W przeddzień egzekucji Walenty napisał list do swojej ukochanej, który podpisał: „Od Twojego Walentego”. Egzekucję wykonano 14 lutego 269 r. W Polsce jest patronem diecezji przemyskiej. Za sprawą splecenia zwyczajów ludowych, folkloru i legend został postrzegany jako obrońca przed ciężkimi chorobami (zwłaszcza umysłowymi, nerwowymi i epilepsją), a w Stanach Zjednoczonych, Anglii i współcześnie w Polsce patronem zakochanych."


środa, 5 lutego 2014

Jedzeniowe szaleństwo

Jest kila podstawowych problemów z jedzeniem:
1. dzieci nie chcą nic jeść
2. dzieci jedzą tylko określone potrawy podane w określony sposób
3. dzieci jedzą za dużo.
Uważam, że kluczem do ich rozwiązania są przede wszystkim stałe pory posiłków. W przedszkolu dokładnie wiadomo, o której jest śniadanie, obiad, podwieczorek. Zgodnie z tym harmonogramem ustaliliśmy je tak samo w domu.


Problem "nie jedzenia" dotyczy nas bardzo rzadko, bo chłopcy generalnie jedzą. Gorzej jest, jak chcę, żeby zjadły coś na co nie mają ochoty, ale wtedy, gdy się bawią.
Polecanych sposobów na niejadki jest mnóstwo, przy bliźniakach trzeba się jednak liczyć z tym, że jeden sposób sprawdzi się tylko połowicznie. Poza tym prawie wszystkie te sposoby wiążą się z bajzlem, który potem trzeba posprzątać.