wtorek, 25 lutego 2014

5 lat minęło

Jutro moje dziecka kończą 5 lat! Nie mogę w to uwierzyć!
Że nie wiadomo, kiedy to minęło. Że nie pamiętam, jak było, kiedy ich nie było. Że padam na ryj uśmiechając się na samą myśl o nich. Że dalej nie specjalnie lubię dzieci, a one są moim całym światem. Że nie śpię cały weekend, bo Kajtek popluł Panią w przedszkolu, a Kacper był smutny, bo nie wolno dotykać pisklaków. Że od dwóch dni mam nie pomalowane paznokcie i wisi mi to. Że sprzątając szafkę z butami okazało się, że mam 2 pary butów na obcasie, a reszta to adidasy, trampki, crocsy i tenisówki!!!!
Ale się porobiło.
Macierzyństwo to orka na ugorze. Zdarzają się momenty fajne, nawet cudowne. Jest ich jednak bardzo niewiele, natomiast, gdy się pojawią przesłaniają wszystko. Można o nich godzinami opowiadać, rozpamiętywać, fotografować, niezależnie, czy dzieci są maleńkie, czy już trochę większe.
Myślę też, że gdyby nie ludzie dokoła mnie, nie byłoby nawet i tego. To dzięki nim mogę spokojnie robić to, co robię, z pełnym przeświadczeniem, że to dla dobra chłopców.

Mama i Tata zawsze byli obok. Pozwalali na własne decyzje wspierając, nawet, gdy do końca się z nimi nie zgadzali. Od początku, od 6.30 rano 26 lutego 2009 roku, gdy Kacperek zdecydował, że już czas (mimo, że to był dopiero 35 tydzień ciąży), są DZIADKAMI. A w zasadzie gówno prawda, są nimi już dużo wcześniej, bo przecież cała "leżana" ciąża też przebiegła tak sprawnie tylko dzięki nim.
Udało się to dzięki mądremu lekarzowi, który ze spokojem podejmował kolejne, niełatwe decyzje i sprawił, że wierzyłam, mimo wszystko, że będzie ok.



Nie byłam zielona w postępowaniu z dziećmi, bo po pierwsze przeczytałam co się tylko dało przez te 7 miesięcy leżenia w łóżku, a po drugie miałam już pewne doświadczenia - Dawidek i Milenka oraz ich rodzice spowodowali, że było łatwiej :)
Godzinami gadałam i nadal gadam z A. na tematy domowo-dziecięce (o ciągłych dostawach ciuchów, a wcześniej słoiczków nie wspominając). R. jak trzeba bierze sprawy firmy w swoje ręce i pcha tez wózek z całkiem niezłym skutkiem, gdy u nas a to noworodki, a to gorączka, rota-wirus, czy jasełka. Nie można tu również nie wspomnieć o znacznym udziale ulubionego przez chłopców wujka S.
A na końcu M. Nie dlatego, że najmniej, tylko dlatego, że codziennie, nieustannie. Czasem ze śmiechem, czasem ze łzami, ale zawsze..
DZIĘKUJĘ!
A Wam chłopcy życzę...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz