środa, 8 października 2014

Samotność



W domu opanowanym przez facetów większość najważniejszych filozoficznych dyskusji odbywa się podczas szeroko pojętych czynności fizjologicznych, najczęściej na tzw. „kupie”. Nie inaczej było i dziś, gdy z samego rana Kacper w łazience siedząc na tronie zapytał:
Kacper: Mamo, czy zanim my się urodziliśmy i poznałaś Tatę, to byłaś samotna?
Ja: Nie synku, najpierw mieszkałam ze swoimi Rodzicami i Bratem, a potem mieszkałam z dwiema koleżankami.
Kacper: Jak to?
Ja: Mieszkałam razem z panią Anią, mamą Olgierda i Laury i taką jeszcze jedną koleżanką – panią Kasią, ale Ty jej nie znasz, nigdy jej nie widziałeś.
Kajtek myjący zęby: A ja ją widziałem?
Ja: Nie, Ty też jej nigdy nie spotkałeś.
Kacper: A co się z nią stało?
Ja: Wyjechała do Anglii, poznała swojego męża i ma teraz ślicznego synka i córeczkę.
Kacper: A pojedziemy kiedyś do niej?
Ja: Tak Kacperku, jak nas zaprosi, to pojedziemy.


Uśmiechając się do siebie samej zastanowiłam się, kiedy ostatnio byłam sama i nie jestem w stanie sobie tego przypomnieć. Nie znaczy to, że nie celebruję tych spokojnych samotnych wieczorów, gdy chłopcy już śpią, a ja z książeczką… zasypiam na kanapie :)
Swoją drogą, to zauważyliście, że cokolwiek się dzieje, czy to ból brzucha, wymioty, gorączka, zawsze się zaczynają, jak jesteś sama z dziećmi?

4.00 rano, M. w pracy. Kajtek tupta do mnie do sypialni, ale zamiast się uwalić, jak zwykle, do łóżka delikatnie dotyka mojej ręki. Już wiem, że coś jest nie tak. „Mamo, brzuszek mnie boli!” Zrywam się i lecę z nim do łazienki. Oczywiście nie zdążył zarzygał pościel, piżamę, pół przedpokoju, dywanik w łazience.. OK. Pytam: Chce Ci się jeszcze wymiotować? On na granicy płaczu kręci głową, że nie i leci fontanna. Dobrze, że uskoczyłam z pola rażenia.
Przebrałam dziecko, posadziłam na toalecie na dalsze sensacje, które nadeszły, jak tylko wstał i się ubrał.
5.00 rano. Pościel przebrana, w niej śpi goły jak go Pan Bóg stworzył Kajtek. Łazienka wyczyszczona, dywanik, pościel, piżama w praniu. Idę na kawę, bo mój dzień się już rozpoczął.

Wieczór później. Chłopcy śpią. Idę do nich do sypialni sprawdzić, czy wszystko w porządku. Głowy chłodne, poprzykrywałam ich, wciągając uprzednio na materace, bo uwielbiają wisieć różnymi częściami ciała na podłodze. Jeszcze tylko posmaruję Kajtkowi zajada maścią aloesową. Idę pocichutku do łazienki, nie zapalam światła, żeby nie pobudzić dzieci i ja nie wyrżnę na mokrej podłodze! Pieprzony dywanik się suszy, a już dokładnie wiem, gdzie mam kość ogonową. Czy się obudzili, wstali pomóc starej matce zebrać się z podłogi, a skąd!

Czy cieszę się na pierwszy od 6 lat samotny weekend? Dalej nie wiem….

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz