niedziela, 23 lipca 2017

Dzień w Gdańsku - muzealnie

3 lata temu byliśmy na przedłużony weekend w Trójmieście, stąd zostało nam niewiele rzeczy do odwiedzenia. Wtedy jednak przyjechaliśmy pociągiem, więc nasze wędrowanie było trochę ograniczone przez poruszanie się transportem publicznym, czas dojazdów i możliwości 5-latków.  Kiedy tylko w tym roku pojawiła się możliwość jednodniowego wypadu do Gdańska skwapliwie z tego skorzystaliśmy.
Plan obejmował: Muzeum II Wojny Światowej, Europejskie Centrum Solidarności i Westerplatte.


1. Muzeum II Wojny Światowej






Dużo szumu medialnego wokół tego Muzeum spowodowało, że bilety kupowałam już w kwietniu, co się opłaciło, gdyż do kas ciągnęły się długie kolejki. Niestety, żeby wypożyczyć audio-guide, trzeba było stać w tej samej kolejce. Nie wzięliśmy przewodnika, ponieważ obawiałam się, że ekspozycja nie będzie odpowiednia dla 8-latków i miałam rację. Przeszliśmy całe Muzeum, to ja decydowałam, co chłopcy będą oglądać, a co nie, zwłaszcza w obszarze Terror i Opór.










W moim odczuciu wystawa jest genialna, świetnie zrobiona (urzekł mnie zwłaszcza wiodący motyw drzwi) i opowiada o światowym konflikcie zbrojnym, a nie o Polsce podczas II Wojny Światowej, co jest jej ogromnym plusem!






Czy warto tam zabierać dzieci? Warto!! W Muzeum jest ekspozycja specjalnie dedykowana dzieciom. Czegoś takiego jeszcze nie widziałam. Pokazuje najmłodszym wojnę, która przestaje być zabawą w strzelanie, ale czymś realnym, namacalnym.
Fajnie zrobiona jest także szkoła, na siłę wyciągałam stamtąd Słodziaki.







Od strony organizacyjnej, mimo iż sam budynek przytłacza rozmiarami,  jest dużo informacji, są osoby do pomocy, parking, szafki na plecaki i MIŁA, UPRZEJMA, UŚMIECHNIĘTA obsługa.
Może tylko brakuje sklepiku z pamiątkami.
Uważam, że to punkt obowiązkowy na turystycznej mapie Gdańska i to na najwyższym poziomie.

2. Europejskie Centrum Solidarności






Muzeum usytuowane jest w pięknym budynku, nowocześnie zaprojektowanym, łączącym elementy zieleni z industrialnym charakterem otoczenia. Zaraz obok słynna brama stoczni, tzw. pomnik Trzech Krzyży oraz widoczna sama stocznia. Przeczytałam gdzieś, że nowo powstały budynek ją zasłania i przez to to miejsce straciło swój autentyzm historyczny. Bardzo prawdopodobne, że właśnie tak jest, ale nie wiem, jak było wcześniej, a to co widziałam podoba mi się.











Wewnętrzne parkingi, oszklone windy pozwalające docenić zaprojektowana wewnątrz przestrzeń. Restauracja (do której ze względu na oszczędności i zapakowany przez babcie prowiant na drogę, nie weszliśmy), bar z pysznymi zupami, ale dość ubogim wyborem drugich dań. Dość powiedzieć, że prawie-wszystko-jedzący chłopcy nie mieli co wybrać (ryba na parze vs. klopsy w sosie).
Bilety do kupienia bez kolejki, szafki na plecaki, audio-guide z wersja dla dorosłych i dzieci (z zadaniami do wykonania), intuicyjna nawigacja po ekspozycji, dobrze oznaczone poszczególne etapy (w tym też te dla dzieci). Super taras widokowy.







Reakcja dzieci, które nie znały historii najnowszej i nie słyszały o Solidarności: Mamo, trochę mi smutno było jak wysłali tatę Wiktorii do tego dziwnego obozu. Nie mówiąc już o tym, że Sen o Viktorii Dżemu leci u nas non stop.

3. Westerplatte



To miejsce, które dla każdego Polaka coś znaczy. Kacper słuchał historii z wypiekami na twarzy.
Dobrze oznakowany parking, urokliwy spacer asfaltowym deptakiem, wejście pod pomnik jak na krakowskie kopce, po drodze umocnienia z czasów wojny, trochę trącący myszką napis: Nigdy więcej wojny, piękne widoki na morze i kanał portowy.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz