poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Bo na spacer warto iść..

To ostatnio hitowa piosenka przedszkolna :) Rzecz będzie o spacerach.
Jak dzieci są małe to staramy się wpisać spacer w harmonogram dnia codziennego. Chłopcy urodzili się zimą, więc "balkonowaliśmy" ich od pierwszego tygodnia, aby po 7-8 dniach iść z nimi na pierwszy "prawdziwy" spacer.
Po ładnych paru miesiącach usłyszałam jednak opinię, z którą się zgadzam, że noworodki można od razu "brać na pole", bo przecież ze szpitala wychodzi się na zewnątrz i to w kilka dni po narodzinach.



Początkowo spacery były super, trwały 3 godziny, bo karmienie było co 4, wiec pół godziny na ubranie i pół godziny na powrót. Oni spali, ja spalałam tłuszcz spacerując, albo czytałam książki, gazety.W wielkiej torbie zawsze miałam ze sobą: picie w dwóch butelkach, pieluchy tetrowe, pampersy na zmianę (z 6 sztuk), mokre chusteczki i naładowany telefon. Jak było chłodniej, to na zmianę pieluszki wracałam do domu i spacer się kończył, ale ciepłą wiosną i jesienią oraz całe lato czynność, którą doprowadziłam do perfekcji, odbywała się na świerzym powietrzu:)


Spacery mają również swoją dobrą stronę w tym, że po 2-3 dniach poznajesz już całą osiedlową "mafię wózkową". Ciebie zauważają wszyscy, bo z bliźniakami, a Ty zaczniesz już niedługo pamiętać płcie dzieci po kolorach wózków. Wszystkie młode matki ledwo radzące sobie ze swoją pociechą patrzą na Ciebie z podziwem, jak sobie wspaniale dajesz radę z dwójką dzieci. Proszę mi wierzyć, że to motywuje. Rodzą się ciekawe znajomości, które mają szansę przetrwać, bo potem spotykacie się na zebraniu w przedszkolu lub podstawówce:)
Niestety wszystko co dobre szybko się kończy, czyli mniej więcej w 3-4 miesiącu dzieci nie chcą już spać na spacerach tylko rozglądają się na boki i okazuje się, że Twoim największym wrogiem może się stać parasolka przeciw słoneczna, bo wszystko zasłania! Czapki zaczynają wtedy też drapać po głowie, kocyki lądują co chwilę na ziemi.
Mija jakiś czas i przesiadamy się w wyczekiwaną spacerówkę. Niby jest fajnie, bo dzieci są ciekawe świata, reagują na niego, uspokoisz ich dając ciasteczko, chrupkę, ale nie ubłagalnie dochodzi do momentu, gdy jazda wózkiem to za mało, chcemy sami chodzić.
Wtedy spacery zaczynają być wyzwaniem. Najlepiej sprawdza się model 3 + 2, czyli po jednym dorosłym na każde dziecko plus jeden do pchania wózka z akcesoriami.
W końcu wózek robi się za ciasny, albo jak w naszym przypadku łamie się, i od tej pory już tylko o własnych siłach. Proszę się nie łudzić - bliźniaki zawsze idą w przeciwnych kierunkach!
Czemu więc nie siedzimy z nimi w domu? Bo tam jest jeszcze gorzej :) Na spacerze dzieci się wybiegają i jest szansa, że zmęczą, choć jestem orędownikiem teorii o dziecięcym perpetuum mobile.
Najlepszy spacer jest zaraz po deszczu, bo wtedy wszystkie kałuże należą do nas! Ja wprowadziłam zasadę, że można wchodzić tylko do tych przeźroczystych :)








Mniej więcej też w tym okresie trzeba kupić plecak. Powinny się w nim znaleźć wszystkie niezbędne dzieciom akcesoria oraz zabawki do piasku, piłki itd. Musisz mieć obie ręce wolne, a bez gadżetów się nie obędzie.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz