czwartek, 11 kwietnia 2013

Jedzenie

Teoria jest niby prosta. Dzieci powinny jeść posiłki urozmaicone, zawierające produkty ze wszystkich grup pokarmowych, choć najlepiej, warzywa, białko i ewentualnie owoce. Niewielkie porcje 5 razy dziennie.
No ale jak jedzą tylko parówki i panierowane filety?

Za parówki to pewnie zwolennicy zdrowej żywności obłożą mnie ekskomuniką, ale nic na to nie poradzę. Przy bliźniakach jest dużo roboty, gotuję codziennie. Chcę, żeby wszyscy jedli to co ugotuję, bo zabiera to czas i kosztuje oraz daje satysfakcję i spełnienie się w roli "matki - Polki". Proszę mi jednak wierzyć, że stanie w kuchni 5-6 godzin tylko po to, żeby usłyszeć "Nie będę tego jeść!", albo "Nie lubię tego" nawet świętego wyprowadzi z równowagi.

Oczywiście można zastosować konsekwentną metodę: nie jesz - w porządku, ale do następnego posiłku nic nie dostaniesz. Jednakże ta metoda nie do końca sprawdza się, gdy jedno dziecko zje, a drugie nie (u nas 90% przypadków). Bo wtedy nagradzamy deserem jednego, a druga pociecha nie dość, że głodna, to jeszcze ma patrzeć jak brat je? Oboje mają nic nie dostać? No i mamy "Antygonę"!
Podobno pomocne jest również podawanie dzieciom do picia wody, a nie słodkich soków. Szkoda tylko, że większość dzieci przyzwyczajona jest właśnie do tych drugich i nawet jakby miały zostać sukulentami, to wody się nie napiją.
Przedstawiam wypróbowane przeze mnie metody. testowałam ich sporo, ponieważ żadna z nich nie działała na obu synów, poza tym sposób długo używany przestaje działać.




1. Posiłki powinny być atrakcyjnie podane.
Nie koniecznie trzeba od razu wycinać róże z rzodkiewek. Czasem wystarczy alfabet napisany ketchupem na kanapce. Pomocne będą również foremki do ciasteczek, z których można "wyczarować" różne kształty. Można też kupić talerze z ulubionym bohaterem, kolorowe sztućce.

2. Dzieci mogą pomagać przy przygotowaniu posiłków.
Kuchnia do generalnego sprzątania (ale może zjedzą to, co sami zrobili), zdarzają się wypadki - proponuję zakupienie plastikowych noży i kolorowych plasterków.

3. Można trochę pooszukiwać.
Do ukochanego sosu pomidorowego dodać np. paprykę - wizualnie nic się nie zmieni, a nowa porcja witamin ląduje w żołądku. Kupić chipsy z jabłek.

4. Uciec się do przekupstwa.
Może to niezbyt eleganckie, ale według zasady "cel uświęca środki" można zaproponować super deser, pod warunkiem, że obiad będzie zjedzony (ale jak dostaną go mimo wszystko, to następny raz nie zadziała).


5. Wprowadzenie wody.
Najpierw trzeba rozcieńczać soki, potem kupić wodę smakową. Na koniec "normalną" wodę, ale w super butelce (może bidon?).

6. Rywalizacja.
Czasem pomagają wyścigi. Jednak to proponuję tylko w ostateczności, ponieważ rywalizacja przenosi się później na wszystkie aspekty życia i ciężko jest to potem opanować.

7. Wyprawa do restauracji.
Nie ma się co oszukiwać - najfajniej jest w McDonaldzie, ale czasem udaje się też w innych miejscach  :)


Pomocną dłoń może wyciągnąć przedszkole, gdzie posiłki są wyjątkowo różnorodne (często jadłospisy układane są przez dietetyków). Trzeba popytać codziennie, co dzieci zjadły i tym kierować się w domowych posiłkach, chociaż z doświadczenia wiem, że domowe buraczki nigdy nie będą tak dobre, jak te w przedszkolu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz