Udało się nam tylko z pistoletami na kapiszony, które dymią, śmierdzą i hałasują. Wychodzą z M. na pole i strzelają - każdy z chłopców cały magazynek i... są w siódmym niebie!
Do tej pory zasada była taka, że nie kupujemy zabawek militarnych. W związku z tym nie mamy w domu tylko łuków, bo nad tym zupełnie nie da się zapanować!
Przypomina mi się jedno zdjęcie z facebooka z wywieszką sklepową tej treści: "Na terenie całego sklepu obowiązuje bezwzględny zakaz strzelania z łuku!". U nas w domu też :)
Rok temu byliśmy na wycieczce przedszkolnej w Skarbcu Koronnym i Zbrojowni wawelskiej. Szaleństwo było wśród wszystkich, nie wyłączając dziewczynek. Najfajniejsze były armaty.
Zaliczamy wszystkie turnieje rycerskie (w tym roku planujemy wizytę w Ogrodzieńcu), pokazy najazdu Tatarów i tym podobne. Jutro wybieramy się na warsztaty o współczesnych rycerzach.
Trochę to zalatuje genderem, ale z drugiej strony piekliśmy wczoraj ciasto rabarbarowe i chłopcy wyrazili chęć uczestnictwa w warsztatach kulinarnych. Swoją drogą, jakby ktoś "miał pomysła", kto organizuje coś takiego w okolicach Krakowa i w nie-zabijającej-podwójnie cenie, będę wdzięczna za informacje.
Chyba jak wszędzie chodzi o zdrowy rozsądek i różnorodność.
Tak oto teoria skonfrontowała się z praktyką, choć muszę przyznać, że to chyba jedyny taki przypadek.
Z jednej strony dzieci lubią rutynę i przewidywalność, bo daje im to poczucie bezpieczeństwa, z drugiej jednak bardzo szybko się nudzą, więc trzeba im zapewniać bodźce i możliwości do rozwoju. Poza tym chyba najważniejsze jest to, żeby słuchać dzieci i nie zmieniać ich na siłę i pod swoje wyobrażenia - przyszły prawnik i lekarz, na razie mogą się trochę pobawić pistoletami :)
Zbliża się Dzień Dziecka, powoli zaczynamy wybierać prezenty, ale żadnych karabinów nie przewidujemy :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz