wtorek, 26 sierpnia 2014

Podejście

Taka sytuacja:
Maszerujemy ze Słodziakami do przedszkola uśmiechając się do wstrętnej-jesiennej-w-sierpniu pogody. Jest super, bo założenie peleryny na plecak powoduje, że jesteśmy żółwiami ninja, a ubranie kaloszy wytrąca mi argument: "Nie wchodź w kałuże!". Wychodzimy z zaprzyjaźnionej piekarni, gdzie Pani Kierowniczka na nasz widok pakuje już pączka z cukrem i drożdżówkę z czekoladą na deser do przedszkola. Słyszymy przerażający wrzask i płacz z cyklu: "Mamo, nie!"


Współczując młodej, ślicznej mamie idziemy do naszego przedszkola ze zgrozą obserwując, że mały awanturnik też! Kajtek komentuje: "Mamo, to tylko Leoś. On jest z maluchów." Na co mama Leosia z naganą w głosie mówi, że: "On tu jest dopiero drugi dzień!" Rozumiem zdenerwowanie sytuacją, ale idźmy dalej.
OK. Przebieramy się, zanosimy nowe szczoteczki do zębów ze Spanczbobem, czy jak-on-się-tam-nazywa, pasty ze Świnką Peppą, owoce, pojemniki z podwieczorkiem, a Leoś nieustająco błaga mamę wyjąc, żeby "nie!" Ona spokojnie mu tłumaczy, że to tylko na cztery godzinki, że musi tu zostać, że zje śniadanko, pobawi się, a ona już po niego przyjdzie, że pójdą sobie potem na targ kupić warzywka. Tłumaczenia spowodowały, że mały kurczowo zacisnął mamie ręce na szyję i dalej wniebogłosy.
Patrząc, jak Słodziaki kursują z rzeczami, Leoś dostał jabłuszko do zaniesienia pani. Drżącymi rękami wziął je, przestał płakać, wszedł do sali, mama za nim i pyta panią, czy ona też ma przynieść szczoteczkę do zębów? Trochę to trwało, więc chłopiec rozpłakał się znowu, tym razem wpadając w histerię..



Sytuacja nr II:
- "Słodziaki myjemy zęby, bo idziemy do dentysty."
- "Hura! Naprawdę? Super!"
Wchodzimy do znajomego gabinetu (byliśmy na poprzedniej wizycie pół roku temu: przegląd + lakierowanie mleczaków). Chłopcy kłócą się, kto będzie pierwszy? Tym razem pierwszy siada Kajtek. Po przeglądzie okazuje się, że w górnej 5, być może jest ubytek i sytuację musi ocenić lekarz, ewentualnie zaplombować. Nogi się pode mną ugięły, żołądek ścisnął..
Na fotelu siadł Kacper - pogadał z panią higienistką, ponaciskał przyciski, ubrał okulary przeciwsłoneczne. Zęby zostały wyczyszczone specjalną pastą,  polakierowane, w nagrodę z przepastnej szuflady mógł wybrać sobie gadżet - padło na puzzle.

W między czasie wytłumaczyliśmy Kajtkowi, że zaraz przyjdzie pan doktor, zobaczy, czy w ząbku nie ma bakterii, a jak będą, to super wiertarą mu je wyciągnie, wsadzi kolorową plombę i zrobimy fajne zdjęcie na fejsa i będzie mógł wszystkim pokazać w przedszkolu. M. dumnie tłumaczył, że jemu pan doktor też borował zęby, musiał pokazać wszystkie plomby, które okazały się nie być niestety kolorowe. Lekarz ocenił zęba Kajtka, okazało się, że to tylko przebarwienie i nie trzeba rozwiercać, a zęby można lakierować.
Kajtuś był bardzo smutny, że nie będzie wiertary..
W nagrodę wybrał sobie wielką książkę o tym jak Zosia i lew Leon poszli na wizytę do stomatologa, którą zresztą musiałam przytargać dziś do przedszkola.

Ani Leoś, ani Kajtek nie znali wcześniej sytuacji. Każdy z nich zachowywał się diametralnie inaczej. Że Kajtek starszy, że każde dziecko jest inne - tak zgodzę się ze wszystkim. Ale według mnie podstawą jest podejście rodziców i nie robienie psychicznej krzywdy własnym dzieciom!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz