wtorek, 12 sierpnia 2014

Lęki nasze powszednie

Tak się zastanawiam, kiedy się zaczęły? Chyba pierwsze pojawiły się, gdy słodziaki miały 2 latka.
Kajtek miał traumę na widok (i słuch) piorącej pralki. Jak wirowała, a on akurat był w łazience, to wybiegał nawet przez zamknięte drzwi.


Z tym lękiem uporaliśmy się w miarę szybko. Po prostu włączyłam chłopców w przygotowanie prania: segregowanie brudów, wkładanie ich do pralki, wrzucanie kapsułek, nalewanie płynu, a potem stopniowo - włączanie jej, sprawdzanie, czy jeszcze się pierze i przenoszenie rzeczy do suszarki. Przy okazji nauczyłam ich obsługi suszarki i teraz sami potrafią nastawić kolejny cykl. Po prawdzie dalej odczuwają dyskomfort, gdy idą się kąpać, a suszarka jest włączona - to ją... wyłączają :)
Potem była toaleta. Znów Kajtek, po napletkowych problemach bardzo płakał i odczuwał ból przy sikaniu przez jakieś 2 doby. Naturalną konsekwencją tego był paniczny strach przed korzystaniem z toalety. Zbiegło się to w czasie z odpieluchowaniem i spowodowało, że Kacper pożegnał się z pieluchą w ciągu dnia w wieku 2,5 lat, a Kajtek dokładnie rok później (za to już na całą dobę).
W oswajaniu tego lęku posiadanie bratka, czyli brata bliźniaka, zdecydowanie pomaga. Stało się to w zasadzie bez naszego udziału, a opierało się tylko na kontrolowanym nadzorze. Kacper zasiadając na tronie nigdy nie zamykał drzwi. Jego "posiedzenia" trwały bardzo długo, czasem nawet do 20 minut. Wołał wtedy bratka i "se gadali". Najpierw Kajtek był w przedpokoju, potem stopniowo wchodził do łazienki. Brali sobie książki i różne chłopackie gadżety i... któregoś dnia - zamienili się miejscami.
Nie naciskaliśmy na nich w żaden sposób. Obserwowaliśmy tylko, co się wydarzy. Trwało to jakieś 2-3 miesiące. Pamiętam do dziś MMSa wysłanego Babci z wnukiem na kibelku :)
Z sikaniem było bardzo prosto, gdyż w zasadzie zaraz na początku okazało się, że bitwy na strumienie są najlepszą zabawą na świecie, więc do toalety chodzili zawsze razem.
W wieku 4 lat, na kanwie oglądanych bajek, pojawiły się lęki i koszmary nocne. Płacze, domaganie się spania z rodzicami itd. Zakupiłam małą ledową lampkę do kontaktu, żeby nie było zupełnych ciemności. W tym mniej więcej czasie zrobiliśmy remont w ich sypialni. Dostali, od Dziadków, dorosłe łóżka - materace, nakleiliśmy tapetę z dinozaurami, które świecą w ciemnościach (i bronią ich przed koszmarami). Do spania brali całą armię zabawek pluszaków, które też chronią przed niedobrymi snami i do których można się przytulić. Bronią ostateczną była magiczna - zimna, strona poduszki, która odganiała to co złe.


Mniej więcej po 2 tygodniach sytuacja się uspokoiła, a teraz zdarza się raz na 2 miesiące. Można więc uznać, że osiągnęliśmy sukces, ale głównie przez wyeliminowanie koszmarogennych bajek, zwłaszcza wieczorem.
Żeby nie było, że tylko Kajtek. Kacper jest ogromnym panikarzem, jeżeli chodzi o wszelkie stłuczenia, rany, uderzenia. Jeszcze się dobrze nie wywróci, a już wyje i to wniebogłosy. Na razie tłumaczymy używając argumentów, że jak się drze, to przecież nie boli mniej i tym podobnych bzdetów. Do apogeum dochodzi, gdy trzeba oczyścić ranę lub wyjąć drzazgę (oczywiście nie muszę tu nadmieniać, że Kajtka drzazgi się nie imają). Po ostatnim cyrku, jaki mi urządził Kacper na widok igły - przygotowałam się. Nogę kazałam wyciągnąć przed siebie, siadłam tyłem do niego zasłaniając wszystko. Dałam serię migowych znaków, żeby M. przyniósł igłę. I prawie się udało, gdy mój małżonek donośnym głosem nie zapytał pokazując wszem i wobec: "Czy taka igła może być?" Rzadko mam ochotę komuś przyp...ć, ale uwierzcie mi - mało brakło. Kacper oczywiście się rozwył, błagał na wszystkie świętości, żeby tylko wziąć od niego igłę, wyrywał się i cudował. Może mało pedagogicznie, ale skutecznie nawrzeszczałam na niego jeszcze głośniej niż on się darł, siłą unieruchomiłam nogę i wyjęłam drzazgę. Mój syn zaś otarł nos, wzruszył ramionami i stwierdził "Nawet nie bolało" i poleciał dalej się bawić :)

Mamy jeszcze niezłą zabawę z obcinaniem paznokci, którą to czynność wykonuję zawsze w sobotę rano. Jakiś czas temu Kajtek za nic na świecie nie pozwolił sobie obciąć paznokcia w małym palcu u nogi. Nie mogę dojść, co się stało, dlaczego tak się dzieje? Na pewno ze względu na problemy z IS odczuwa wielki dyskomfort przy pielęgnacji stóp, ale skąd taka trauma nie umiem powiedzieć. Dominują tu niestety rozwiązania siłowe, ale Kajtek już na widok nożyczek do paznokci zaczyna wrzaski. Ostatnio umówiliśmy się, że będziemy razem wrzeszczeć, jak dojdziemy do małego paluszka. Udało się nam, wrzaski były cudne i rzeczywiście tylko dwukrotne, M. sobie nie pospał, ale to była zemsta za igłę :)


Oczywiście rolą rodzica jest łagodzenie lęków dzieci, ochrona ich i staranie się, aby dzieciństwo było jak najpiękniejsze. Szkoda nam naszych pociech, gdy się boją. Instynktownie reagujemy, ale.... Pięcio- i pół - latki doskonale o tym wiedzą i potrafią to wykorzystać! Oto przykład. Kajtek dostał karę - na 5 minut miał iść do sypialni na górę i przemyśleć swoje zachowanie. Oczywiście oburzenie moją decyzją demonstrował dzikim płaczem i wyciem. Po jakiejś minucie rozpadało się, nadeszła burza z grzmotami i piorunami. Słyszę z pokoju Kajtka, który krzyczy "Boję się, boję się burzy!" W pierwszym odruchu chciałam biec na górę i utulić moje maleństwo, ale włączyło mi się myślenie. Skąd u niego lęk przed burzą? Od urodzenia był uczony zachwytu tym zjawiskiem meteorologicznym. Zawsze wychodzimy na balkon, oglądamy błyskawice, liczymy czas między błyskiem i grzmotem, uwielbiamy deszcz... Nie poszłam do niego. Po ustalonym czasie zszedł na dół, przeprosił i pobiegł na obiad. Ponieważ nieszczęścia chodzą parami, na drugi dzień znów kara i chwila wyciszenia, tym razem na tarasie. Scenariusz dzikich wrzasków się powtarza i znów słyszę "Boję się, boję się!" Tym razem idę do niego i pytam się, co się stało i czego się boi. "Burzy!" - pada odpowiedź. Rozglądam się, pokazuję mu niebo i mówię, że przecież nie ma burzy!  Zawstydził się i po tym poznałam, że była to tylko metoda zwrócenia na siebie uwagi i protestu przeciwko karze.
Następna burza była za to cudna. Łapaliśmy deszczówkę do szklanek, a potem było gradobicie, które chłopcy widzieli pierwszy raz w życiu! Nie było mowy o najmniejszym lęku.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz