niedziela, 10 sierpnia 2014

Bieszczackie uroczysko

Dwa tygodnie na zadupiu, w Bieszczadach.
Nie przepadam za górami. To znaczy, może nie tak. Lubię góry, ale takie, na które da się wyjechać kolejką, najlepiej szynową. Że Gubałówka? Kiedyś tak, teraz już niestety jest tak skomercjalizowana, że szkoda czasu, chyba, że poza sezonem.
W Bieszczadach nie byłam nigdy. Znam opowieści o Polańczyku, dlatego z rozmysłem, wybierałam miejsce byle dalej. Nienawidzę tłumów i tego ciągłego wałęsania się po deptakach. Gdzie się nie ruszysz Krupówki :)
Dlatego urlop zdecydowaliśmy się spędzić na zadupiu z internetem. Do głowy by mi jednak nie przyszło, że nie będzie nawet jak iść rano po chleb, bo najbliższy sklep znajduje się 4 km od nas.

Uroczysko w Bieszczadach to niesamowite miejsce. Sześć drewnianych, całorocznych domków dwupoziomowych z pełni wyposażoną kuchnią, łazienką i wi-fi :) Obok dwa stawy, boisko do piłki nożnej, trampolina, miejsca na grilla, ognisko, lasy, pagórki.
Nieopodal nas cywilizowany ośrodek ze stadniną i kawałkiem asfaltu, po którym słodziaki jeżdżą codziennie na rolkach. Konie zresztą tez pokochali.
10 km od nas "zielona plaża" nad Soliną z mulistym dnem, które służy do gubienia crocsów.
Przywieźliśmy piłki, siatki na motyle, rolki. Już pierwszego dnia każdy znalazł sobie ulubiony patyk. Dziadek zakupił latarki szpiegowskie i chodzimy z dzieciakami na nocne wyprawy, bo tylu gwiazd, to już dawno nie widziałam.


Mamy 10 kilo książek, naklejki, piórniki, zeszyty, tablety i przenośne dvd, więc nawet jak pada nie jest nudno.
Zwiedziliśmy już cerkiew zaadaptowaną na kościół katolicki, żydowski kirtut z XVIII wieku, czołg, Polańczyk Zdrój, Czarci Młyn, umiemy się przeprawiać przed brody, łazić po strumieniach, straszyć żaby, uciekać przed zaskrońcem :)
Po wizycie w Ogrodzie Biblijnym przez pół dnia bawiliśmy się w Jezusa...


Jednym słowem udane wakacje!






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz