sobota, 29 czerwca 2013

20 minut

Podobno długość minuty zależy od tego, po której stronie drzwi od toalety się znajdujesz. A czasem w 20 minut zmienia się cały świat i nic już nie jest takie, jak dawniej.

Gdy usłyszałam pytanie "Jest z Tobą Kajtek?", a jego nie było - serce mi stanęło. Byliśmy na Jarmarku Świętojańskim: dziki tłum ludzi, muzyka, festyny, a Kajtka nie ma!

Próbując działać metodycznie rozdzieliliśmy się przeszukując teren, głośno wołając go po imieniu. Oczywiście wtedy zauważasz, jak mijani rodzice wzmacniają uścisk ręki swoich pociech i ze wzrokiem "jak można zgubić dziecko?!" dają Ci do zrozumienia, że.. No właśnie, że co? Tylko ktoś, kto przeżył coś takiego na własnej skórze jest w stanie zrozumieć, że czasem nie trzeba dużo - wystarczy chwila nieuwagi, przekonanie, że dziecko jest już na tyle duże, że powinno "trzymać się opiekunów".
Nic bardziej mylnego!

Wychodząc z bliźniakami najlepiej sprawdzała się zasada: jeden dorosły na jedno dziecko + osoba do pomocy. W miarę upływu czasu "pomocnika" się redukuje, bo to wymaga niesamowitej logistyki i sprawia, że i tak większość dnia siedzicie domu.
Pociechy rosną, a Ty próbujesz sportów ekstremalnych, czyli wyjście do pobliskiej piekarni samej z dwójką dzieci. To się zazwyczaj udaje. Chłopcy chodzą ładnie za rękę, ćwiczycie rozglądanie się przed wejściem na ulicę, idą sami (po chodniku) - zatrzymują się na STOP!
Niestety te wszystkie zasady "biorą w łeb" w wyjściach na plac zabaw (zabawa wymyka się zazwyczaj prawom logiki) i imprezach plenerowych (za dużo bodźców).



Doświadczenie nauczyło mnie, że w takich przypadkach nie wolno puszczać ręki dziecka, nie rozmawiać przez telefon (chyba, że ktoś dzwoni, żeby Cię znaleźć).
Na placu zabaw trzeba zaś ustalić zasady: bawicie się obok siebie, nie rozbiegacie się i zawsze mówicie, że chcecie iść w inne miejsce. Dobrze jest też od czasu do czasu zwoływać do siebie na picie :)
Jeszcze jedno: nie ubierajmy bliźniaków tak samo! Jak szukałam Kajtka, to parę osób patrząc na Kacpra stojącego z Babcią skazywało go, że się znalazł!
Jak już dojdzie do najgorszego najszybciej działa dorwanie kogoś z mikrofonem i ogłoszenie, że dziecko się zgubiło (opisanie go i prośba o odprowadzenie do organizatorów).

Na następne wyjście dam chłopcom kartkę z telefonem do mnie do kieszonki. Muszę też przeszukać internet, może znajdzie się jakiś pomocny gadżet (na razie aplikacja na telefon nie wchodzi w grę).
Po 20 minutach Kajtka przyprowadziła jakaś Pani... Nie pamiętam nawet, jak wyglądała..

1 komentarz:

  1. Zastanawiałem się, czy nie zrobić chłopcom bransolet z danymi teleadresowymi do rodziców (lub zawieszki na kształt odznak policyjnych). Tata

    OdpowiedzUsuń