Przygotowania trwały cały tydzień. Organizacja prezentów dla nauczycieli, laurek dla Pani Wychowawczyni, książek - prezentów dla uczniów, ostatnia religia, ostatni angielski, francuski i w końcu - ostatni dzwonek!
Mamy to! Świadectwa chyba nie mogły być lepsze, choć to Kacper dba o estetykę zeszytów, a Kajetan pięknie recytuje.
Po rozdaniu świadectw obowiązkowy obiad z Babcią i lody (choć trzeba przyznać, że i druga Babcia parę dni później przyszykowała obiad na specjalne zamówienie w ramach nagrody za świadectwa, więc w tym roku dzieciaki obłowiły się do bólu:)
Naszą nagrodą dla Słodziaków była dwudniowa wycieczka. Pobudka o 6.00 rano w poniedziałek i niespodzianka - jedziemy na wyprawę! Trasa: Sandomierz - Magiczne Ogrody - Kazimierz Dolny - Bałtów.
1.Sandomierz
To przystanek głównie dla M., żeby usatysfakcjonować jego potrzeby związane z Ojcem Mateuszem. Nawet udało mi się uchwycić na zdjęciu radiowóz na Rynku. Urokliwe miasteczko, gdzie główną atrakcją jest Rynek i trasa podziemna. Dookoła Rynku mnóstwo barów i kawiarni, choć obsługa jeszcze leniwie zblazowana, ale jedzenie pyszne (śniadanie).
W Podziemiach pani przewodnik miła, dowcipna, raczej do dorosłych, ale chłopcy byli zadowoleni z przejścia tunelami.
2. Magiczne Ogrody, http://magiczneogrody.com/
Koło Janowca znajduje się wielki ogród połączony z przeróżnymi atrakcjami dla dzieci. Przede wszystkim plusem całej wycieczki było to, że przez Ogród nie przewalały się tłumy. Mogliśmy w zasadzie być sami na każdej atrakcji. Tylko dla nas skrzat śpiewał powitalną piosenkę, chłopcy sami strzelali z gigantycznych kusz, kręcili się na karuzelach, zjeżdżali ze zjeżdżalni, nie czekali w kolejce do malowania twarzy. Tratwy czekały tylko na nas, wszędzie można było wejść bez tłumów i kolejek.
Wielkim plusem i zaletą Parku jest obsługa! Ludzie mili, uprzejmi, zapraszają, objaśniają, otwierają poza czasem oczekiwania, bo już jesteśmy. Naprawdę brawo! Do tego przepiękna roślinność, fajnie rozwiązana gastronomia, zaplecza sanitarne. I jeszcze jedna wielka zaleta: kupując za bilet, w środku nie ponosisz już żadnych opłat. Polecamy, bo naprawdę warto.
3. Kazimierz Dolny
Urokliwe miasteczko, które z jednej strony chce być atrakcją turystyczną, a z drugiej... jeszcze do tego nie dorosło. Rynek, studnia, renesansowe kamieniczki i wywalona na środku figura Kazimierza Wielkiego. Góra Trzech Krzyży (wejście płatne, niby 2 PLN/osoba, ale trochę śmiesznie), ruiny zamku, baszta, piękne bulwary wiślane, idealne na spacer zarówno wieczorkiem, jak i bladym świtem (zaliczyliśmy obie pory). Wszechobecne koguty, zaskakujący targ kwiatowo-warzywny, na Rynku, w środku tygodnia.
Koło 21.00 życie zamiera, choć akurat nie w dzień, w którym tam nocowaliśmy, bo wtedy właśnie Islandia posyłała Anglię do domu. Rano, mimo rozpoczynającego się o 4.00 rano targu, knajpy, restauracje, informacja turystyczna, większość sklepów otwiera się o 10.00, nieliczne tylko o 9.00.
Nocowaliśmy w malutkim, przytulnym pensjonacie nad restauracją, w którym zakochaliśmy się po śniadaniu :) Dużo, świeżo, "na bogato", nic tylko siedzieć i jeść, a potem leżeć i trawić :)
4. Bałtowski kompleks turystyczny, http://www.juraparkbaltow.pl/
O Bałtowie słyszałam już dawno, w czasach przed Energylandią. I tam się to wszystko zatrzymało. Jak mówi stare powiedzenie: jak coś jest do wszystkiego, to jest do d..y. I tak trochę jest w Bałtowie. Przede wszystkim są dinozaury. Początkowo figury są umieszczone co jakiś czas, z opisami, ukryte gdzieś w trawie, między drzewami. Nagle poustawiane są wszystkie na kupie, obok siebie, na jednej polance.
Rozumiem odniesienie paleontologiczne i to, że kiedyś było ich mniej, a potem był "wysyp". Uważam jednak, że można było to trochę inaczej rozplanować. Dobrym pomysłem było podążanie za śladami dinozaurów i przechodzenie przez bramy oznaczające poszczególne ery.
Figury dinozaurów dość jednolite, jednobarwne, w erze ruchomych dinozaurów w Zatorze - średnio atrakcyjne.
Nad parkiem dinozaurów - szumnie określony park rozrywki. Automaty do gier, kino 5 D, łódka-bujak, kulki, nieczynny rollerkoster. Żenada.
Trochę wyżej Sabatówka. Niby ok. Wioska czarownic, ale paniom czarownicom nie bardzo chciało się cokolwiek. Dopiero, jak pojawiła się grupa kolonijna trochę się ożywiły. Z jednej strony: proszę sobie poprzymierzać stroje, pooglądać wszystko, podotykać, z drugiej: tego nie wolno ruszać, to zagrodzone.
W kompleksie jest jeszcze stadnina koni, ale to już sobie darowaliśmy. Gastronomię typu hot dog, kebab, frytki - też. I jeszcze uwaga techniczna. Kartą można płacić tylko w kasie głównej, potem już tylko gotówka.
Tu tłumów też nie było. Jak się nie wezmą do roboty i nie uatrakcyjnią parku, może wyspecjalzują, napeno poprawią obsługę, to już chyba tłumów nie będzie.
Wyjazd można podsumować jako udany. Teraz tylko przepierka i szykowanie się na kolejną wakacyjną przygodę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz