środa, 29 czerwca 2016

Zakończenie roku

Ciekawa jestem, czy każde zakończenie roku będzie powodować takie emocje, czy to tylko to pierwsze?
Przygotowania trwały cały tydzień. Organizacja prezentów dla nauczycieli, laurek dla Pani Wychowawczyni, książek - prezentów dla uczniów, ostatnia religia, ostatni angielski, francuski i w końcu - ostatni dzwonek!
Mamy to! Świadectwa chyba nie mogły być lepsze, choć to Kacper dba o estetykę zeszytów, a Kajetan pięknie recytuje.
Po rozdaniu świadectw obowiązkowy obiad z Babcią i lody (choć trzeba przyznać, że i druga Babcia parę dni później przyszykowała obiad na specjalne zamówienie w ramach nagrody za świadectwa, więc w tym roku dzieciaki obłowiły się do bólu:)
Naszą nagrodą dla Słodziaków była dwudniowa wycieczka. Pobudka o 6.00 rano w poniedziałek i niespodzianka - jedziemy na wyprawę! Trasa: Sandomierz - Magiczne Ogrody - Kazimierz Dolny - Bałtów.

1.Sandomierz
To przystanek głównie dla M., żeby usatysfakcjonować jego potrzeby związane z Ojcem Mateuszem. Nawet udało mi się uchwycić na zdjęciu radiowóz na Rynku. Urokliwe miasteczko, gdzie główną atrakcją jest Rynek i trasa podziemna. Dookoła Rynku mnóstwo barów i kawiarni, choć obsługa jeszcze leniwie zblazowana, ale jedzenie pyszne (śniadanie).


W Podziemiach pani przewodnik miła, dowcipna, raczej do dorosłych, ale chłopcy byli zadowoleni z przejścia tunelami.



2. Magiczne Ogrody, http://magiczneogrody.com/
Koło Janowca znajduje się wielki ogród połączony z przeróżnymi atrakcjami dla dzieci. Przede wszystkim plusem całej wycieczki było to, że przez Ogród nie przewalały się tłumy. Mogliśmy  w zasadzie być sami na każdej atrakcji. Tylko dla nas skrzat śpiewał powitalną piosenkę, chłopcy sami strzelali z gigantycznych kusz, kręcili się na karuzelach, zjeżdżali ze zjeżdżalni, nie czekali w kolejce do malowania twarzy. Tratwy czekały tylko na nas, wszędzie można było wejść bez tłumów i kolejek.






Wielkim plusem i zaletą Parku jest obsługa! Ludzie mili, uprzejmi, zapraszają, objaśniają, otwierają poza czasem oczekiwania, bo już jesteśmy. Naprawdę brawo! Do tego przepiękna roślinność, fajnie rozwiązana gastronomia, zaplecza sanitarne. I jeszcze jedna wielka zaleta: kupując za bilet, w środku nie ponosisz już żadnych opłat. Polecamy, bo naprawdę warto.





3. Kazimierz Dolny
Urokliwe miasteczko, które z jednej strony chce być atrakcją turystyczną, a  z drugiej... jeszcze do tego nie dorosło. Rynek, studnia, renesansowe kamieniczki i wywalona na środku figura Kazimierza Wielkiego. Góra Trzech Krzyży (wejście płatne, niby 2 PLN/osoba, ale trochę śmiesznie), ruiny zamku, baszta, piękne bulwary wiślane, idealne na spacer zarówno wieczorkiem, jak i bladym świtem (zaliczyliśmy obie pory). Wszechobecne koguty, zaskakujący targ kwiatowo-warzywny, na Rynku, w środku tygodnia.




Koło 21.00 życie zamiera, choć akurat nie w dzień, w którym tam nocowaliśmy, bo wtedy właśnie Islandia posyłała Anglię do domu. Rano, mimo rozpoczynającego się o 4.00 rano targu, knajpy, restauracje, informacja turystyczna, większość sklepów otwiera się o 10.00, nieliczne tylko o 9.00.
Nocowaliśmy w malutkim, przytulnym pensjonacie nad restauracją, w którym zakochaliśmy się po śniadaniu :) Dużo, świeżo, "na bogato", nic tylko siedzieć i jeść, a potem leżeć i trawić :)

4. Bałtowski kompleks turystyczny, http://www.juraparkbaltow.pl/
O Bałtowie słyszałam już dawno, w czasach przed Energylandią. I tam się to wszystko zatrzymało. Jak mówi stare powiedzenie: jak coś jest do wszystkiego, to jest do d..y. I tak trochę jest w Bałtowie. Przede wszystkim są dinozaury. Początkowo figury są umieszczone co jakiś czas, z opisami, ukryte gdzieś w trawie, między drzewami. Nagle poustawiane są wszystkie na kupie, obok siebie, na jednej polance.
Rozumiem odniesienie paleontologiczne i to, że kiedyś było ich mniej, a potem był "wysyp". Uważam jednak, że można było to trochę inaczej rozplanować. Dobrym pomysłem było podążanie za śladami dinozaurów i przechodzenie przez bramy oznaczające poszczególne ery.
Figury dinozaurów dość jednolite, jednobarwne, w erze ruchomych dinozaurów w Zatorze - średnio atrakcyjne.
Muszę jednak przyznać, że dużo emocji wzbudziło prehistoryczne kino 3 D, gdzie oko w oko spotykasz się z żółwiami wodnymi, a rekin rozwala szybę akwarium, pod którą stoisz.
Nad parkiem dinozaurów - szumnie określony park rozrywki. Automaty do gier, kino 5 D, łódka-bujak, kulki, nieczynny rollerkoster. Żenada.
Trochę wyżej Sabatówka. Niby ok. Wioska czarownic, ale paniom czarownicom nie bardzo chciało się cokolwiek. Dopiero, jak pojawiła się grupa kolonijna trochę się ożywiły. Z jednej strony: proszę sobie poprzymierzać stroje, pooglądać wszystko, podotykać, z drugiej: tego nie wolno ruszać, to zagrodzone.

W kompleksie jest jeszcze stadnina koni, ale to już sobie darowaliśmy. Gastronomię typu hot dog, kebab, frytki - też. I jeszcze uwaga techniczna. Kartą można płacić tylko w kasie głównej, potem już tylko gotówka.
Tu tłumów też nie było. Jak się nie wezmą do roboty i nie uatrakcyjnią parku, może wyspecjalzują, napeno poprawią obsługę, to już chyba tłumów nie będzie.

Wyjazd można podsumować jako udany. Teraz tylko przepierka i szykowanie się na kolejną wakacyjną przygodę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz