"Tata i Mama mówią k...a mać. Nie wolno mówić k...a mać!". Wtedy całą swoją siłą woli zmusiłam się, żeby nie parsknąć śmiechem i w życiu nie przypuszczałam , że już niedługo staniemy przed podobnym problemem.
Każdy, kto przebywał w naszym towarzystwie dłużej niż parę minut wie, że "łacina" jest obecna w naszym życiu, choć staram się, w odróżnieniu od M. nie traktować jej jako przecinek.
Odkąd dzieci są "rozumne" zwracamy uwagę na to, co mówimy, szczególnie za kierownicą. Kajtuś wykrzyczał kiedyś z tylnego siedzenia "Jedźże babo!" w kierunku cielącego się przed nami samochodu. Oczywiście tego typu dyskryminacja spotkała się z moją natychmiastową reakcją, chociaż muszę przyznać, że dotyczyła użytego tu rodzaju żeńskiego do określenia miernych umiejętności kierowcy niż rzeczonej "baby".
Zdarzyło mi się również usłyszeć kilka "kurew" od własnych dzieci, ale wytłumaczyliśmy im, że są to słowa nieładne, których dzieci nie powinny mówić/powtarzać. Dodałam również, że dorosłym/Rodzicom czasem się "wymsknie", ale ilekroć tak właśnie było przepraszaliśmy ich za to.
Przy okazji przewertowałam poradniki w poszukiwaniu metod radzenia sobie z przeklinaniem u dzieci.
Podsumowując to co przeczytałam:
1. nie da się dzieci uchronić całkowicie przed wulgarnym językiem - jak nie w domu, to w sklepie, przedszkolu, czy telewizji (ostatnio oglądałam "nieszkodliwą" reklamę dostarczyciela energii, której dziecko na wieść, że prąd płynie łódką w kablu stwierdza, że to głupie - niby nic, a Kacper odrazu stwierdził, że on powiedział "głupie", i że nie jest to ładne zachowanie),
2. im większą aferę z tego zrobimy, tym dziecko będzie bardziej zafascynowane tym, co właśnie powiedziało i jaki to wywołało efekt,
3. zastępowanie wulgaryzmów innymi określeniami typu "motyla noga" jest średnio skuteczne, a poza tym zawsze przypomina mi się tu scena z "Nothig Hill", gdzie Julia Roberts nabija się z Hugh Granta, gdy on właśnie tak przeklina - istnieje po prostu ryzyko, że dzieciom już tak zostanie :),
4. pierwsze oznaki "łaciny" należy zignorować, potem można porozmawiać z dzieckiem, ale nigdy odrazu po zdarzeniu.
Do tego ostatniego zastosowałam się właśnie słysząc jak Kacper "częstuje" Kajtka "spie..j!" Po jakimś kwadransie wezwałam go do siebie i zapytałam, co to słowo znaczy. Odpowiedź okazała się jak zwykle zaskakująco błyskotliwa: "odejdź stąd i nigdy nie wracaj". "A chciałbyś, żeby Kajtuś już nigdy się z Tobą nie bawił i odszedł z tego domu?" - tu wykorzystałam klasyczny wyrzut sumienia, gdyż Kajtek, chory od tygodnia siedział w domu i Kacper rozpaczał, że za nim tęskni, zwłaszcza w przedszkolu. Poruszony miłością braterską Kacper rozpłakał się i obiecał, że już nigdy tego nie powie.
Po następnym razie uderzyłam w mikołajową listę dobrych i grzecznych dzieci (świąteczna część Epoki lodowcowej).
Jak po chwili usłyszałam to ponownie, to nie wytrzymałam, stąd tytułowy kac. Powiedziałam mu, że jak jeszcze raz to powie, to pójdziemy do lekarza, który powbija mu w język igły, skoro tak brzydko mówi!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz