niedziela, 28 lipca 2019

Czy na tych krzesłach można siadać?

Kontynuując fascynację II Wojną Światową Słodziaki przeczytały "Pana Apotekera". Rzecz się ma o Tadeuszu Pankiewiczu.




Pan Apoteker to po części opowieść o Tadeuszu Pankiewiczu, człowieku, który zdecydował się pozostać na terenie getta krakowskiego i nieść pomoc jego mieszkańcom podczas II wojny światowej.
Apteka pod Orłem, dziś zamieniona w niewielkie muzeum, za jego sprawą stała się w tamtych strasznych czasach wyspą na wzburzonym oceanie, Arką pozwalającą przeżyć potop.
Mała Bluma, jej siostra Dorina i starszy brat, Arik niejednokrotnie znajdą tam pomoc lub schronienie.
Ale jak wyjaśnić sobie to wszystko, co dzieję się dokoła? Bluma ucieka w świat wyobraźni, obserwuje, próbuje tłumaczyć rzeczywistość i żyć w świecie, w którym być może jedynie szaleńcy czują się szczęśliwi.

Katarzyna Ryrych znalazła własną odpowiedź na pytanie, jak przedstawić dziesięcioletniemu odbiorcy dramat Zagłady, nie narażając dziecięcej wrażliwości na traumę lektury, a jednocześnie nie zakłamując historii. Nic nie jest tak trudne jak prawda, i jednocześnie nic tak krzepiące. Autorka właśnie na tej sprzeczności rozpięła swoją opowieść, usytuowała ją między historią czasu, która przeraża, i postawą człowieka, która porusza; między tym, co wydaje się erupcją czystego zła, i tym, co pokazuje codzienne oblicze dobra.  Żadnych łatwych rozwiązań, żadnego wyciskania łez, gdy rodzice muszą pozostać z tamtej strony muru, żadnej ucieczki przed coraz większym trudem trwania w codzienności, trudem istnienia, żadnej umowności, gdy śmierć pokazuje swoją przerażającą twarz. Najtrudniejsze z zadań pisarza.
(...) Wędrówka przez czas Zagłady jest jednocześnie frapującą podróżą wgłąb kultury żydowskiej, obrzędowości, zwyczajów, duchowości, wierzeń i przesądów. Niejeden dziecięcy czytelnik po raz pierwszy usłyszy takie słowa jak cheder, goj, kadisz czy szeol, jakby wstydliwie pomijane we wcześniejszych dziecięcych książkach, jakby niosły w sobie niechciany, wypierany bagaż; wielu po raz pierwszy usłyszy imiona Arik, Lejbik, Szmul, Mirełe, Ruth, Estera, Judyta, Blume... Usłyszy o żydowskich świętach, zajrzy do kuchni, przyjrzy się potrawom i księgom, które niosły niezłomną wiarę w tak kruche życie. Wielki kawał kultury, kawał naszego wspólnego świata - dopiero teraz wkracza do książki dla dzieci, jakby wcześniej wspominanie o nim było nietaktem, grzechem lub nieprzyzwoitością.
(...) Lektura jest niezwykłym doświadczeniem, zostawia trwały i ważny ślad, wyzwala mnóstwo emocji, niesie wachlarz odkryć, nie tylko wielkich, także drobnych, jak nieznana dzieciom smutna "gettowa" kołysanka Mordechaja Gebirtiga, utalentowanego poety, jednego z milionów ofiar historii. Tylko takie książki warto czytać. Tylko one mają sens. I tylko o nich będzie się pamiętało przez całe życie.

Prof. dr hab. Grzegorz Leszczyński
literaturoznawca
źródło: wydawnictwoliteratura.pl 






Dyskusja na temat książki dała nam pretekst do odwiedzania Apteki pod Orłem. Zwiedzaliśmy muzeum interaktywnie, bardzo ostrożnie snując opowieść o Shoah, o tym co groziło za ukrywanie Żydów i co to było getto. 
Przeszliśmy przez Plac Bohaterów Getta, pokazałam, gdzie były mury getta, gdzie brama piesza. Padły pytania o krzesła, ale nie o to, co oznaczają i dlaczego, tylko, czy można na nich siadać. Niczego nie przyspieszam. Przyjdzie jeszcze na to czas..
Na pierwszy raz wystarczy. Na razie temat został przegadany i trochę odsunięty. Zobaczymy, kiedy wróci i wtedy pójdziemy jeszcze raz do Apteki, Libanu i na ul. Lwowską.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz