wtorek, 15 stycznia 2019

Post na koniec 2018 roku

Trochę mi zeszło z podsumowaniem 2018 roku, ale to przez rozleniwienie Świętami. Chyba nigdy tak mało nie robiłam, jeżeli chodzi o przygotowania, jak w tym roku.


Ubraliśmy tylko jedną choinkę, w zasadzie Słodziaki same ja ubrały, wieszając na niej bombki zakupione w fabryce bombek Armar (http://www.armar-ozdoby.pl/).


Byli tam z M. na wyciecze szkolnej. Pokazano im, jak wytwarza się bombki, a potem sami je ozdabiali. Wyszły tak pięknie, że Babcie otrzymały je w ramach prezentów pod/na choinkę.



Upiekliśmy morze pierników, z przepisu na piernik staropolski, który już od połowy listopada dojrzewał w lodówce. Ozdabianie ich, a zwłaszcza "świąteczne nożyczki", przeszły już do historii FB i Instagrama, Udało się tez nam wspiąć na wyżyny cukiernicze i zrobić ciasteczka z witrażykiem według przepisu pani Danusi (https://prl-kuchniadanusi.blogspot.com/2018/12/ciastka-gwiazdki-z-masa-z-biaej.html).




Zrobiliśmy ozdoby na wigilijny stół, gdzie po raz kolejny okazało się, że klej na gorąco jest najlepszym przyjacielem Rodziny. Przydał się również przy wykonywaniu prac na szkolny konkurs na Kalendarz Adwentowy.



Jak co roku też zrobiliśmy 5 litrów zakwasu na barszcz, który w tym roku posłużył aż czterem Rodzinom przy przygotowaniu tej tradycyjnej wigilijnej potrawy.



Okazało się też, że Święta spędziliśmy bardzo rodzinnie, jeżdżąc "w gości" lub organizując spotkania u siebie. Impreza, impreza poganiała, stąd Sylwester przed telewizorem, z dobrym jedzeniem i piciem.



Rok 2018 to czas, w którym uniknęliśmy komplikacji zdrowotnych (nawet Babcia Bożenka :), mimo mojego wypadku rowerowego.




Oboje z M. zaczęliśmy drugą połowę naszych żyć i wciąż ze sobą jesteśmy, choć to wymaga czasem tytanicznej pracy. Słodziaki miały Komunię i poszli do czwartej klasy.


Trochę się tego przejścia obawialiśmy, ale okazało się, że świetnie sobie poradzili - oboje. Mam tylko nadzieję, że na koniec roku nie będzie gorzej, bo już lepiej będzie ciężko.
Udało nam się zobaczyć dywany krokusów w górach, spłynąć Dunajcem na flisackich tratwach, odwiedzić Białystok, wytarzać się w lawendowym polu.


Słodziaki pojechały na swój pierwszy samodzielny obóz, zaliczyliśmy też wycieczkę szkolną z noclegiem.  Byli wolontariuszami to dwukrotnie,a z pomocą całej klasy, zbudowali i wystawili szopkę na Konkurs.






Dzieci nam dorastają, pyskują na potęgę, zadają kłopotliwe pytania na przeróżne tematy i nie dają się zbyć byle czym. Pamiętają też wybiórcze rzeczy i nie wahają się wykorzystywać tej pamięci przeciw nam. Dużo trenują, przez co i my jesteśmy non stop a to na meczu, a to na sparingu. Dodając do tego Uniwersytet Dziecięcy i moją nieustająca potrzebę gonienia wszystkich wszędzie, wychodzi z tego całkiem niezły rok. Choć po raz pierwszy od wielu, wielu lat mam też dni, w których nic mi się nie chce i spędzam całą dobę w piżamie. Jeszcze nie wiem, czy mi to przeszkadza, czy nie. Na razie jest to nowość, do której jeszcze muszę przywyknąć, albo ją całkowicie wyeliminować.



Postanowienia noworoczne? Z zasady nie robię, bo uważam, że do decyzji życiowych należy podchodzić na trzeźwo :) Co wieczór zamykam oczy z postanowieniem, które z nastaniem świtu bierze w łeb. Nie wiem, czy warto to robić? Czasy, w których decydowałam tylko za siebie są już za mną i tylko sporadycznie za nimi tęsknię. Pomocy też raczej znikąd, bo moi panowie priorytety mają ustalone na poziomie komórka - playstation/X-box - jedzenie - spanie.
Zadaniowość jednak pomaga i u mnie się sprawdza. Odhaczam więc kolejną pozycję na liście i obu do przodu.
Pogoda nie ułatwia sprawy, zamieszanie wokół WOŚP i śmierci Pana Prezydenta potęguje nastroje destrukcyjne.

Oby do wiosny, oby do nowego, lepszego...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz