poniedziałek, 24 września 2018

Tylko nie WDŻ!

Zaczęło się od rozwiniętych piersi....
K: "Mamo, bo kolega mi pokazał w książce do przyrody taką panią, która wychodzi z wody i ma rozwinięte piersi!"
Ja (z właściwą sobie subtelnością i zrozumieniem tematu): "No i? Cycków nie widziałeś?!"




Temat się urwał, ale nastał moment decyzji, czy Słodziaki będą chodzić na WDŻ, czy nie?
Uważam, że najważniejsze jest mieć wybór. Nigdy nie przypuszczałam, że chłopcy nie będą chodzić na te zajęcia. Dlaczego niby maja się nie uczyć "o tych rzeczach" również w szkole? Ale potem usłyszałam jedno zdanie koleżanki, która swojej córki nie posyła na ten przedmiot, które kazało mi się nas tym wszystkim porządnie zastanowić: "Ja chcę moim dzieciom opowiedzieć o tym wszystkim na MOICH zasadach".
I według mnie, o to tu naprawdę chodzi, nie o przedmiot, tylko o formę i generalne zasady.
Wygooglałam więc postawy programowe WDŻetu dla klas 4.szkoły podstawowej i..... już wiedziałam, że nie ma tutaj moich zasad, a chłopcy na ten przedmiot uczęszczać nie będą.

Może ja się wychowałam w innych czasach, ale uważam, że o rodzinie uczy się w RODZINIE, a nie w szkole. Ja nie mówię nikomu jak ma uczyć matematyki, czy historii. Nikt nie będzie moim dzieciom mówił, jaka ma być rodzina, jakie jest ich w niej miejsce i jak przyjąć do niej innego członka, a tym bardziej osobę niepełnosprawną. Nie zgadzam się również z tym, aby funkcje rodziny utożsamiać z religijnością, bo jak nie ma w niej Boga, to nie ma rodziny? Poza tym zawsze pozostaje pytanie, o którego Boga chodzi?
Trochę mi również zgrzyta "dojrzałość do małżeństwa" oraz czynniki warunkujące powodzenie i trwałość małżeństwa (to chyba na nauki przedmałżeńskie, a nie 9-latkom). Zamiast savoir vivre w domu rodzinnym można omówić zasady w szkole, a nie w domu, w którym zasady określają RODZICE. Czy jest jeden słuszny sposób na towarzyszenie osobie umierającej i rodzinie w żałobie? Czy naprawdę tego dzieci powinny uczyć się w szkole od obcych ludzi?
Ale już kompletnie rozwalił mnie punkt, w którym będą uczyć się o aspekcie moralnym antykoncepcji...


K: "Mamo, bo w książce był taki dziwny rysunek narządów rozrodczych kobiety i ja go nie rozumiem".
Tym razem się przygotowałam i wiedziałam, o który rysunek mu chodzi, więc wyjaśniłam wszystkie waginy, pochwy, macice, łącznie z droga plemnika i jajeczka przez jajniki, jajowody i miesiączki. Myślę też, że jest jednym z niewielu dzieci, które wie, gdzie jest przyczepek Morgagniego, ale to już zupełnie inna historia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz