To pojechaliśmy do: Supraśla, Tykocina i Osowca.
W Białymstoku jest duży dworzec PKS, z którego odjeżdżają autobusy oraz tuż obok przystanki prywatnych firm typu Voyager. Konkurencja jest zdrowa, więc ceny powinny być zróżnicowane (a nie są). Rozkłady jazdy są prawie identyczne, co dla mnie jest zupełnie niezrozumiałe. Np. w sobotę do Tykocina jeździ autobus o 11.30 PKS, 11.25 Voyager, a następny jest odpowiednio o 15.30 i 15.25 (zmyślam godziny). Nikt nie wpadł na to, albo jest to celowe działanie, żeby przesunąć odjazd choć jednego autobusu np. na 14.00. Poza tym przewoźnik państwowy obsługiwany jest przez miłych i życzliwych ludzi, a w prywatnej konkurencji wszyscy robią Ci łaskę, że udzielą jakiejkolwiek informacji, albo patrzą na Ciebie jak na wariata, że pytasz o rzeczy "oczywiste".
Ale niestety największym mankamentem jednych i drugich jest brak bezpośrednich połączeń do największych atrakcji Podlasia - do puszcz. Bez samochodu do niektórych miejsc nie masz szans na dotarcie, albo jak już dotrzesz, to nie masz, jak z nich wrócić.
1. Supraśl jest maleńką miejscowością położoną ok. 20 km od Białegostoku sławną z bycia planem filmowym takich produkcji jak U Pana Boga za... i Blondynka. Droga ze stolicy Podlasia jest remontowana, więc przejazd zajął nam ok. 45 min. Wysiedliśmy w pobliżu Monastyru (za rondem w prawo i pierwszy przystanek :) i zwiedzaliśmy Muzeum Ikon.
W czwartki wstęp jest bezpłatny, ale warto zrobić wcześniejszą rezerwację konkretnej godziny, gdyż po Muzeum oprowadza przewodnik, a ilość miejsc w grupie jest ograniczona. Ze względu na małe pomieszczenia wystawionych jest tylko 350 eksponatów, w tym ikony staroobrzędowców i ikony z wysadzonej przez Niemców cerkwi w Supraślu. Muzeum ma w swoich zbiorach 1500 ikon, z których 1000 (!!!!) przekazali celnicy!
Pani przewodnik mówiła ciekawie, choć - do dorosłych, którzy w tej grupie przeważali. Podczas zwiedzania można oglądnąć film, który pokazuje, jak powstają ikony, bajkę o historii Supraśla, dowidzieć się jak dokładnie zbudowany jest Ikonostas i prawosławny krzyż oraz usłyszeć wiele ciekawostek np. o trzyrękiej Matce Boskiej.
Trochę rozczarowuje sklepik z pamiątkami, w którym jest wszystko z Podlasia. Ja spodziewałam się ikon oraz wariacji na temat ikon, których było bardzo mało.
Zaraz obok znajduje się Muzeum Papiernictwa, którego jednak nie zwiedzaliśmy, gdyż w zeszłym roku byliśmy w Dusznikach Zdroju w podobnej placówce.
W lewo od Muzeum znajduje się Punkt Informacji Parku Narodowego, a pod nim deptak, którym wzdłuż rzeki można dojść do centrum miejscowości. My jednak udaliśmy się do Monastyru, do którego po zakupieniu dobrowolnej cegiełki na klasztor, zostaliśmy wpuszczeni na zwiedzanie cerkwi z batiuszką. Niezwykle piękne i klimatyczne miejsce, choć w większości niedostępne dla zwyczajnych ludzi.
Supraśl słynie z kuchni regionalnej oraz kuchni tatarskiej, ale z dziećmi skupiliśmy się na klasyce: frytki z nuggetami, ale też na babce ziemniaczanej i pierogach ruskich z pokrzywą.
2. Twierdza Osowiec to miejsce, do którego dotarliśmy pociągiem (56 km od Białegostoku) i w którym poza Twierdzą, siedzibą Parku Narodowego nie ma nic. Dosłownie nic. Bez samochodu misja trudna, zwłaszcza, jak Kacprowi wpada coś do oka i kłuje i nie chce wyjść, a apteczka pracowników parku nie dysponuje solą fizjologiczną.
Trzeba wziąć ze sobą picie, jedzenie, silny środek na komary i dowód osobisty (dotyczy osób dorosłych). Twierdzę zwiedza się tylko z przewodnikiem, wstęp do niej jest dokumentowany (stąd konieczność posiadania dowodu osobistego) jako obiektu wojskowego i trwa od 2 do 9 godzin. Standardowa trasa to 2 h.
Twierdza jak twierdza, wszechobecna przyroda, Biebrza, komary i..... dobry duch Twierdzy - pan Mirosław Worona, który sprawia, że dzieje się magia. Przewodnik z powołania, pasjonat, który potrafił mówić i do dorosłych i do dzieci. Słodziaki nie odstępowały go na krok, a nawet zblazowanej nastolatce się podobał.
Do Parku Biebrzańskiego niestety nie weszliśmy ze względu na wypadek Kacpra, który okazał się zupełnie niegroźny.
3. Ostatnia nasza eskapada poza Białystok była wycieczką do Tykocina (ok. 20 km od Białegostoku). Miejscowość znana przede wszystkim, jako miejsce schadzek Zygmunta Augusta z Barbarą Radziwiłłówną oraz z przepięknej Synagogi.
Zamek w Tykocinie jest rekonstrukcją, którą można zwiedzać tylko z przewodnikiem o pełnej godzinie. Warto, gdyż pani, która oprowadza po zamku jest bardzo miła, ubarwia opowieści gadżetami i ma bardzo dużą wiedzę o tym miejscu.
Na rynku znajduje się pomnik Stefana Czarnieckiego, kościół farny i pierogarnia, gdzie:
- pracują przemili ludzie
- podają ogromne porcje
- jedzenie jest pyszne
- pierogi są nieoczywiste
- przy grupach w lokalu (czytaj: 10 osób), czas oczekiwania na potrawy wynosi 40 minut.
Na piechotę doszliśmy też do Pentowa (nie całe 2 km), gdzie znajduje się jedyna w naszym kraju Europejska Wioska Bociania. Miejsce piękne, klimatyczne, pełne bocianów!
Następnym razem pojedziemy na Podlasie samochodem i wtedy wszystkie puszcze będą nam z ręki jadły!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz