Taka sytuacja:
Odwieźliśmy z Kacprem Kaja do szkoły. Kacper jest w okresie rekonwalescencji po operacji. W zasadzie nic mu nie jest, ale na razie nie chodzi do szkoły, bo rana musi się podgoić.
W tramwaju nie ma ścisku, ale pusty też nie jedzie. Siadamy, a synuś w przypływie uczuć tuli się do mnie, czemu dość namolnie przygląda się pani uśmiechając pod nosem.
Oduśmiechnęłam się do niej i tu był mój błąd...
"Oj jak synek kocha mamusię! I taki duży i się przytula. To dlatego, że był karmiony piersią! Taka więź zostaje na całe życie!"
Przyznaję, że w tym momencie moja psychika rypnęła na bruk. Tzn.zrobiła coś gorszego, ale nie da się tego parlamentarnie opisać.
Całe swoje doświadczenie jako matki, całe swoje opanowanie, całą, nie boję się tego użyć, mądrość życiową wykorzystałam w tym momencie, żeby się nie odezwać, uśmiechnąć i pogadać z synem o emigracji (temat, który jest wałkowany od ostatnich zajęć na Uniwersytecie).
Zastanawiam się, czy ludzie naprawdę mają taką sieczkę w mózgu?
Ale mają. Przypomina mi się niedawna dyskusja w Internetach na temat tego, że dzieci, które urodziły się przez cesarskie cięcie nie mają prawa obchodzić URODZIN, bo się tak naprawdę nie urodziły, tylko powinny obchodzić WYDOBYCINY, bo z łona matki zostały wydobyte!
Ja pi....lę! Ludzie! Naprawdę?!
A jak nie daj Boże kobieta ma cesarkę, potem nie karmi piersią, to w zasadzie jaka z niej matka? Nie ma więzi z dzieckiem, dziecko jej nie kocha tak jak tej, która od urodzenia w bólu i poświeceniu dla niego itd.
Bo przecież miejsce kobiety jest w domu, przy mężu i dzieciach, i to co najmniej trójce, bo jedno dziecko to egoizm. Powinna go prowadzić, gotować, prać, sprzątać, udzielać się w szkole, odrabiać lekcje oraz rozkładać nogi jak mąż wróci z pracy z pieniążkami. Cały jej świat ma się kręcić wokół świętej rodziny.
Nie pozostaje nic innego, jak skoczyć z okna przy wiosennych porządkach, ale to chyba tez się nie godzi osobie, która piersią dzieci wykarmiła.
Cieszę się, że mam już swoje lata, swoje zdanie i swój mózg. Cieszę się, że wokół mnie są osoby, które nigdy nie mówiły mi jak żyć i co jest dla mnie najlepsze. Cieszę się, że mimo wszystko moje dzieci czują ze mną więź. Cieszę się, że mam wsparcie u osób najbliższych, gdy o to poproszę (nie oczekuję, że się domyślą - to ta mądrość życiowa).
I ciesze się, że od poniedziałku Kacper idzie do szkoły, a za tydzień zaczynają się ferie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz