niedziela, 1 stycznia 2017

Noworoczne postanowienia

Nie przepadam za Sylwestrem. Nigdy nie lubiłam "społecznego przymusu świętowania zmiany daty". Odkąd jednak na świecie pojawili się chłopcy, sytuacja trochę się zmieniła, bo dla nich to frajda nie spać do północy, zobaczyć fajerwerki, zrobić imprezę w domu/u znajomych, poprzebierać się, potańczyć, przygotowywać pyszności.
Nigdy jednak nie robiłam postanowień noworocznych, ale w tym roku naszła mnie refleksja.



Zaczęło się od rozmowy z A. O tym, że każdy patrzy na siebie, na swoją "domową" rodzinę, że nie dbamy o relacje z ludźmi, którzy kiedyś byli dla nas ważni, że zawsze odkładamy spotkania/telefony/maile/facebooki na jutro, na "za tydzień", "na przyszły weekend". Mija miesiąc, rok, a czasami nawet więcej i.... nic się nie dzieje. Dlatego tak dużym powodzeniem cieszą się spotkania"klasowe" po latach, bo ludzie wracają do wspomnień i zachowań z okresu, kiedy to wszystko było.... ważne, miało znaczenie.
Pamiętacie, jak kiedyś po północy w Sylwestra nie można się było do nikogo dodzwonić, bo wszyscy znajomi, którzy akurat z Tobą aktualnie nie pili, chcieli zadzwonić, żeby złożyć Ci życzenia noworoczne. Potem odbierało się milion smsów, a teraz..... Dzwonię do Rodziców, którzy i tak nie odbierają :) Telefon milczy, nawet noworocznego buziaka od M. dostałam tylko dlatego, że po chwili sobie o tym przypomniał.
I o co chodzi? Tak bardzo się zmieniliśmy? Zajęliśmy się dziećmi, pracą, dorosłym życiem? Nie mamy czasu? Ile można do kogoś dzwonić jako pierwsza, ile można proponować komuś spotkanie, ile można próbować? Praktycznie każdy z kim na ten temat rozmawiam, ma takie przeświadczenie. Przyjaźń wymaga pielęgnowania, podobnie jak każda relacja. Nie można mieć poczucia jednostronności. Skoro ja tak myślę o innych, to czy inni też tak myślą o mnie? Czy ja też kogoś zawodzę, czy mnie też nie ma wtedy, gdy powinnam być, czy nie dzwonię, nie spotykam się? Pewnie tak dokładnie jest. Skoro mnie bolą i rozczarowują zachowania bliskich mi osób, to moje postępowanie dotyka też innych.
Na starych przyjaciół nie ma czasu, do nowych znajomości podchodzimy z rezerwą, ostrożnie.


Postanowienie nr 1:
Wyzbyć się żalu, pielęgnować kontakty. Nie ubędzie mnie. Najwyżej chwilę poboli.

Czasem wydaje mi się, że lubią mnie tylko moje własne dzieci. Patrzą na mnie z wiarą, nadzieją, są otwarci i mówią "kocham Cię". A jednak zdarza się, że krzyczę na nich, że nie dotrzymuję obietnic, że nie odkładam telefonu, nie słucham, gdy do mnie mówią.

Postanowienie nr 2:
Nigdy więcej!
10 dni przerwy świątecznej. Jak ja to miałam wypocząć, ile to miałam zrobić, gdzie nie jechać, ile rzeczy było zaplanowanie z całą rodziną... I co? Niestety g...no! Tak jakoś czas przez palce przelatywał, a to pogoda nie taka, a może coś fajnego z TV i do pracy trzeba iść. Cholera może szkoda życia? Może warto, aby każdy dzień był niesamowity, taki, że uśmiechasz do niego kładąc się do łóżka. To nie znaczy, że każdy musi być na maxa i co-do-minuty zaplanowany, ale niech będzie wspaniały.

Postanowienie nr 3:
Niech każdy dzień będzie coś wart.


A jak już robię te postanowienia, to dołożę do tego zestaw standardowy: nie pic, nie palić, zdrowo się odżywiać (czytaj: -20 kg), ruszać się (czytaj: -20 kg), podszlifować angielski, przeczytać zaległe książki do pracy i...... wiele wiele innych, czego i Wam z całego serca życzę!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz