środa, 21 września 2016

Cudowny poranek

Dziś podobno ma przyjść jesień. Na razie z drzew lecą tylko kasztany i żołędzie, liście jeszcze są na swoim miejscu. W tym roku udało nam się uniknąć wyprawy na Planty po kasztany o 7.00 rano, gdyż spokojnie nazbieraliśmy pod domem z pomocą wujka Pawła i kija. Ja zaś dzielnie powstrzymuję się od pakowania garści kasztanów spacerując co rano po tym najsławniejszym krakowskim parku i prawie zawsze mi się udaje.


W mojej prywatnej Nibylandii idealny poranek zaczynałby się koło 9.00 - 10.00, kiedy to wstając wyspana (!) z łóżka dostałabym do ręki kawę. Na polu cieplutko, balkon otwarty, słoneczko. Domownicy oznajmiają, że śniadanie już jedli. Kuchnia nie przypomina Armagedonu. Dostaję dzbanek kawy, mleko, kawałek bagietki i powidła śliwkowe, a oni idą pograć w piłkę. A ja teraz w spokoju mogę przeglądnąć pocztę, Facebooka i oglądnąć jakąś śniadaniówkę...




No, a teraz wracamy do rzeczywistości. 6.15 zmartwychwstaję po budziku. Myję zęby próbując związać w kucyk te włosy solennie po raz 75. obiecując sobie, że je zetnę w pi.du! Nastawiam wodę na kawę, szykuję śniadania, budzę Słodziaki, przeładowuję pralkę, suszarkę, zmywarkę, wyprawiam ich do szkoły.
Siadam z kawą przed komputerem. Zimno jak cholera, zawijam się w koc i grzeję ręce od kawy. Cisza. Jeszcze przez godzinę nikt nie zadzwoni, ja w piżamie mogę spokojnie zaplanować tydzień do końca: obiady, zakupy, zajęcia dodatkowe, kto, kiedy, gdzie. Nawet uda mi się wcisnąć ze 3 spotkania towarzyskie dla dorosłych :) I podobno ma dziś nie padać.


No dobra, koniec błogostanu. Trzeba się zbierać. Chyba jednak nie myłam jeszcze dziś zębów, a jak nie, to co ja......?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz