W ramach ćwiczeń komputerowych wgooglaliśmy biskupa w domu, żeby naprostować światopogląd.
Ale szczególność tego dnia polegała na tym, że gdy wszystkie dzieci zeszły na stołówkę, a Pani zamknęła klasę na klucz, Święty Mikołaj (ten od prezentów) włamał się do klasy i zostawił worki z prezentami, słodycze i list do klasy oraz Pani. W Pani poza tym się zakochał, bo napisał "Kochana Marzenko".
Warto było trochę się postarać? Uwierzcie mi, że tak. Ekscytacja dzieci, które po lekcjach zeszły do szatni przekrzykując się w opowieściach, jak to było, jak to się stało, była ważniejsza niż słodycze i prezenty.
W nocy z soboty na niedzielę zaś Kacper już o 4.15 oznajmił, że Mikołaj się pojawił w nocy i że przyniósł prezenty.Że zabawki, że gogle, że czapki, ale rzucili wszystko, gdy zobaczyli.... książki. Mnie nie było potrzeba nic więcej, to najlepszy Mikołaj na świecie.
Po obiedzie ruszyliśmy na podbój Krakowa w poszukiwaniu świątecznych dekoracji. Rynek, jak zwykle przepiękny, ale koszmarnie zatłoczony. Jakby wszyscy chcieli akurat w niedzielę wieczorem powłóczyć się po Targu Bożonarodzeniowym.
Mam nadzieję, że dla chłopców, tak jak i dla nas, był to dzień wyjatkowy: spokojny, rodzinny, pełen niepodzianek. Za rok spotkamy się o tej samej porze!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz