środa, 16 grudnia 2015

Przedświąteczna gorączka

Ja: Słodziaki, wiecie, że nie wszyscy ludzie mają pieniądze i czasem tak się zdarza, że komuś ich brakuje i nie może kupić dzieciom prezentów pod choinkę?
K: Jasne Mamo.
Ja: A może zrobimy paczkę z prezentami dla takiego biednego Rodzeństwa? Jest chłopczyk, który ma tyle samo lat co Wy i jest fanem Gwiezdnych Wojen oraz jego siostra, która uwielbia Harrego Pottera.
K: Taka Szlachetna Paczka?
Ja: No prawie.
K: OK!!
Ja: To my z Tatą kupimy prezenty dla chłopca i dziewczynki, a Wy może kupilibyście słodycze do tej paczki, za Wasze kieszonkowe.
K: Super.





Jeszcze ze dwie godziny ustalaliśmy, co kupimy i dla kogo. Na drugi dzień pojechałam na zakupy. Do tego, co ustaliliśmy kupiłam żelki, które nazywamy fasolkami wszystkich smaków Bertiego Bott'sa (fani HP wiedzą, o czym piszę). Chłopcy popatrzyli na prezenty i widzę, że miny mają niewyraźne. W końcu Kacper się odważył i mówi: "Mamo, a nie moglibyśmy tych fasolek zatrzymać dla siebie?"
Jak zwykle w takich sytuacjach pozwoliłam im samodzielnie dokonać wyboru podkreślając dla kogo jest ta paczka, dlaczego ją robimy, że dziewczynka też kocha Harrego. Zdecydowali się jednak podarować fasolki do paczki.
Przewidując taką reakcję, w nagrodę, dałam im paczkę żelków kupionych specjalnie dla nich.


Ta sytuacja przypomniała mi się niedawno, gdy w ramach Dnia Patriotyzmu oprowadzałam dzieci z elitarnego gimnazjum po wystawie w Fabryce Schindlera. Oczywiście patriotyzm przewijał się cały czas, ale nie w sposób definicyjny. Rozmawialiśmy o tym, czy kradzież może być patriotyzmem, czy zabijanie w imię ojczyzny, torturowanie innych osób też jest jego przejawem.  Jaka jest różnica między miłością do ojczyzny a nacjonalizmem? Czy zdjęcie flagi unijnej to patriotyzm, czy raczej jego brak. Młodzież miała różne pomysły, każdy inaczej wyrażał swoje zdanie.
Po oprowadzaniu pani nauczycielka stwierdziła, że podobało się jej to, że zadawałam dzieciom pytania nie udzielając na nie odpowiedzi. Ale jak mam im mówić, co mają myśleć, jak powinni czuć?
Przecież każdy z nich zarówno moje dzieci, jak i te gimnazjalne są autonomicznymi jednostkami, które mają prawo do swojego zdania.
Tak bardzo się cieszę, że Słodziaki powiedziały mi co czują, mimo, iż intuicyjnie wyczuwały, że coś jest nie tak. Mam nadzieję, że jeszcze jakiś czas będą chcieli dzielić się ze mną swoim światem.


Oczywiście prawo do własnego zdania i autonomii nie zastępuję zachowania według odpowiednich reguł. Co w przypadku sześciolatków, jest czasem bardzo trudne, gdyż oni z reguły najpierw czują, a potem myślą - jak mają na to czas. Doświadczył tego M. w poniedziałek uczestnicząc w wycieczce klasowej do MHK na Pokonkursową Wystawę Szopek Krakowskich. Mimo, że nie było to pierwsze wyjście do Muzeum, mimo, że doskonale wiedzieli, jak powinni się zachować, na widok ruchomego smoka wszyscy rzucili się, by go dotknąć. Podobno interweniowała ochrona (w końcu od tego jest), ale wyjście odbyło się bez strat i odszkodowań za zniszczenie mienia.

Szykujemy się do Świąt!

P.S.
K: Mamo, bo Hania mi żyć nie daje. Chce żebym cały czas był z nią, ciągle się z nią tylko bawił. A ja przecież muszę mieć czas dla siebie, na męskie zabawki!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz