Ludzie!!!!!!!!!!
Poszłam do szkoły jako sześciolatka. Z wyboru. Nie przypominam sobie, żeby ktokolwiek trząsł się nade mną. Pamiętam, jak wychowawczyni waliła linijką po łapach za gadanie. Dla mnie szkoła była zajebista!
A chłopcy? Są zachwyceni, oczarowani i....trochę się nudzą :)
Na francuskim Kaj zapisał fonetycznie 4 strony dzienniczka słówek. Wytłumaczyłam mu do czego służy dzienniczek i że jak chce pisać, to niech poprosi Panią od francuskiego, żeby mu pomogła napisać co trzeba prawidłowo.
Angielski polegający na nauczeniu się "good bye" podczas jednej lekcji był nudny. Ale już następny, na którym Julie znalazła magiczną strugaczkę, a Mike miał okulary - był super. A wydarzeniem dnia było zastępstwo i opieka pani z biblioteki nad nimi podczas przerwy.
Hitem jest też religia, na której można "za świętą Kingę" dostać aniołka. Dostaliśmy zresztą wykaz tego, co dziecko w ciągu roku ma opanować. Na wrzesień przewidziany jest znak krzyża. Mój syn zapytany o pokazanie go, stwierdził, że nie może, gdyż książkę od religii zostawił w szkole...
Wstawanie jest koszmarem, ale tylko w dni kiedy mają na 8.00, w pozostałe wstają 5.50, 6.13.. Jeździmy tramwajami słuchając mp3 - teraz na topie są Dzieci z Bullerbyn.