Po co to robić? Ja posługuję się maksymą mojego Taty, który zawsze mi powtarzał, że człowiek powinien wiedzieć wszystko o czymś i coś o wszystkim. Skąd niby mamy wiedzieć, że nasze dziecko nie będzie wybitnym kompozytorem, jeżeli nigdy w życiu nie słyszało muzyki, czy nie spróbowało zagrać na jakimś instrumencie?
A co małe dziecko może o tym wiedzieć? No właśnie i tu pojawia się problem. W pewnym wieku, nie wiem, czy to jest związane ze szkołą (która podobno zabija twórcze myślenie), czy z etapem rozwoju (na to niewiele poradzimy - trzeba znaleźć sposób, żeby to w miarę bezboleśnie przejść), czy wychowaniem (na to jedno mamy jakiś wpływ) twoja pociecha zaczyna być "zblazowana".
Słowo fatalne w swoim brzmieniu, nawet jeżeli nie istnieje w oficjalnych słownikach, świetnie oddaje ten stan umysłu i ducha.
Dziecko przestaje wyrażać emocje. Jest mu obojętne, czy gdzieś idzie, czy nie idzie, czy coś ogląda, czy w czymś uczestniczy, czy nie. Zaczynają się problemy z własną osobowością. Nie ma własnego zdania, albo z obawy przed brakiem akceptacji grupy rówieśniczej lub Rodziców, nie ujawnia go. Zamiast "ja" w słowniku pojawia się "my".
Zdanie grupy jest zdaniem obowiązującym, jedynym, które się liczy. Poza tym znaczenie mają marki i metki. Nie ważne jest, czy dana rzecz jest ładna, podoba mi się, tylko jaką ma metkę i ile kosztuje.
Dziecko też zaczyna kalkować postawy dorosłych, ich stwierdzenia i opinie. W słowniku pojawiają się stwierdzenia: to rozczarowujące, nie tego się spodziewałam, no może być, w domu też takie mamy itd.
Patrzę, obserwuję i.... nie podoba mi się to. Kiedy jest ten moment, że z zachwyconego dziecka wyrasta zmanierowany gówniarz? Czy my też tacy byliśmy? Da się coś z tym zrobić?
Jak Słodziaki naśladują odruch wymiotny na reklamach koników pony, to już się to zaczyna? Jak Kajtek śmieje się z Kacpra, że ten ma koszulę w różową kratkę, to już? Trzeba interweniować? I tak się wtrącam, i tak tłumaczę, ale spoglądam w przyszłość z niepokojem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz