piątek, 23 października 2020

Wkurw nasz powszedni

 Nie wiem, kiedy aż tak poruszyły mnie informacje z telewizora.

 


 

Pierwszych wolnych wyborów i transformacji ustrojowej nie pamiętam. Nie mam żadnych odczuć i uczuć z tym związanych, ani wielu wspomnień. Z poprzedniego systemu widzę obrazy: butelek mleka dostarczanych przed drzwi domu co rano (kolory kapsli miały znaczenie), napojów w woreczkach, gum Turbo, Pewexu na ul. 18. stycznia (pomarańczowe Tic - Taki), żywych karpi w wiaderku uciekających po tramwaju (trauma żywych ryb do dziś - dzięki Mamo), wieńców ogromnych chryzantem, które trzeba było opatulać na balkonie szarym papierem, żeby nie zmarzły przed 1.listopada, sklepu z żywnością bezglutenową na ul. Św.Krzyża oraz paczek od Cioci z Ameryki.

Potem była ostatnia pielgrzymka Ojca Świętego Jana Pawła II do Polski i przejście na trasę przejazdu papa mobile z R. w ciąży oraz wyczekiwanie wiadomości o jego śmierci. Gdy świat się zatrzymał akurat byłam na Franciszkańskiej. Gdzieś po drodze przed srebrny ekran przykuł mnie pogrzeb Lady Diany, atak na WTC.

Następne lata jakoś przeleciały. Może mój świat skupiał się wtedy na ślubie, ciąży, dzieciach. Nie przypominam sobie jakiś dramatów, uniesień przed TV.

Przyszła era walki o in vitro i moje zaangażowanie w monitoring pacjencki Klinik w Polsce prowadzony z ramienia Stowarzyszenia Nasz Bocian. Pamiętam też to uczucie rozczarowania władzą po kolejnych deregulacjach, które dotknęły zawodowego życia i mojego i M. Tego, że pieniędzy na nic nie ma, że trzeba zaciskać pasa, że taki klimat.

2015 rok przewrócił scenę polityczną do góry nogami. Nie wierzyłam, że Komorowski może przegrać wybory (co zrobił na własne życzenie), że pisowskie obietnice wyborcze zostaną spełnione (a jednak), że opozycja nie jest w stanie pokazać nic innego iż bycie ANTY. 

Kolejny moment przywarcia do telewizora to katastrofa smoleńska, dzień, w którym jechaliśmy do moich Rodziców świętować ich rocznicę ślubu.

Nastał w naszym domu zwyczaj oglądania informacji o 19.00 i 19.30, tak, aby wyrobić sobie pogląd na obie strony. Normalnym jest, że rząd rządzi, a opozycja protestuje. Jednak od paru lat niemal każdy protest jest totalny: Konstytucja, likwidacja gimnazjów, 6-latki do szkół, Trybunał Konstytucyjny, wolne sądy, miesięcznice, strajk nauczycieli i lekarzy, aborcja, COVID, pedofilia w Kościele, antyszczepionkowcy, "piątka" dla zwierząt.. To wszystko jest takie dogłębne,ostateczne.

Coś się dzieje, uchwalają jakieś prawo, są wybory, pandemia - protesty, akcje na FB, godziny rozmów, dochodzenia swoich racji i.....? I nic! I gówno! Nic się nie zmienia!

Jedni robią swoje idąc w zaparte oznajmiając całemu światu, że robią dobrze, że Bóg i suweren tak chciał, a inni krzyczą protestują i stawiają na swoim czele osoby z wyrokami (KOD), albo kobietę, która od początku nie miała szans (M. K-B), albo po fakcie biją się w pierś, że powinni zrobić więcej. Tak, do cholery, powinni!

Ale słychać tez głosy rozgrzeszenia, że co mogli więcej, skoro "głupi naród" idzie na kasę. No idzie i zawsze będzie szedł. Bo kasa jest ważna, bo dotrzymywanie obietnic jest ważne, bo liczy się tu i teraz, a nie długi Polski (co mnie jakaś Polska?) za 10-20 lat.

Każda skrajność jest groźna. Nowy Minister edukacji też jest skrajny. Będzie zmieniał podręczniki, usuwał jedne treści, a dodawał drugie. I co? Poprotestujemy, pokrzyczymy, powklejamy naklejki na FB i tyle. A wystarczy siąść z dzieckiem. Wytłumaczyć, nauczyć, razem przedyskutować to, czego uczą. Ale jak to? Przecież od tego jest szkoła! My nie mamy na to czasu! My mamy pracę, inne zajęcia.

Nie mamy czasu dla dzieci, nie mamy czasu na zebranie w szkole, mamy czas na naklejkę na FB. I czemu jeszcze się dziwimy? Pozwalamy, żeby wszystko się za nas działo. Mamy opinie, zazwyczaj krytyczne, na każdy możliwy temat, sami zaś ograniczamy się do pokrzyczenia dzień lub dwa. I wszyscy o tym wiedzą, oni też!

A teraz muszę jeszcze tylko zebrać siły i wytłumaczyć moim chłopcom, dlaczego od wczoraj płaczę oglądając telewizję............

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz